wrz 20 2015
Porównywanie się, kopiowanie, odwzorowanie czyjegoś obrazu na sobie to droga na manowce, fatamorgana szczęścia
Całe życie patrzę z niejakim podziwem i domieszką zazdrości na moją siostrę- i się zastanawiam jak ona to robi, że ubrania leżą na niej jak na okładce rodem z Vogue i zawsze jak nowe, wszystko eleganckie, dopasowane… Nawet jak wstaje rano z łóżka i idzie do kuchni po kawę to wygląda jakby szła na sesję zdjęciową! A ja choćbym wzięła z jej szafy wszystkie najlepsze ciuchy…to cóż nijak później odbicie w lustrze nie przypomina tego efektu jaki miałam w głowie widząc siebie w tych jej ubraniach.
To przerażające jak często przymierzamy w głowie ubrania z szaf innych ludzi sądząc, że będziemy w nich lepiej wyglądać niż w tym co mamy w swojej szafie. Sądzimy, że dzięki innych ludzi ubrankom będziemy piękniejsi, bardziej poważani, cóż szczęśliwsi ze sobą, bo przecież będziemy już wyglądać tak super pięknie, jak on, ona. Ileż to razy widzę ludzi, którzy podglądają innych w siódemce mieczy- to moje ostatnie spostrzeżenie- 7 Mieczy ukazała mi się jako zazdroszczenie, podglądanie jak inni żyją –trochę podkradanie pomysłów na życie od kogoś…Bo trawa po drugiej stronie płotu jest zawsze bardziej zielona i lepiej przystrzyżona…
Głównym problemem większości z nas jest mylna ocena, że to co wygląda pięknie na wieszaku albo tej czy tamtej osobie, niestety nie musi być równie dobre dla nas. I tak moja siostra ma zupełnie inną figurę i nawet gdybym chciała krok po kroku skopiować jej ciuchy, styl, to nic z tego nie wychodzi (wiem bo próbowałam :)-siostra chętnie się ze mną dzieli swoja szafą-niestety mało co z jej stylowych ubrań na mnie wygląda dobrze). Albo tu za ciasno, albo tu za dużo zwisa albo wyglądam jeszcze gorzej niż bym chciała przyznać. Jednym słowem porażka, koniec końców człowiek dochodzi do wniosku, że albo jest po prostu gorszy niż inni albo nie ma gustu, albo nie pasuje do wielkiego świata…
Cały problem w tym, że nie widzimy tej całej szafy- czyli zespołu naszych cech na to życie, lekcji, pomysłów, zasad jako pracowni krawcowej. Żadna porządna krawcowa nie zaproponowała by mi w życiu sukienki, którą by uszyła na miarę dla mojej siostry, bo wyglądałabym w niej jak w worku po ziemniakach…a ona oczywiście jak księżniczka. Krawcowa wie, że każdy ma inną sylwetkę, każda z nich ma swoje, jakiejś strony wypukłe, plusy i minusy z punktu widzenia uszycia i dopasowania, ale wie też, że wszystko da się tak pozszywać żeby figura typu gruszka czy jabłuszko lub dynia wyglądała jak najpiękniejszy kwiat i czuła się dobrze w swojej skórze, ze sobą. Tutaj kłania się ciekawa i piękna karta równowagi z Mona Lisy-zobaczcie, że krawcowa ma już swoje lata i ze starannością wszystko mierzy, kieruje się wielkim doświadczeniem i dokładnością…ale z sercem…bo to ono jest jednak tu najważniejsze i je przyszywa nadzwyczaj dokładnie… Nigdy nie lubiłam sztywnych ubrań, zbyt ciasnych, garniturów, które krępują moje ruchy i zbyt wysokich szpilek, w których można dojść tylko do samochodu i do stolika z sałatką (bo przecież nie zjesz babki ziemniaczanej, klusek babcinych w czymś co ściska cię jak gorset :)).
