lis 28 2014
Jakie zmiany, procesy towarzyszą odchodzeniu duszy
Jakie zmiany zachodzą w nas na jesień życia, gdy dusza szykuje się do powrotu do Domu?
Ludzie starsi, których dusze powoli odrywają się od naszego świata by przygotować się na połączenie z duchowym wymiarem, w przeciwieństwie do młodych, potrzebują skupienia, refleksji, wyciszenia. Niejako dokonują już powoli podsumowania swego pobytu tutaj, oczyszczają swoją istotę ze zbędnych obciążeń, starają się uporządkować swoje sprawy, by łatwiej było im przekroczyć próg widzialnego i niewidzialnego. Z jednej strony dusza stara się zostawić swoje sprawy bez zbędnych długów i obciążeń, żalu i wyrzutów, które mogłyby jej utrudnić rozstanie się z ziemskim bytem i podążanie dalej. Z drugiej strony, czasem proces odchodzenia przedłuża się i jest bardziej męczący, trudny, nie tylko dla osoby odchodzącej ale też dla jego rodziny. Dlaczego się tak dzieje? Dusza obmywa się niejako w cierpieniu, w bólu, uwalnia nagromadzone złogi (emocje, żale, urazy, nieraz jej świadomość doznaje uzdrowienia w podobnym procesie, gdy ciało niejako obumiera). Sam proces cierpienia, który pobudza do wykonania rachunków swoich czynów, przejrzenia obrazów całego życia jest już swoistym zadośćuczynieniem za tzw. błędy przeszłości. Nieraz budzi się w nas skrucha, żal, zrozumienie, dusza otwiera się na światło. Nie znaczy to, że ludzie, którzy odchodzą w wielkim bólu, cierpiąc, to źli ludzie. Nasze ciała po prostu umierają przy obecnym stanie naszej świadomości, i każde ciało z jakiegoś powodu w sensie medycznym musi tzw. obumrzeć. Niektórzy jednak bardziej niż inni potrzebują przed rozstaniem się z tym światem dokonać rachunku sumienia, inni nie chcą odejść, puścić tego co materialne trzymając się na siłę materii w ślepej wierze, że to jedyny aspekt ich istoty…
Proces wycofywania się duszy, odchodzenia w zaświaty jest spokojny i pełen pokoju, gdy dusza jest świadoma swojej nieśmiertelności i łączności z Bogiem. Wówczas niezależnie od sposobu opuszczenia ciała wie, że wraca do Domu, opuszczając miejsce, które było czasem próby, lekcją, zadaniem, na wschodzie zapewne powiedziano by iluzją.
W przypadku zaś gdy człowiek, którego żywot cielesny dobiega końca a nie posiadał silnej wiary, lęk nieświadomej części duszy (zawsze jest w nas wyższa część duchowa, która jest świadoma życia Bożego i swego pochodzenia, jeśli nie zaprzedaliśmy jej świadomie) może utrudniać proces wycofywania się, opuszczania ciała i powiązań z życiem ziemskim. Bywa tak, że po odejściu taka dusza długo jeszcze trzyma się tego świata nie wiedząc gdzie ma się udać, nie chcąc odejść lub jest nieświadoma swego odejścia. Zawsze jednak istnieje duchowe i po drugiej stronie, w światach niematerialnych też funkcjonują procesy, dzięki którym dusze te w końcu trafiają do swego Nieba.
Pięknym przykładem opuszczenia ciała, choć w cierpieniu i chorobie będzie zawsze dla mnie mój dziadek, który zmarł po około 3 tygodniach przywiązania do łóżka, we własnym domu. Jego samopoczucie drastycznie pogorszyło się z dnia na dzień i w ciągu miesiąca spakował się i pożegnał z tym światem bez żalu i kurczowego trzymania się przeszłości. Dziadek wiedział, że nadszedł czas i spokojnie, z godnością przetrwał trudne ostatnie dwa tygodnie, podczas których choroba wyniszczyła ciało, pozbawiając go możliwości poruszania się, mówienia i przyjmowania płynów. Odchodził z uśmiechem na twarzy pocieszając nas wszystkich. Pomimo że sam mówił o sobie, że jest agnostykiem, to nie bał się śmierci. Nie trzymał się kurczowo tego co ziemskie, twierdząc, że nie ma po co przedłużać tego co nieuniknione, że swoje już przeżył. Nie chciał też obciążać rodziny opieką nad uwiędłym ciałem. Jego spokój nie wynikał z wiary w Boga i inny wymiar istnienia, lecz wypływał z dobrze przeżytego, sprawiedliwego życia. Dziadek odczuwał spokój towarzyszący ludziom, których nie dręczy poczucie winy, niepozamykane sprawy, czy pretensje innych osób. Starał się przez całe życie trzymać się zasady uczciwości i nie krzywdzenia innych, miał silne poczucie obowiązku i ludzkiej prawości. Wszystko to razem złożyło się na w miarę szybki proces opuszczenia ciała i pożegnania się z tym światem.
