gru 10 2014

Gdyby całe doświadczenie było nam dane naraz…

OceanaKilkanaście lat wstecz, gdy chodziłam do szkoły, na ścianie w sali do języka polskiego widniał napis polskiego wieszcza, niestety nie pamiętam go dokładnie, jedynie ogólny sens: To błogosławieństwo, że całe doświadczenie nie jest nam dane naraz, bo nie moglibyśmy go udźwignąć, a człowiek załamałby się pod jego ciężarem- takie było przesłanie. W tamtym czasie, nie do końca pojmowałam dlaczego moja polonistka tak sobie ceni te zdanie, teraz, gdy mój bagaż doświadczeń się znacznie powiększył już rozumiem i zgadzam się, to bardzo piękna i głęboka myśl.

Życie przeciętnego człowieka to koło, które się toczy po nierównej drodze, to jakby sinusoida, raz wzloty a raz upadki. Ktoś mądry kiedyś powiedział, że szczęście nie polega na tym żeby były same wzloty, ale żeby odnosić się do wszystkich wydarzeń z jednakowym spokojem i pogodą ducha. Rzecz nie w tym, że nie mamy wpływu na to gdzie się koło potoczy, lecz w tym żeby uczyć się nie krzyczeć z przerażenia za każdym razem gdy podskoczy. Żeby uczyć się przyjmować każde zdarzenie jako pochodzące z wyższego źródła a dzięki temu mądre i użyteczne. Z naszej perspektywy ciężko dostrzec wszystkie powiązania i ciągi przyczynowo-skutkowe, dlatego pozostaje nam zaufanie, że na planie wyższym nic nie ginie i wszystko ma swój głębszy sens, przyczynę oraz skutek. Dlatego zarówno dobre jak i te złe zdarzenia- bo tak określamy nasze nierówności na drodze, powinniśmy przyjmować z jednakową ufnością i nawet…wdzięcznością, bo w szerszym obrazie, kontekście naszego całego istnienia na pewno wnoszą to co niezbędne dla nas w wielkim planie, a czego my stąd nie możemy dojrzeć.

Musimy być świadomi faktu, że nasz rozwój, doświadczenia i rozwijanie się naszej istoty w ziemskich warunkach to nie ciąg wyłącznie optymistycznych, super przyjemnych zdarzeń. Są i będą zdarzać się sytuacje odbierane przez nas jako trudne, przykre, niechciane, dopóty dopóki nie osiągniemy stanu całkowitego oświecenia, jedności z Bogiem, Absolutu, wiecznej mądrości, samadi, czy określcie sobie to jak chcecie. Ja z pewnością do tego etapu jeszcze nie dotarłam, dlatego jak wszyscy moi znajomi zmagam się ze swoimi dołkami i górkami. Nie sposób też odciąć się od znajomych i bliskich, bo nie chcemy doświadczać przykrych sytuacji za ich pośrednictwem- nie tędy droga.

Idealnie byłoby każde potknięcie, minus na sinusoidzie i gorsze dni, kiepskie samopoczucie, traktować tylko jako etap, w doskonałym całościowym planie. Idąc tym tokiem myślenia, łatwiej się akceptuje porażki, ale też trzeba uważać, bo można wpaść w pułapkę nic nie robienia, poddania się, stwierdzenia- to po co ja mam dążyć, starać się, zabiegać o cokolwiek, gdy wszystko i tak się dzieje zgodnie z wyższym planem, a ja mam to po prostu z uśmiechem akceptować. To raczej filozofia bliższa szkole wschodniej, jednak w naszych zachodnich warunkach słabo się sprawdza, my musimy dodać coś jeszcze…

