lut 04 2016
Ach żeby przyszła w końcu nowa, lepsza miłość…
Żeby mógł przyjść tzw. ‘dobry’ związek trzeba umieć pozamykać w sobie rozdziały niedokończone. Przez dobry związek przeważnie mamy na myśli inny, świeży powiew, odmianę schematu…no żeby w końcu był opiekuńczy, żeby iskrzyło, żebyśmy razem lubili sport czy czytanie, żeby mnie szanował, żeby mnie rozśmieszał, żeby…. Rzadko jednak zauważamy, że żeby otworzyć nowy rozdział, trzeba choć w sobie umieć napisać podsumowanie poprzedniego.
Gdy szukamy kogoś kogo będziemy kochać, warto sobie przypomnieć, że przecież (zakładam, że piszę o ludziach z uczciwą intencją) wybrałam już w swoim życiu tego Adama, Roberta czy Anię, Kasię, i Basię, bo czułam, czułem że razem nam dobrze, że serce tęskni do wspólnego czasu razem. Coś mnie przyciągnęło do niego, więc uogólniając kochałam na początku, albo przynajmniej czułam ciepło na sercu w jego towarzystwie… Z czasem każda przyjaźń, miłość zmienia swój charakter, nie ma związków bez prozy życia, są tylko ludzie, którzy ją akceptują lepiej lub gorzej, którzy uczą się doceniać siebie nawzajem w tej prozie i szukać w sobie, znajdować to co wraz z naszym wzrastaniem duchowym w związku zaczynamy stawiać w życiu ponad miłością tzw. egoistyczną, zaspokajaniem namiętności, potrzeb tylko moich, itp. Z czasem widzimy, że to tandem i że jedziemy razem, a pedałowanie i kierowanie tym mechanizmem to zależność, współpraca, rozpoznanie swoich mocnych i słabych stron…
Wiele ludzi wierzy, że wystarczy przesiąść się na tandem z kimś innym i sukces gwarantowany, bo nowe znaczy lepsze, inne i bardziej dopasowane. Tymczasem mało kto się zastanawia dlaczego jestem z tą osobą konkretnie i dlaczego tak ciężko nam się zgrać. Czy wysiadam i zaczynam od nowa czy może łatwiej jednak przepracować ten problem w sytuacji gdy znam rolę drugiej osoby, jej widzenie drogi i zaangażowanie… Gdy uświadamiam sobie czego dotąd nie udało mi się pokonać we wspólnej współpracy, co ja w sobie nie potrafię przeskoczyć, zaakceptować u drugiej osoby, jakie wymagania moje są niespełnione, i czy są tak wielkie, że wymienię je teraz na inne niedoskonałości braki. Czy te nowe będą na pewno dla mnie lżejsze, bardziej lekkostrawne, przyjemniejsze, czy uczynią mnie mniej nieszczęśliwą lub bardziej szczęśliwą jak kto woli… Często jest też tak, że żeby spotkać jak to czasami określają pytający, osobę bardziej dopasowaną, z którą będę szczęśliwszy, muszę najpierw zrozumieć i przerobić w sobie i poprzez siebie jakieś swoje cechy-nastawienie, reakcję na coś u osoby, z którą akurat jestem. Czasem trzeba tylko tyle i aż tyle. Czasem nie chcemy nawet widzieć tego co ta osoba z tandemu nam pokazuje na nasz temat, albo nie chcemy z nią przerabiać swoich wad, słabości, lęków, błędnych przekonań, bo uważamy, że to zbyt trudne. Skreślamy człowieka postawionego na naszej drodze- idealnego do pokazania nam czegoś w nas samych, z czym musimy się uporać by ruszyć dalej…. I czasem rezygnujemy przed czasem z różnych przyczyn, zmęczenia, niechęci, złości, dumy, urazy…i szukamy kogoś kto pokaże nam ten sam aspekt lecz łagodniej lub w inny sposób, np. bardziej akceptowalny, strawny dla mnie. Ale to nadal często ten sam aspekt…tylko partner jest inny. Bywa też tak, że dopóki nie przerobimy właśnie jakiegoś tematu, na przykład poczucia bezpieczeństwa w związku, poczucia własnej wartości, lub innego aspektu to nie potrafimy pozwolić sobie na szczęście. Sęk w tym, że w dużej mierze uważamy, że szczęście przychodzi wraz z drugą osobą, poprzez nią, tymczasem ono przychodzi poprzez naszą pracę, zmianę naszego nastawienia. Nawet po zmianie partnera często łapiemy się na tym, że nie pozwalamy już sobie drugi raz na takie wymagania wobec nowej osoby, jak wobec poprzedniego męża, żony…bo tym razem chcemy żeby się udało i troszkę się boimy porażki, czujemy że los dał nam drugą szansę, ale my nie możemy już się poddać i udowodnić że kolejny raz nie daliśmy rady…pomimo zmiany partnera. Bo to jak przyznanie się, że to ja byłem winny i za pierwszym razem a zmiana osoby w zasadzie niewiele dała, wprowadziła do schematu jazdy.
