gru 11 2015

Uzdrawianie a świadomość

f9ec5fc7461a0607d2811411619810c4Uzdrowienie świadomości to słowo klucz do naprawienia życia, wyzdrowienia, polepszenia jakości naszego bycia tutaj, to słowo klucz, od którego w zasadzie można wyjść do każdego uzdrawiania, na każdym polu, to tzw. środek który doprowadzi na każdy plan, do każdej ‘usterki’…
Gdy czujemy, że nie potrafimy przepchnąć jakby dla nas w życiu jakiejś idei, pomysłu, gdy coś nie wychodzi, gdy wszystko się wali, gdy ciało nie nadąża, często jak po nitce do kłębka szukamy źródła, żeby naprawić problem, bo ‘lekarstwa’ tylko tłumią objawy a nie zatrzymują postępu 'choroby’.

Świadomość to nic innego jak nasz system wartości, za pomocą którego postrzegamy świat, jego różne aspekty, zjawiska, ludzi, to nasz stosunek do płaczącego dziecka, do starszej osoby przechodzącej wolno przez ulicę (budzi albo irytację albo współczucie, albo ciepłe wspomnienie, albo jeszcze inne odcienie prowadzące do głębszych uczuć), świadomość to my w kontekście życia, to jak traktujemy współuczestników tego życia i na ile uważamy, że ja to on a on to ja. Wszystko jest we wszystkim, współzależność to życie, a my nie zawsze mamy, zachowujemy tę świadomość na co dzień, w większości zamieniamy ją na opcje ja–świat, gdzie ‘ja’ walczy o przetrwanie i kalkuluje co i na ile mu się opłaca… Wszelkie nasze poglądy odnośnie współistnienia tutaj z innymi ludźmi, istotami, stworzeniami, przekładają się na jakość naszego życia, na doświadczenia i lekcje jakie do nas przychodzą z pułapu wyższego, od naszej duszy…a wszystko prowadzi ostatecznie do wzniesienie naszej świadomości, poszerzenia granic pojmowania świata i nas w nim. I choć brzmi to pięknie i wzniośle, w rzeczywistości łatwe ani przyjemne często nie jest. Dlaczego? Bo każdy z nas jest napełnionym zbiornikiem, pełnym różnorakich poglądów, z których nie wszystkie niestety są dobre, pożyteczne, czy światłe w sensie rozwoju duchowego i postępu naszej duszy. Te przekonania nabywamy nieraz w dzieciństwie, otrzymujemy w spadku po przodkach, po dziadkach, przejmujemy jako naszą tożsamość od jakiejś grupy, niektóre są zadomowione jeszcze w zbiorze wspomnień duszy, w naszej przestrzeni pamięci, które zostawiliśmy sobie na ten czas znów do przerobienia, bo np. warunki teraz są dla nas bardziej sprzyjające do zrozumienia przez nas czegoś…Wszystkie te zebrane wartości i przekonania na temat tego co białe co czarne, co dobre a co złe tworzą z czasem swego rodzaju skorupę, mur, którym się otaczamy, a który uniemożliwia nasz dalszy rozwój, albo blokuje nas na jakimś poziomie na postęp, na otworzenie się na inne pojmowanie świata i nas w nim. Zrobienie wyłomu w tej skorupie oznacza nieraz zmianę naszego całego życia i nie jest łatwe, a często bardzo bolesne. Wymaga rozwalenia dosłownie fundamentów, na których zbudowaliśmy, oparliśmy nasze życie i relacje z ludźmi, które wydawały się nam dotąd dobre, jednak np. na poziomie wyższym mogły być przyczyną zaczerniania się przestrzeni naszej duszy. I tak zburzenie jakiejś idei, na której zbudowaliśmy całą otoczkę zewnętrzną naszego życia tutaj, mogłoby spowodować runięcie całego fundamentu, a to oznacza, że razem z nim zawaliłoby się też to co chcielibyśmy nieraz zatrzymać w naszym życiu a nie zmienić. Życie generalnie zakłada postęp i czasem to co z pozoru wydawałoby się dobre, lub uważaliśmy za korzystne dla nas, albo pożyteczne wcale nie musi takie być, szczególnie gdy zatrzymuje nas w drodze a my tak się przyzwyczajamy i zaczynamy lubić ten postój, że życie jakby przepływa obok nas a my pozornie stoimy w miejscu tak naprawdę cofając się wstecz.