Tymczasem wszyscy funkcjonujemy w ramach nacisków tego co wypada, co jest modne, co zaimponuje innym….A co w tym najgorsze? Że fakt czy czujemy się szczęśliwi ze sobą oceniają inni a nie my. Tak. Popatrzcie ileż to osób tak myśli, ileż to razy my sami szukamy w innych potwierdzenia faktu czy jesteśmy wartościowymi ludźmi, czy prawidłowo żyjemy, czy w oczach innych uchodzimy za zgraną parę, za wspaniałych rodziców, za dobrych przyjaciół… Staramy się wpasować w wizerunki-obrazy, które budzą nasz podziw, zazdrość, i wywołują przy okazji poczucie winy, że sami tacy nie jesteśmy… Mimowolnie wzbudzają też złość, którą tłumimy (nieraz latami nie przyznając się przed sobą co robię i dlaczego w ogóle czuje się zły?), zazdrość, budzą niezdrową rywalizację: ‘Ja też cholera potrafię być tak szczęśliwy, taki super fajny i też mam takie udane małżeństwo!’. I biegnę, gonię, jak do supermarketu przy najlepszej promocji (sąsiad mówił, że dziś wyprzedają laptopy!- w sumie nie potrzebuję ale skoro wszyscy chcą je mieć, to dziś to chyba taki wymóg lepszego standardu)- ale w sumie po drodze nie zadaję sobie pytania czy ja naprawdę tego chcę, jakim kosztem to osiągnę, co poświęcę po drodze…
W sumie te wszystkie pytania wracają gdy się budzimy ze snu o idealnej sukience, w której widziałam koleżankę…ale często jest za późno na naprawy i musimy mozolnie zaczynać budować nasze własne poczucie wyjątkowości-wartości od zera, albo jeszcze gorzej, z dużego minusa. W biegu po to marzenie z kolejnego spotu reklamowego, np. po super wakacje Iksińskiego na Majorce) zapominamy co wyjątkowego jest w nas, kim my jesteśmy i kim chcemy być, za co pokochali nas nasi najbliżsi…i często przeinaczając ten nasz obraz na siłę zawodzimy właśnie naszych bliskich. Po prostu zapominamy o tym, że oni też muszą się wpasować w to co podejrzałem gdzieś i uznałem za lepsze od tego co mam ja. A propos tego co mam ja- moja córka właśnie ogląda bajkę i śpiewa- Pamiętaj co wyjątkowego w Tobie jest- każdy wyjątkowy jest! Hihi doskonała lekcja i przesłanie dla mnie.
W 9 Buław odwróconej, jakże wspaniale by było odkryć za murem opinii, poglądów, wyobrażeń na temat tego jakim powinienem być, to co już jest. Większość ludzi ani nie zna siebie samych ani nie stara się poznać, ani dowiedzieć czego Chce Naprawdę, co jest Ich Radością… Zbyt przejęci tym co narzuca świat zewsząd, stylem życia innych, oceną świata, i wiecznym wyścigiem ‘doskonałości’, wyścigiem szczurów-od bycia doskonałą mamą po idealnym szefem… Te obrazy osaczają nas, duszą i zabijają naszą prawdę o nas, wprawiają w depresję, poczucie bycia gorszym, niezdolnym do osiągniecia czegokolwiek, bo jak możesz być w pełni wartościowy jeśli nijak nie wyglądasz o 6 rano w kuchni jak babka z reklamy, która piecze ciasto i nie ma na sobie najmniejszej plamki. Mało tego, stoi przy idealnie czystej kuchni na wysokich obcasach w pełnym make up-ie i jest krucze szczebiocząco radosna! I gdzie tutaj jakakolwiek prawda, naturalność. Łykamy te fałszywe obrazy, żyjemy nimi, tworzymy ich odbicie na siłę, wklejamy w nasze ramy, bo tak trzeba, tak wypada …i to wygląda dobrze w oczach innych. A skoro inni mówią o nas, że wyglądamy na najfajniejszych ludzi na świecie, tacy zgrani, radośni, taka urocza rodzinka, no to chyba tacy jesteśmy no nie? A skąd później, po latach, ludziom biorą się niewyjaśnione depresje, sięganie po alkohol, stres ponad miarę, duszności, myśli samobójcze… Czasem lepiej popatrzeć na tzw. zgryźliwego tetryka i posłuchać jego zrzędzenia niż patrzeć na maskę, która pokazuje wszystko co miłe ale nic co jest naprawdę… Pierwsze nas nie omami i nie sprawi, że będziemy kombinować za jakim obrazem mamy schować prawdziwych siebie, a drugie cóż… Mniej ugruntowanych w sobie pociągnie w świat sztucznych słów i gestów bez wyrazu, tym silniejszym pozostawi co najwyżej przykry smak w ustach i uczucie zmarnowanego czasu…
