gru 05 2014
Bezpieczna przystań czyli filary, na których budujemy nasz świat
To co zawsze wiesz, że Jest, na co możesz się powołać w chwili zwątpienia, gdy paraliżuje strach, gdy samotność zagląda w oczy, a pustka wydaje się pożerać serce… Co to jest dla Ciebie?
Do pewnego momentu w życiu większość z nas ma swoją tzw., ja to nazywam kotwicę, w rodzinie. Jeżeli przyrównać by ludzi do statków na wodzie, to każdy potrzebuje bezpiecznej przystani, portu do którego zawija raz na jakiś czas, by uzupełnić zapasy, poczuć się bezpiecznie, odpocząć. Gdy jesteśmy dziećmi naturalnym portem jest zazwyczaj dom rodzinny, opiekunowie, ktoś komu ufamy, kto nas wychowuje, uczy, prowadzi. Z czasem, w miarę budowania swego indywidualnego ja, własnych poglądów, kreowania świata na podstawie samodzielnych doświadczeń, możemy zmienić punkt zakotwiczenia, np., w mężu, w religii, we własnych dzieciach, w pracy, czy wiedzy… Tyleż jest opcji do wybrania co ludzi, każdy jednak ma w określonym czasie tu na Ziemi, coś co buduje jego zaufanie i podtrzymuje jego świat w całości.
Dla jednych filarami trzymającymi prywatny obraz świata będzie wykształcenie i praca zawodowa- jako solidny fundament zapewniający bezpieczeństwo w świecie, dla innego będzie to wsparcie przyjaciół, a dla kogoś innego druga połowa. I tak nieraz przez całe życie trzymamy się naszych filarów i całkiem nieźle one funkcjonują dla niektórych, lecz bywa i tak że walą się nam na głowę pozostawiając nas w rozpaczy, klęczących na ziemi, z niedowierzaniem wpatrzonych w obraz ruiny jakim stał się nasz dom wierzeń, który runął jak domek z kart. Co wtedy? Co jeśli wydarzenia w twoim życiu doprowadziły cię do punktu, w którym musisz zweryfikować swój cały światopogląd, bo filary runęły nie wytrzymując ciężaru, a ty dryfujesz po nieznanych wodach bez punktu zakotwiczenia? Na czym teraz zbudujesz swój świat?
To są niestety pytania, przed którymi staje wielu ludzi na pewnym etapie swego życia. Kiedy się podnoszą z klęczek (po miesiącach, tygodniach lub latach) szukają punktu oparcia i nieraz widzą, że wszystkie dotychczasowe środki były pozbawione sensu, budzi się w nich lęk o przetrwanie- bo jeśli wykształcenie, praca, pieniądze, nie zatrzymały jego, jej przy życiu, a on był jedyną kotwicą, to co dalej? Pieniądze przestały dawać złudne poczucie bezpieczeństwa, a wiedza, na cóż się zdała gdy zostałem sam? Gdy umieszczamy naszą jedną jedyną kotwicę w drugiej osobie, np. małżonku, po jego stracie bardzo ciężko nam odbudować swoje życie. Znane są mi przypadki, gdzie po śmierci jednego z małżonków druga osoba czyniła wszystko, by opuścić ten świat jak najszybciej, bo nie potrafiła odnaleźć sensu istnienia, gdyż nigdy go nie szukała w głębszych prawdach, poza życiem tu z tą jedną osobą. To straszne, gdy zamykamy nasz świat i uzależniamy jego całe funkcjonowanie przez długie lata od jednej kotwicy, od jednego aspektu, nie poszukując prawd głębszych, duchowych, które umożliwiłyby nam wyzbycie się lęku przed istnieniem. Nieraz takie dramatyczne okoliczności w życiu człowieka pojawiają się właśnie po to, by mógł spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy, wyjrzeć troszkę poza bezpieczne wody swojej małej przystani i zobaczyć co jeszcze może być poza nią.
Zdumiewające jest ile kotwic tworzymy, ile przystani budujemy w świecie materialnym, złudnym, który przecież dobrze to wiemy, pryśnie jak bańka mydlana w przeciągu kilkunastu, kilkudziesięciu lat. To tak niewiele gdy się nad tym zastanowić.
W przypadku ciężkiego wypadku, śmierci klinicznej, doświadczeń zajrzenia poza ten wymiar i przelotnego zerknięcia na Prawdę, ludzie zmieniają swoje kotwice i przebudowują całe życie, twierdząc że już nigdy nie będą tacy sami, bo zobaczyli drugą stronę. Ale przecież nie trzeba aż tak drastycznych doświadczeń żeby umieścić naszą wiarę, ufność i poczucie bezpieczeństwa w tym co zawsze było, jest i będzie. Co jest wieczne? Duchowe jest wieczne, nie materialne. Gd wszystko się wali, jak mówią: gdy trwoga to do Boga i to jest prawda. W ekstremalnych sytuacjach, gdy wszystko inne zawodzi a nasze ego stoi samo niezdolne nam pomóc, zaczynamy dostrzegać Boga. Im częściej się odwołujemy po pomoc duchową, tym częściej mamy jej świadomość a nasza więź, połączenie staje się silniejsze, buduje się nasze zaufanie, nabieramy pewności, że jest jedna Kotwica, która się nie zerwie, która jest Wieczna.
Każdy potrzebuje jakiegoś wizerunku, ideału, myśli, którą stawia jako wzór, jako pewnik. Zależnie gdzie, w czym, umieścimy nasz ideał, do którego dążymy, tak też będziemy siebie budować. Jeżeli wibracja naszego ideału jest niska, to co sobą wyraża nie ma źródła w miłości i prawdzie, wówczas cała postawa jednostki naśladującej i jej wibracja będzie odpowiednio niska, ciężka, czyli przepełniona niepewnością i lękiem. Jeśli zaś będziemy się otaczać wizerunkami światła, miłości, dobra, takimi które nasza kultura uważa za duchowe, wówczas nasza wibracja będzie dążyć do osiągnięcia wyżyn, do oświecenia i stopniowo będziemy budować w swoim życiu i postawie takie zachowania i relacje, a one będą w nas umacniać poczucie Prawdy i bezpieczeństwa z niej wypływającego.
Świadomość życia jako duchowego, świadomość wieczności duszy, świadomość istnienia poza czasem i przestrzenią, poszerza horyzonty na tyle, że chcemy umieścić nasz bezpieczny port, naszą kotwicę, w niezniszczalnym, wiecznym Sercu, Umyśle Boga. I tylko ta kotwica daje poczucie bezpieczeństwa, niestety każda inna, jest tylko etapem na drodze do poznania prawdy, do poznania siebie, do odpowiedzi na pytanie- kim jestem?
Przy tak pojętym istnieniu, świadomość odczuwa żal po stracie bliskiej osoby, owszem pamięć pozostaje żywa ale jakże pomaga świadomość, że ukochana osoba nie umarła ale żyje w prawdziwej postaci-duchowej, że jeszcze się spotkacie i wymienicie miłosne spojrzenia. Jeżeli jest jakiś pewnik, to taki, że miłość nie umiera, to fundament tego i tamtego świata. To godny filar, na którym można zbudować życie. On nie runie bo jest zakotwiczony w Bogu.
Magdalena