Każda idea działająca na szkodę naszej duszy prędzej czy później musi przejawić się tutaj na planie fizycznym w postaci zdarzeń, doświadczeń dla nas, które najpierw są łagodne i mają nas powoli nawrócić jakby, naprowadzić na właściwy kierunek, pokazać nasze błędy w pojmowaniu rzeczywistości…. Z czasem jednak gdy lekcja w postaci zdarzeń uporczywie negowana lub niedostrzegana pogłębia tylko nasze długi, zobowiązania na poziome duszy, wówczas często nasze lekcje stają się bardziej wstrząsające a doświadczenia trudniejsze, tak by obudzić nas, niejako wyrwać z zasad ‘normlanego’ funkcjonowania, myślenia, dotychczasowego systemu wartościowania. Każda dysfunkcja na poziomie duszy, najpierw objawi się nam wyżej, na poziomie myśli, uczuć, później emocji…a w końcu ciała.

Różni ludzie inaczej reagują na sygnały, znaki, przejawy nieprawidłowości, w zależności od stopnia świadomości, rozwoju, pojmowania świata. Jedni wychwycą te ‘nieprawidłowości’ gdy są jeszcze w zalążku, inni gdy przejawią się na poziomie myśli (np. ona to jest gorsza, albo z nim nie warto się zadawać bo ludzie będą mnie źle postrzegać), a jeszcze inni gdy wybuchnie na poziomie emocji w słowie skierowanym do drugiego człowieka i spowoduje konkretne wydarzenia-reakcje już widoczne na planie fizycznym. Najlepiej oczywiście byłoby gdybyśmy wszyscy potrafili postrzegać tzw. problemy-nieprawidłowości już w momencie ich pierwszych sygnałów w naszych myślach, wewnętrznym dialogu, odczuciu względem wydarzenia lub osoby i od razu przemyśliwać, zdawać sobie pytania i dochodzić skąd jak i dlaczego. Do czego prowadzi moja taka postawa? Dlaczego to mi się przytrafiło? Czemu nie mogę przebrnąć przez ten etap w moim życiu, czemu nie mogę pogodzić się z mężem, czemu dziecko się ode mnie odsuwa, co mnie blokuje na tę pracę, w tym zadaniu? Jakie moje przekonania, wewnętrzne wartości powodują, że nie mogę czegoś zmienić, przeskoczyć, czy zacząć od nowa…

Niektóre przekonania są też swego rodzaju tarczą ochronną głęboko zakorzenioną w podświadomości i są tam po to żeby chronić nas przed tzw. większym złem, przed uczynieniem sobie krzywdy, póki nie dojrzejemy na tyle, nie osiągniemy pewnego pułapu świadomości, by móc bezpiecznie iść bez podpórki jaką stanowią. To jak tłumaczenie dziecku, że nie wolno dotykać noża bo można się skaleczyć, ale jak będziesz duży jak tata to będziesz mógł już sam kroić chlebek. Dlatego trzeba uważać jakie wzorce chcemy wyrzucić, dlaczego i przede wszystkim co leży u ich podstawy, jaka idea główna, zasada.