Jaki jest największy lęk człowieka, który żyje w świecie symboli, reklam, norm narzuconych przez ‘idealny’ świat? Wisielec- wyjście z pantomimy, bo jakże kukiełka kierowana dotąd niewidzialnymi nićmi pacykarza miałaby teraz samodzielnie zacząć żyć, oddychać, podejmować decyzje? Jak? Jeżeli ona nawet nie wie gdzie zacząć, kim jest, jak się chodzi, mówi, co powiedzieć, co jest moje, naturalne? Czego ja chcę? Czasem gdy w kwiecie życia budzimy się ze snu pacynki, nitki się zrywają, a my odkrywamy, że całe życie dotąd było puste, w środku jakby nie nasze, pożyczone na rzecz znajomych, lepszego domu, wyścigu o lepszy samochód, piękniejszą kreację na balu firmowym…to czasem nie znajdujemy już w sobie siły by zaczynać od nowa, czasem nie wiemy nawet czy jest sens, skoro nic co dotąd robiłem go nie miało… Tacy ludzie potrzebują zobaczyć siebie inaczej, poza maskami perfekcjonizmu, które kolekcjonowali przez lata pieczołowicie w szafie. Ta maska bo tak wypada, ta bo tak mnie nauczyli rodzice, ta bo mój szef taką mnie lubi, ta bo mąż z taką chce być, ta bo znajomi uważają, że jestem trendy…itd. A jak wygląda prawdziwa twarz? Kto to wie, kto by pamiętał te wspomnienia z dzieciństwa, tego mnie sprzed lat, tego który jeszcze miał marzenia o szybowaniu po swojemu na własnych skrzydłach…
Stworzyć obraz siebie… Z czego go budujesz ty, z czego budują oni? Czy jesteś sam autorem swego portretu? Czy użyłeś takich farb jakie ci się podobały, tych kolorów, które ci w sercu grały? Czy może tych, które budziły zachwyt przechodniów, kolegów, które jej się podobały- 8 denarów w Mona Lisie.
Wszyscy pragniemy być po prostu szczęśliwi, wolni, piękni…moja koleżanka by dodała, że jeszcze różowi i świetliści… Ale gdy jednocześnie nie chcemy zawieść..hmm świata, a przynajmniej tak się nam wydaje, że robimy wiele dla innych, że zakładamy te maski, że walczymy o te domy, samochody, luksusy, znajomości dla rodziny, o ironio lepszego życia i w konsekwencji wyobrażenia na temat ‘szczęścia’. Tymczasem kończymy w 2 buław, wygląda to trochę jak schizofrenia, zaburzenia osobowości, z jednej strony ciągniemy ku temu co świat narzuca, co opinie innych w naszej głowie krzyczą, że jest słuszne, właściwe, że uczyni nas szczęśliwymi, bo przecież wszyscy muszą być szczęśliwi jeśli wyglądają jak dziewczyna z żurnala… Z drugiej jednak strony- ta dziewczyna z żurnala w zaciszu własnego pokoju cierpi na bezsenność, anoreksję, depresję, cierpi bo nikt jej nie kocha za to kim jest ale za to kogo pozuje, kim staje się dla kogoś na życzenie. Zawsze w roli takiej jaką ktoś zamówi, nigdy w takiej jaką mogłaby być dla siebie… A jaką mogłaby być dla siebie? Kto wygra? W którą stronę pociągnie wóz w 2 buław, w stronę pacynki w przedstawieniu pacykarza czy w stronę odkrywania siebie w swojej umiejętności bycia krawcową? Żeby wyjść z zaczarowanego lustra-obrazu w ramach jakie świat nam podstawia, serwuje na każdym rogu, trzeba wierzyć głęboko, że jesteśmy wyjątkowi i wartościowi, bo wtedy nic co inni nam sprzedają nie dorówna naszemu wewnętrznemu ideałowi. Dlatego, zrozumiałam to dopiero po dobrych paru latach, tak ważne jest by mieć silnie ugruntowane poczucie własnej wartości a stąd pewności siebie- kiedyś myliłam to z pychą i wywyższaniem siebie, ale to nie tak. Pokora tak, poczucie własnej wartości tak, ale nie budowane na byciu lepszym od innych, na ich słabościach, lecz na swoim wewnętrznym przekonaniu, że jestem wyjątkowy i piękny taki jaki jestem w swej istocie, w prawdzie. I jaka to frajda, jaka wspaniała wyprawa, odkrywać siebie, swoje walory, cechy, zachcianki z latami mijającymi… Czasem potrafi nam zabrać dobrych kilkanaście lat żeby odkryć, że ja tak naprawdę to nie lubię spędzać wakacji w luksusowym apartamencie nad morzem, tylko wolę pojechać pod namiot, albo zostać w domu i posadzić kwiatki w ogródku- ale to takie mało atrakcyjne lub przebojowe, niemodne i zupełnie beznadziejnie w oczach świata. Ale wiecie co, ja to kurna lubię! I niech cały świat jedzie męczyć się w luksusie a ja pomedytuję na kocu na własnym trawniku! I to jest budowanie własnego obrazu w prawdzie, to jest odwaga by nie zaprzeczyć sobie, nie wyśmiać tego co w Tobie woła o prawdę –twoją prawdę.