Przeważnie jest tak, że nie doceniamy tego co już mamy na plus w danym związku, dopóki tego nie zostawimy, wtedy dopiero czuć z jaskrawością, dotkliwie wszystkie braki. Natomiast stare, dobre zaklepane traktujemy po macoszemu szukając zawsze tego czego nie ma, czego brakuje. To widzenie minusowe, wyczekujące, zamiast życie chwilą ciesząc się tym co realnie już mam. Każdy związek przerabia temat wad i zalet, docierania się, wartościowania. Gdy rozpoznajemy i rozumiemy swoje minusy, przyczynę która powoduje spięcia i nierówną jazdę, i potrafimy rzetelnie ocenić siebie w tandemie, wtedy łatwiej pożegnać się, zamknąć rozdział i spróbować przesiąść się na inny tandem …bo wiemy w czym byłem infantylny, w czym moje wymagania chybiały celu, a gdzie zawaliłem bo miałem dość ciężaru i żmudnej pracy… Gdy wiem, i odpuszczam a nawet potrafię być wdzięczna za wspólną drogę razem, łatwiej rozpocząć nowy rozdział, czyli rzucić na tablicę rozdzielczą nowy plan mnie samego do przerobienia na trasie górzystej, lekkiej, z górki, kamienistej lub gładkiej…. Zawsze coś zostaje do nauczenia się o sobie, do poprawienia w sobie w zestawie z ludźmi jacy nie tylko jadą z nami, ale którzy przewijają się na naszej drodze. Fakt, że największą lupą zawsze dysponuje osoba, która jest z nami na tym samym rowerze i powiększa nasze zalety, wady, do rozmiarów hihi bardzooo zauważalnych, bo to ta osoba jest naszym lustrem na co dzień.
Często jest tak, że przyszłość nie jest ustalona, a na naszej drodze naprawdę nie widać jeszcze zarysu nowej osoby, miłości związku, dlaczego? Dlatego, że żeby spotkać tego kogoś, by zacząć jakby nowy rozdział, by spotkać kogoś z tzw. marzeń, na świeżo, najpierw musimy my zmienić siebie w kontekście danego związku-schematu. I często dopóki nie poznamy siebie w konkretnej sytuacji jako popełniających błędy, dopóki nie nauczymy się traktować drugiego człowieka inaczej, dopóki nie nauczymy się np. empatii czy współczucia względem hmmm kogoś, czegoś co uważamy za godne pogardy, gorsze….to możemy zapomnieć o tej tzw. dobrej połówce, pozytywnej odmianie, czy świeżej miłości…. Bo ta nasza miłość, druga połowa jest gdzieś w czasie ale ona może być gotowa na kogoś zupełnie innego, na nas ale dopiero po przemianie, z tą konkretną cechą, której jeszcze w sobie nie wyrobiliśmy, bo nie potrafiliśmy jej uznać poprzez pokorę i chęć naprawienia, przewartościowania jako błędna postawę. I tak na przykład wymarzony partner pojawi się ale dopiero kiedy np. ona nauczy się współczuć i kochać ludzi za to jakimi są a nie jaki zawód wykonują, bo stanowisko nie zawsze świadczy o wartości człowieka. I tak słynna Izabela z ‘Lalki’ B. Prusa, nigdy nie doceniłaby oddanego jej aż do śmierci i uniżenia siebie nowobogackiego w jej oczach prostaka- czyli w tłumaczeniu na ludzki: prostodusznego dobrego człowieka…. To tylko jeden z wielu przykładów jakich pełno.