Jedna dziewczyna chciała bardzo rozkładać karty i w zasadzie kupiła sobie talię i zapisała się na kurs tarota, uczyła się i dobrze odnajdywała w arkanach analiz tarotowych, dopóki traktowała to jako swego rodzaju hobby, zabawę, dopóki tłumaczyła sobie, że to nie na poważnie i robiła to w zasadzie dla siebie, i trochę z przymknięciem oka dla znajomych. Natomiast gdy padła propozycja by się rozwijać i potraktować sprawę poważnie, bo już nabrała doświadczenia w temacie, raptem zaczęły się problemy. Myśli lękowe, zarzucanie sobie winy, karanie samej siebie, demonizowanie swojej pracy i osoby… Okazało się, że u podstaw przekonań tej osoby leżał bardzo głęboko system wierzeń religijnych, który bardzo silnie kłócił się z ideą pracy z kartami tarota. Bo skoro tarot to narzędzie szatana, magia, zło, to jakie ja mam prawo ingerować w czyjeś życie, gdzie mnie to zaprowadzi, i jaka kara mnie czeka? Wszystkie te podstawowe lęki miały swoje zakorzenienie w prostych zasadach-regułach religii, których nie potrafiła przełożyć sobie, wytłumaczyć na głębszym poziomie- to znaczy znaleźć punktu stycznego wyżej, w którym te dwie idee mogłyby się zetknąć i pogodzić. I dopóki świadomość dziewczyny poruszała się po schematach, za które niejako bała się wyjrzeć, dopóty praca z ludźmi w ezoteryce była dla niej rzeczywiście niewskazana. Tymczasem gdyby odłożyła na chwilę na bok tradycyjne poglądy, społeczne dogmaty, wówczas mogłaby na podstawie własnych wewnętrznych wartości rozsądzić co ona uważa za prawdę dla siebie. Wyjście poza stereotyp myślowy, poszerzenie perspektyw świadomości w ogóle w dziedzinie duchowości i ujrzenie kart po prostu jako narzędzia pracy, podobnie jak muzykę czy obraz, który przecież tez działa swym przekazem na zasadzie wibracji na człowieka, na jego podświadomość i przekazuje mu jakieś treści. Ale odbiegam od wątku głównego, gdy jakaś głęboko zakorzeniona idea w nas, idea na której budujemy nasz główny system wartości kłóci się z czymś czego chcemy się podjąć wówczas ciężko mówić o przepchnięciu jakiś wydarzeń na planie fizycznym gdy własna świadomość nas blokuje. I w drugą stronę, gdy popatrzeć na problem z innej strony, to cudownie że istnieją pewne bariery, schematy, wytyczone drogi, bo to one na początku mają nam pokazać którędy iść żeby nie zrobić sobie krzywdy. Co jest dobre a co złe w ogólnym zarysie, to jak dekalog, który jest podstawą, jak bajka –przypowieść opowiedziana dziecku na dobranoc o czerwonym kapturku i złym wilku… Te schematy, mają nas bronić, prowadzić, ale nie przeszkadzać. Pamiętam jak dziś rozmowę moich rodziców o kościele i religii, gdy rozmawiali pewnego ranka w kuchni ściszonym głosem: ‘A wyobrażasz sobie co by było gdyby nie było religii i kościoła, co by powstrzymywało niektórych ludzi przed złem, jakie bariery by ich blokowały, dobrze, że choć ten lęk jest…jeśli brak miłości, pozytywnych wartości i wiary w pozytywnym sensie na ten czas…

QuantumVisioningJednak wracając do tezy: Te schematy, mają nas bronić, prowadzić, ale nie przeszkadzać. Gdy czujemy, że jest coś jeszcze, jakiś inny punkt widzenia, że tutaj za mało widzę, że te wyjaśnienia już mi nie starczają, wówczas my rośniemy a skorupka robi się za mała i z czasem szukamy nowych, innych bo szerszych zastosowań dla światła prawdy w nas, lepszych dla nas na teraz.
Tak jak nie każdy jest wstanie powiedzieć, że każdy może wierzyć w co chce aby nie narzucał mi swojej prawdy, tak nie każdy jest gotowy wyjść już ze schematu jaki dotąd go podtrzymywał.

Z drugiej zaś strony, gdy idee, na których budujemy nasz świat zaczynają spełniać funkcje destrukcyjne względem naszego duchowego rozwoju i życia pomimo, że pozornie nie widać jeszcze tychże objawów w sensie czysto ludzkim na planie fizycznym (na przykład mamy dobrą pracę, super dom i pokaźne konto, cieszymy się zdrowiem…) wówczas jeżeli sami nie połapiemy się w porę, że idziemy w złym kierunku, to wkrótce wydarzenia w życiu zaczną nam uświadamiać nasze pomyłki- błędne pojmowanie świata, wypaczone wartości i wzorce. I nie muszą to być wcale wielkie zbrodnie w oczach świata, pamiętajmy, że mówimy tu o systemie wartości, o tym co nas stawowi, jakim człowiekiem jesteśmy. W oczach świata nieraz bogaty i szanowany to ten dobry, podczas gdy złodziej to ten zły, natomiast patrząc i oceniając z perspektywy ducha to ten złodziej może mieć mniej obciążoną duszę niż ten szanowany obywatel świata.