Często prawda o nas samych jest bardzo sprzeczna z tym co serwuje świat, co w jego oczach jest cool, trendy czy sexy-nie przepadam za tymi słowami między nami mówiąc- to szablony ramy wypaczające prawdę… I trzeba nie małej odwagi i czujności żeby nie zakopać jakiejś prawdy o sobie pod gruzami wstydu, wyśmiania, czy bycia przegranym…. To tylko wyobrażenia, opinie innych- którzy mają jeszcze mniej odwagi niż ty, by szukać samego siebie… Nie gub swoich marzeń, nie gub siebie, poprzymierzaj swoje ubrania w szafie, które kolory ci pasują? To nie ważne, że to już niemodne w tym sezonie, popatrz w jakim kroju ci wygodnie a w jakim czujesz się jak sztywna lalka na cienkich napiętych linkach? Co wyraża ciebie a co zaprzecza Tobie, co ukrywasz w tym ubraniu, a co starasz się podkreślić nakładając to czy tamto, czemu chcesz ukazać siebie w takim świetle i w takiej pozie? Czy to cię zadowala, czy tylko twoją pychę, twoich znajomych, rodziców, świat?
Gdzie jesteś ty? Gdzie? Kim jesteś teraz? A kim naprawdę chcesz i wiesz że mógłbyś być, bo takim w głębi jesteś…. Popatrz, poprzyglądaj się, zatrzymaj, nie biegnij już, nie wszystko naraz, najpierw jedna wygodna bluzka, spodnie, potem może butki trochę kapciowate ale wygodne …a może przejdę się dziś boso po zroszonej trawie i zobaczę jak ja się z tym czuję?
Odpowiedzi potrafią zaskakiwać…i wywoływać także uśmiech- ‘Wow! to ja naprawdę taki jestem, nie sądziłem, że lubię…samotne popołudnia, bo nigdy nie spędzałem ich w taki sposób, a tu proszę…nadal jestem w szoku- i wiecie co- chce więcej- więcej siebie!’ – To słowa nowego odkrywcy, który wyburza ramy w starym świecie-obrazie siebie.
Nie zawsze łatwo zacząć, często zaczyna się na gruzach starego, po rozwaleniu się jakiejś ważnej struktury w 10 Mieczy, która wprawia nas w osłupienie i bezradność i zmusza do zadania pytania- co ja mam właściwie dalej robić ze swoim życiem? Zawsze jednak warto przy takiej ‘okazji’ (wielkie zmiany z reguły rodzą się na ruinach starego) nie wchodzić w stare tory, ale spróbować przymierzyć inne buty, poszukać nowego kroju w szafie, zobaczyć czy ja w ogóle chcę dalej chodzić w garniturze, czy może w dresach?
Maluj swój obraz podłóg siebie, żebyś później mógł z niego wydobyć to, co buduje ciebie a nie rozbić kolejną pustą skorupę stwierdzając, że w środku nie ma nic…bo z niczym się moja głębia nie identyfikuje…
Udanego poszukiwania własnego ja na szlakach życia…odwagi w odkrywaniu siebie. Odkrywanie siebie naprawdę może być niezwykle ekscytujące i ciekawe….jak i trudne…zaskakujące, ale nic też w życiu nie daje większej satysfakcji, poczucia spełnienia i tej pewności, że naprawdę Żyję.
Magdalena