Kiedy nasza energia wycofuje się stopniowo, najpierw z czakr najbardziej powiązanych z tym co ziemskie, wędrując niejako w ‘górę’ naszej istoty, musi się rozstać z przywiązaniem do tego co materialne, co czysto ziemskie, ludzkie a powiązane z każdym z ośrodków –czakr w jego ‘ciele aurycznym’. Każda czakra symbolizuje niejako inne aspekty naszego życia i to jak się z nich wywiązywaliśmy, jak budowaliśmy naszą istotę poprzez wspólne istnienie tu w aspekcie tych wymiarów (więcej i jaśniej na ten temat w artykułach opisujących ośrodki-centra energetyczne człowieka) . W zależności od tego kto odchodzi, w jakim wieku i jak żył proces ten będzie przebiegał inaczej. Zawsze będzie jednak miał na celu powrót do duchowego z jak najmniejszym bagażem.. Najtrudniej chyba patrzeć na żegnanie się z życiem osób nam bliskich, które odchodzą na własne życzenie, nie szanując daru jakim jest życie, będąc skłóconymi z ludźmi, światem i Bogiem. Obrażeni na życie, gardzący istnieniem i darem jakim jest pierwiastek Życia, odchodzą nieraz w wielkim bólu, poczuciu opuszczenia i zgryzocie… a najbliżsi czasem starają się i potrafią utorować im drogę w górę swoimi modlitwami a czasem nie…
Wracając jednak do tematu jesieni życia. Energia ludzi starszych jest inna niż ludzi w kwiecie wieku i ma odmienne potrzeby. Wytwarza wokół siebie aurę spokoju, pogodzenia się z prawami wszechświata, zaakceptowania lekcji życia, gotowości do puszczenia materialnego a zwrócenia wzroku ku duchowemu. Dlatego też dziadkowie i dzieci, które nadal mają czysty kontakt ze światem ducha, często wzajemnie korzystnie na siebie działają, a ich energia pięknie się uzupełnia i wspiera.
Idealnie byłoby gdyby nasze ciała nie starzały się wcale, a jakość naszego życia i świadomość umożliwiała cieszenie się zdrowiem przez wieki i zdobywanie doświadczeń, przerabianie lekcji w ziemskiej szkole na poziomie, który wyklucza obumieranie komórek. Niestety błędy w pojmowaniu, rozumieniu istoty życia, sposobu przeżywania go i wreszcie niedojrzałość uczuciowa człowieka wymaga jeszcze wiele pracy przez pokolenia i zmian w ich świadomości.
Pięknie by było gdyby długość życia przekładała się na jego jakość i służyła swoją mądrością i wiedzą przyszłym pokoleniom. Niestety nie zawsze da się powiedzieć, że człowiek starszy to człowiek mądry, choć chciałoby się żeby siwa broda zawsze zasługiwała na szacunek. Czasem wystarczy spojrzeć na twarz człowieka żeby stwierdzić z jakim bagażem odchodzi, jakim był człowiekiem… Kiedy napotykamy wzrok osoby starszej uderza nieraz młodość spojrzenia, żywe oczy. Oczy zawsze pozostają młode, są niejako zwierciadłem duszy i przypominają, że to nie koniec ale jedynie rozstanie z ciałem, które na ten czas służyło nam (albo powinno służyć) na Ziemi do godnego życia, wyższych celów, ubogacania duszy, poznawania różnych aspektów miłości w przejawie, poznawania siebie, choć nie zawsze mogliśmy mieć tego świadomość.
Pozostaje mieć nadzieję, że nasza jesień życia tu na Ziemi będzie pełna godności, wewnętrznego światła i zrozumienia dla przeżytych doświadczeń, pozbawiona żalu i przywiązania do tego czego zabrać ze sobą w dalsze życie się nie da. Oby ci, których zostawiamy tu potrafili zawsze myśleć o nas ciepło, z miłością, to już bardzo dużo, to jak światło przewodnie dla zbłąkanych po drugiej stronie.
Pozdrawiam,
Magdalena