Oto taki sobie przykład postawy świadomości, która z pozoru nie ma sobie nic do zarzucenia. Mamy kobietę, matkę, i żonę, żyjącą na nieco wyższym poziomie niż standard. Wszystko wygląda pięknie i ładnie pozornie, szczęśliwa rodzina, zamożna, pasująca do społecznego obrazka prosperity…ale gdy się bliżej przyjrzymy widać pewne rysy na tym idealnym obrazku. A mianowicie u kobiety w rodzie panuje wzorzec – nieprzerobiony, nadawania większego znaczenia silniejszym, a lekceważenia ludzi, których świadomość zaklasyfikuje do słabszych, z różnych względów, czy to ułomnych fizycznie, czy mniej inteligentnych, czy niepełnosprawnych, czy też po prostu mniej wykształconych, albo biednych. Wszystko co ten system uzna za słabość, niezaradność życiową klasyfikuje danego człowieka do kategorii tzw. niższej i przejawia to się momentalnie w sposobie odnoszenia się do takiego człowieka. Na przykład poprzez przydzielenie gorszego miejsca przy stole, tzw. ‘zapomnienie’ że też tu jest i nie zapytanie czy też chce herbatę jak inni, a właściwie jak chce to niech sobie sam zrobi, bo to troszkę dla mnie poniżające usługiwać komuś poniżej Moich standardów. Unikanie kontaktu, rozmów, zdawania się z taką osobą w przerwie w pracy np, jawne lekceważenie czy zrzucanie dodatkowych obowiązków tylko dlatego, że uznajemy kogoś za gorszego a zatem takiego kto nie musi mieć tak dobrze, wygodnie jak ja, jednocześnie wykorzystując go do tzw. czarnej roboty. Jak nie ma komu wlepić nadgodzin, albo kogo skazać na samotne święta w domu-bo przecież ktoś musi pilnować pieca-to decyzja jest łatwa… I wyrzuty sumienia się nie pojawią, bo nie widzimy nawet, że robimy coś co jest krzywdzące boleśnie dla tego człowieka (bo nie uznajemy go za godnego szacunku a jego odczuć za równie ważnych jak naszych) a nas wikła na poziomie duszy. Gdy taki wzorzec dominuje np. w rodzie wówczas może się zdarzyć, że do takiego rodu przychodzą ludzie-dusze, które poprzez swoją nazwijmy to ‘słabość’, ułomność w oczach świata w jakiejś formie pokazują takim ludziom swoje piękno, to że są równie wartościowi jak oni i warci kochania i…w efekcie poświecenia nawet życia dla ich ochrony i miłości (to byłby wariant idealny zrozumienia tej lekcji). Nie zawsze jednak jest to tak piękne i oczywiste, często to droga przez mękę i wiele łez oraz bólu zanim ktoś dostrzeże wartość drugiego człowieka pod etykietkami jakimi go oblepił, zanim podepcze swoją pychę, zmiażdży ego i spojrzy na drugą osobę bez uprzedzeń, z poziomu duszy. Wtedy jest szansa na to oświecenie, na spojrzenie z innego pułapu świadomości i na zmianę wzorca w życiu i rodzie i przekazanie następnym pokoleniom innych, lepszych wartości oceniania –wartościowania ludzi.

Bywa też tak, że trudne wydarzenia w życiu ujawniają się dopiero gdy nakapie do przysłowiowego kubka i przepełni on swoją miarę. Wtedy na przykład widać jak ludzie tracą cały dorobek życiowy, albo firma upada, albo z dnia na dzień znajdują się bez środków do życia… Czasem widać, że krzywda jakiegoś człowieka wlecze się za nami przez lata, a my jeśli w porę nie zrobimy czegoś, nie poruszy się w nas sumienie-jedna szczera, autentyczna struna, nie zadrży serce żeby naprawić szkodę, choćby przeprosić…wówczas rachunek do zapłaty po latach może być dużo większy i dużo boleśniej odczuwalny.

Dlatego świadomość to słowo klucz do wszelkich przemian w naszym życiu, i nie mówię tu, że sami zawsze musimy rozpoznać błąd, czy wzorzec, który nas hamuje, lub gubi, ale pewne podstawy jak ten dekalog są w nas po to żeby właśnie korzystać z nich, żeby się nie skaleczyć przysłowiowym nożem. Zatem ciężko mówić, że nie wiedziałem, że robię źle gdy starałem się po cichu przejąć majątek po zmarłym ojcu, nie dając nic przybranemu rodzeństwu (dzieciom ojca z nieprawego łoża ale jednak jego krwi tak jak ja). Masa jest sytuacji, w których staramy się usprawiedliwiać swoje zachowania własnym zyskiem, wybielać siebie, choć w głębi czujemy i wiemy, że to co robimy jest krzywdą dla kogoś na jakimś poziomie… I nie chodzi o to, żeby się samobiczować, lecz o to, żeby zauważyć pewne prawidłowości, wzorce, typu przyczyna-skutek, które sprawiają że nasze życie np. stacza się po równi pochyłej w dół, lub staje się koszmarem, cierpieniem i przysłowiową czarną dziurą…