Żyjemy w takim a nie innym świecie, urodziliśmy się w określonych warunkach, miejscu i czasie, takie opcje wybraliśmy dla naszego rozwoju, doświadczania jako najlepsze. Może zachodnie podejście do cierpienia nie jest pozbawione sensu, święci w chrześcijaństwie ofiarowali swoje cierpienia za grzechy ludzi, były one wynagrodzeniem, drogą do wyniesienia ludzkości, odkupienia. Wszystkim przydarzają się trudne i bardzo bolesne doświadczenia, które przeobrażają nasze ja, stając się milowymi krokami na drodze do wyższej świadomości. Jestem zwolennikiem zdania, że te nasze dołki, jakby na nie nie patrzeć, są nam potrzebne, służą czemuś (nie mam tu na myśli użalania się nad sobą czy ciągłej depresji bo trzeba rano wstać do pracy). Gdy o tym pomyśleć czasem nic nie jest wstanie nas zmotywować do zmiany zdania, życia, opinii na jakiś temat, do zakasania rękawów i wzięcia się do pracy niż….trudne doświadczenia, przysłowiowy nóż na gardle lub kopniak od ‘losu’. Gdy popatrzę wstecz każde najbardziej bolesne wydarzenie mojego życia, było moim największym motywatorem, przyczyną, impulsem rozpoczynającym wielkie zmiany, nowy rozdział w życiu. Gdyby nie te punkty zwrotne, nigdy nie byłabym tą sobą, nie szukałabym głębiej, zadowoliłabym się dużo mniejszą wiedzą, możliwościami. Nie szukałabym odpowiedzi na istotne pytania, gdyby płacz i bezdenna rozpacz nie wymusiły na mnie próby dotarcia do światła, do prawdy, do zerwania zasłony i szukania czegoś poza tym co dla oczu widoczne. To te najtrudniejsze doświadczenia zmuszają nas do odnalezienia odpowiedzi na pytania, które właśnie wtedy, w takich momentach wypływają na powierzchnię duszy i prowadzą w stronę ducha. Takie bolesne zdarzenia najbardziej otwierają oczy duchowe, odciągają nasz wzrok od świata materialnego i zmuszają do poszukiwania głębiej, do kopania poprzez mur pojęć i idei, tego co ceniliśmy a się nie sprawdziło, do pozbycia się skorupy, w którą się przyoblekamy tworząc swoją tożsamość na dany czas. Bez rozbicia tej skorupy nie da się wyjrzeć poza ograniczony horyzont i zobaczyć szerszej perspektywy. Cierpienie zmusza do szukania światła, do podniesienia wzroku do góry. Gdy sięgamy dna to znak, że czas się odbić i płynąc do góry. Pięknie tą ideę oddaje karta z anielskiej talii zatytułowana ’Oceana’. Karta ukazuje istotę wynurzająca się z ciemnych głębin, płynącą wzdłuż jedynego strumienia światłą w górę, z twarzą utkwioną w oświetlonym celu na górze. Podpis brzmi: Zacznij działać. W tej sytuacji jesteś wierny prawdzie. Musisz zaufać swojej intuicji i uwierzyć w siebie.

Gdyby całe doświadczenie było nam dane naraz… Aż strach pomyśleć, może błogosławieństwem jest to, że rodzimy się jako tzw. tabula rasa i możemy zacząć z pustym workiem nową podróż, jak Głupiec w talii tarota, szczęśliwy, bo nieświadomy. Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć co było przed tym życiem i co będzie po nim, i rzadko kiedy nachodzi nas myśl, że nie ma tego ‘złego’ co by na dobre nie wyszło. Może ‘amnezja’ nie jest taka zła, gdy pamięć o przeszłości może tylko utrudnić lub wręcz uniemożliwić dalszy rozwój z miłością w sercu.

Dziś moją kartą dnia jest 7 buław, to ona mnie natchnęła do pisania. Żyć dla sprawy, walczyć dla idei, dla swojej wizji, tego w co wierzysz, w tobie jest światło przewodnie i nie pozwól, by zgasło lub zgasiły je przeciwności, trzymaj je wysoko, dbaj by się paliło. Co je podtrzymuje? Ogień ducha, on potrzebuje wiary w prawdy głębsze, wiary w wyższą rzeczywistość i miłość bo bez niej świat pozbawiony byłby sensu, a walka przegrana. 7 buław mówi: nie poddawaj się, pamiętaj, że to kolejne doświadczenie w twoim życiu, i ono przeminie przecież wiesz o tym, ale światło w tobie będzie trwać nadal. W tym rzecz, że wszystkie nasze doświadczenia muszą mieć ideę przewodnią, światło, które jest zawsze w nas i jest święte, wieczne i prowadzi po nierównej drodze życia. Najwięksi wojownicy to ci, którzy mieli wielką myśl, ideę, w którą święcie wierzyli, a gdy jeszcze była ona zakorzeniona w Prawdzie, to można by rzec, że byli niezwyciężeni.

Magdalena

Brak komentarzy