Często jest też tak, że uparcie odmawiamy popatrzenia na siebie jak na kogoś kto powinien w sobie najpierw poszukać odpowiedzi. Czego oczekuję, i dlaczego tego nie otrzymuję, co przeszkadza ludziom we mnie, dlaczego się mnie boją albo nie ufają albo zamykają przede mną, albo czemu nikogo nie mogę spotkać? I jeśli wychodzimy z jakiegoś związku, nie zawsze tak jest, ale się zdarza i jesteśmy samotni przez ileś lat z rzędu narzekając że nic się nie zmienia i nikt do mnie nie pasuje, to często widać w kartach, że taka osoba jeszcze nie wytworzyła w sobie, w swoim życiu postawy, która przyciągnęłaby do jej życia wartościową osobę. Bo to ona sama musi zmienić siebie, coś w swoim podejściu do ludzi, w traktowaniu, w ocenianiu ich, żeby mogła przyciągnąć tego mężczyznę, z którym zazna tego co inaczej już nazwie szczęściem. Bo szczęście po tym wszystkim nie będzie opierało się dla niej już na tych samych fundamentach. Moja koleżanka mawia, że łatwiej nam przerabiać poprzez związki nasze lekcje główne, a jeśli z nich rezygnujemy zbyt łatwo to bywa tak, że dopiero po latach udaje się nam przemienić na tyle by otworzyć nowy rozdział…by przygotować się na inną relację. Dlatego pytanie, gdy jesteśmy z kimś w relacji, z której nie wiemy czy chcemy wyjść, bo tzw. jest trochę nudno ale bezpiecznie, czy pojawi się ekscytująca miłość, jest często pozbawione sensu. Wtedy wyraźnie widać, że los zależy od decyzji człowieka, od tego na którą szalę przechyli się decyzja, nawet w wyniku tzw. zasiedzenia, ale ostatecznie do jakiś wniosków dojdzie, na plus lub minus…i albo doceni to co ma, albo nie i wyruszy w dalszą drogę, szukając nowych opinii, luster, obrazów siebie poprzez innych. Musi być jednak wola, decyzja, by doświadczać z kimś innym, a nie udawanie, że w zasadzie to nie ja tylko jakiś tam los za mnie wybiera…. Wybieramy my zawsze, poprzez postanowienie w środku, nie musi być ono jawnym przyznaniem się zawsze przed sobą samym, ale zawsze jest jakaś decyzja, która albo działa na rzecz obecnej relacji albo kieruje ku wylotowi… Gdy nie widać dla kogoś innej opcji na dziś to znaczy, że nie zakończył jeszcze swojej pracy zbieracza i koszyk nie jest pełny, decyzja nie dojrzała, i na próżno liczyć, że pojawi się coś czego jeszcze nie ma w przestrzeni powyżej, w planach duszy… Bo to stamtąd schodzą dla nas wydarzenia, z wyższego planu i nie zawsze wszystko dzieje się szybko…czasem zadania, trwają latami, a my mamy przed sobą większą pracę. Ale takie jest życie, życie każdego z nas. Każdy związek to wyzwanie dla nas samych, dla naszej zdolności kochania, wybaczania, gotowości zrozumienia i jeszcze raz wybaczenia, a czasem puszczenia po prostu.
Warto też pamiętać, że inni są dla nas ‘jacyś’ z reguły nie bez powodu, a gdy odkrywamy podłoże ich zachowania, nie wydają się już tacy wielcy, obcy, straszni czy podli- często okazują się zwykłymi ludźmi z lękami, przerażonymi, zranionymi bardzo w środku.
Bywa też i tak, że dostajemy tzw. bonus od losu, lepszy start na doświadczanie…że jako bardzo młodzi ludzie trafiamy dosłownie na idealne warunki-dobrego partnera, z dobrą duszą, sercem prostym i wyrozumiałym….ale ta dobroć nudzi i męczy, a my przy nim sami wypadamy blado i dusimy się i czujemy, że może to nie miłość, tylko nuda i że może omija nas życie, ekscytacja…. I tacy ludzie też są. Uff, wtedy dar, prezent – ułatwienie staje się dla duszy obciążeniem, bo nie docenia go, a wręcz dokłada sobie karmy-ciężaru poprzez złe traktowanie tegoż człowieka ze względu na jego dobroć i uleganie nam. Wtedy lepiej odejść, gdy nie potrafimy docenić, niż całe życie oszukiwać z wygody, bo jak to się mówi w końcu czara losu się przelewa i przychodzi czas spłacania długów… Odrabiania lekcji w trudniejszych warunkach. Jeżeli nie dorośliśmy do docenienia człowieka za jego dobro, bo życie było dla nas za łatwe i tzw. łaskawe, to niestety bywa czasem tak, że dopiero po wielu wylanych łzach i upadkach wracamy znów do tego człowieka lub podobnego mu-jeśli mamy szczęście- i wtedy jesteśmy w stanie dopiero cieszyć się życiem u jego boku. I to jest dla nas szczęściem. Podczas gdy tamto 10 lat wstecz tym nie było-lecz złota klatką… Dlatego zanim pochopnie przekreślimy nasz tandem, zawsze warto zastanowić się oprócz tego co mnie w nim wkurza, co on mi daje, nie tylko na poziomie materialnym, fizycznym, ale też moralnie, duchowo. Co mi o mnie pokazuje, jaka przy tej osobie jestem, a jaka nie potrafię być i dlaczego? Jakie minusy on, ona hamuje we mnie, które by się mogły niebezpiecznie we mnie ujawnić, gdyby nie on i jego jakaś rażąca mnie pozornie postawa (znałam np. parę gdzie żona miała tak towarzyski charakter, że tylko tzw. odludkowy charakter męża hamował ją przed zaniedbywaniem rodziny, dzieci)…
Wszystko jest po coś jak mawia moja przyjaciółka… Osobiście, z czasem uczę się coraz bardziej, że to prawda, choć to czasem cholernie trudne. I tego samego życzę Państwu- coraz lepszego spostrzegania i wyłapywania w swoim życiu takich niuansów, bo od nich zależy właśnie jakość naszego życia tutaj i teraz ale nie tylko, bo i tego potem również…
Pozdrawiam,
Magdalena