A gdy sami się zapętlimy i już nie widzimy dlaczego coś się przydarza, jaka nasza postawa może przyczyniać się do tego, że moje życie tak wygląda, co zrobiliśmy źle, jaka lekcja dla nas płynie z tych doświadczeń i co w końcu powinniśmy pojąc żeby się wyrwać z tego piekła, z tej dziury, z marazmu? To wówczas jest zawsze płaszczyzna duchowa do której można i trzeba się odwołać, światło przewodnie duszy, Bóg, do którego zwracamy się, bo tam są wszystkie rozwiązania, cała wiedza i wszystkie lekcje mojej duszy. Więc pytam –co Panie Boże mam zrozumieć na dziś, czego ma mnie nauczyć ta sytuacja, wydarzenie (i zaznaczam, że żeby dobijać się na górę, do Boga-takiego jakiego jesteś w stanie poczuć całym dobrym ładunkiem serca zebranym w sobie, wcale nie trzeba koniecznie na dziś przynależeć do jakiejś konkretnej religii? Wystarczy chcieć szczerze zawołać –bo prawo zawsze masz, bo wołasz do swego Domu, do Najwyższej Przestrzeni, z której przyszedłeś.) I poczekać…dać sobie czas a przede wszystkim chcieć przyjąć odpowiedź z góry-nawet, i przede wszystkim taką która zakłada, że to co usłyszysz będzie dla ciebie trudne, niezbyt miłe, bądź bolesne. Po prostu nie wolno ograniczać siebie w stylu: to jestem gotowa usłyszeć, to jeszcze może przyjmę, ale tego to ja nie chcę i nie jestem gotowy wiedzieć… Wtedy siedzimy dalej w przysłowiowej czarnej d… Ale zazwyczaj gdy już sięgamy dna i nasza dusza jest gotowa by zawołać do góry i otwiera się na pomoc i przekaz, bo …nie ma już nic do stracenia, opadają mury obronne ego i wtedy z reguły przychodzi ta odpowiedź a my jesteśmy wstanie ją wziąć, zaakceptować, przepuścić przez nasz filtr, a raczej jego brak na ten czas… Bo to nie my mamy prosząc już kombinować i stawiać warunki, że przyjmę odpowiedź, radę i pomoc Boga jeśli będzie mi to na rękę po ludzku albo zgodne z moim wyobrażeniem dobra, lub z tym co ja jestem wstanie na dziś poświecić, dać z siebie. To tak nie działa. Ludzie często proszą o pomoc, błagają mówiąc: a co mi tam szkodzi, pójdę, pomodlę się, zapalę kadzidło czy dam 100zł na tacę w kościele, a nóż coś pomoże… I cóż to za ofiara, prośba, jeśli za nią stoi nasz własny scenariusz zdarzeń, to jak pójść do kogoś zapłacić pieniążki i powiedzieć idź załatw mi przepchnięcie tej sprawy w taki a taki sposób. Niestety, a raczej na całe szczęście w wymiarze ducha tak to nie działa. Najpierw ogołacamy się ze wszystkich naszych tzw. wersji wydarzeń i scenariuszy zysku, a potem stajemy nadzy w świetle prawdy i przyznajemy się uczciwie –jestem w kropce, Boże pomóż (gdziekolwiek jesteś choć dotąd mało mieliśmy ze sobą do czynienia wysłuchaj mnie), bo wszystkie moje wysiłki i starania na marne poszły a ja nie wiem już co robić i co jest dobre a co złe… Gdy jesteśmy wstanie wytrwać w tym oczekiwaniu na rozwiązanie z góry a nie kombinować zaraz po tygodniu jak to wziąć sprawy znów w swoje ręce i po staremu ‘starać się wszystko naprawiać’-czyli psuć…wówczas jeśli wytrwamy w tym oczekiwaniu, w tej gotowości duszy na przyjęcie innego rozwiązania niż te, które ja zakładam albo chcę przeforsować lub uznaję za najlepsze , to wówczas widać jak cuda, błogosławieństwo w postaci wydarzeń schodzi na plan fizyczny. Tylko trzeba umieć szeroko otworzyć mu drzwi i umieć je utrzymać otwarte, z pokorą oddania się w ręce Opatrzności, Sile Wyższej. 1387809500Innymi słowy zabrać ster ego i powierzyć się prowadzeniu… To bardzo trudne, bo my ludzie z reguły nie potrafimy zaufać nikomu ani niczemu, poza nami, i uważamy, że wszystko wiemy najlepiej jak powinno być i wyglądać. Tymczasem powierzenie życia, modlitwa, prośba, danie się poprowadzić, oczekiwanie z ufnością na wydarzenia, które mają nadejść wymaga wielkiej siły ducha i wielkiej wiary… I jak to się mówi, czasem w życiu trzeba postawić wszystko na jedna szalę, a gdy nie ma wyboru, gdy jesteśmy już na dnie, lub w kropce, wówczas łatwiej opadają zasłony a my pozwalamy sobie uwierzyć w prawdy ducha i przyjąć jego prowadzenie…

Magdalena

Brak komentarzy