maj 24 2016
Marzenia a konfrontacja z rzeczywistością w nas i wokół nas, czyli czego naprawdę chcę?
Od czego zależy rezultat, wynik końcowy mego marzenia, snu?Przede wszystkim od tego co bardziej przeważa w naszych celach-chciejstwie. Co uważam za najważniejsze, to przyciągnę, taki efekt powstanie jako składowa moich priorytetów…np. chcę dom z ogrodem i dużą działką w centrum…ale w centrum działki są małe z reguły (plus, że na małą mnie stać- minus, że jest mała i blisko sąsiedzi)… Zatem w zależności od tego co bardziej chcę, potrzebuję, lub myślę, że potrzebuję to się nam kreuje.
Dajmy na to mamy dwie oferty, jedna to dom w centrum z ogrodem 300m i druga dom na obrzeżach ale ogród 2000m, moje marzenie…. I na pytanie co kupię?- bardziej odpowiada nasz stosunek-oczekiwania, niż to co będzie- bo to co będzie to wynik naszej siły woli (zakładam że fin i czasowo obie oferty są zbliżone). Bo to co będzie to suma naszych oczekiwań, a wszechświat dostarcza nam wedle zamówienia to co jest dostępne W TYM PRZEDZIALE CZASU…. Dlatego czasem jeśli dajemy górze czas- to tym większe szanse mamy, że to co wymarzymy będzie bardziej zbliżone do mego ideału. Z drugiej strony na pytanie: ‘a co dla mnie lepsze’ też odpowiedzią jest mój stosunek emocjonalny, uczuciowy do sytuacji…bo jeśli chcę się w domu czuć bezpiecznie, a np. za miastem będę się bać bo ciemniej, bo nie słychać odgłosów ludzi, bo psy bez smyczy biegają po podwórku….to pomimo że myślę że to jest moim spełnieniem marzeń, to jednak w praktyce-biorąc pod uwagę charakter, lęki, oczekiwania praktyczne a nie tylko marzenia osoby pytającej, powstaje obraz realnych plusów i minusów. Przy czym minusy mogą być znacznie większe niż plusy.
Z jeszcze innej strony, każdy minus może być szansą do przepracowania czegoś w sobie na nowym gruncie, tzw. wyzwaniem…ale nie każdy lubi wyzwania… Także w zasadzie, wróżka w dużej mierze pomaga nam zrozumieć samych siebie, nasze marzenie, to na co jesteśmy na dziś gotowi, w sensie z czym chcemy i damy radę teraz się uporać, walczyć lub znosić na co dzień, a co wolimy odłożyć, czego nie chcemy absolutnie dotykać. To jak waga, kładziemy troszkę na każdym odważniku, i czasem po takiej burzy, analizie, wychodzi że ten dom marzenie wcale nie jest tym czego chcę jeśli wziąć pod uwagę mój charakter, ograniczenia czasowe, czy wzajemne relacje domowników, alergie dzieci…itp.
Hihi to jak zapytać co dla mnie lepsze kot czy pies? Zawsze chciałam psa-ale te spacery, wstawanie rano, szczekanie na sąsiadów….hmmm a kot – nie przyjdzie jak go zawołam ale uszanuje moją odrębność i chęć spokoju…:) pytanie zatem, co w codzienności będzie ze mną lepiej współgrać. Podobnie jest ze wszystkim… jeśli bardziej zależy mi na partnerze, który da mi poczucie bezpieczeństwa niż na takim, który przyprawi o dreszcz egzaltacji, i sprawi że świat stanie do góry nogami, to warto tak po ludzku zastanowić się jak by wyglądało moje życie z nim i czy faktycznie pasują mi wieczory spędzane przy kominku w zaciszu domowym tylko we dwoje… Bo może jednak lubię też nocne życie i długie podróże w nieznane i dreszcz adrenaliny od czasu do czasu… Czasem to czego naprawdę chcemy jest jakby ukryte przed nami samymi, lub nie chcemy tego dopuścić do świadomości w chwili wyboru (bo boimy się że zablokuje to nam spełnienia marzenia, albo bo uważamy to za niepoprawne lub niewłaściwe, bo się wstydzimy czegoś u siebie, bo wypieramy coś co uważamy za słabość, bo uważamy że tak się powinno chcieć żyć- uwaga na kreowanie czyiś marzeń zamiast swoich!), i dopiero ktoś z boku potrafi, zadać właściwie pytanie- ‘ale czy pani właściwie chce mieszkać w chatce w lesie czy robić wystawne przyjęcia w centrum?’. Albo czy pani chce psa obronnego (uwaga na minusy- dyscyplina, czasem trudno kontrolować dominującą osobowość) czy raczej małego słodkiego yorka z kokardką, który pojedzie z panią na wczasy w torebce…To ciekawe, bo życie podaje nam akurat takie możliwe rozwiązania z puli na dany czas, opcje, jakie sami w pewnym sensie określamy. Jeśli szukamy i w naszych poszukiwaniach głównie zależy nam na pięknym widoku z okna np. a nie zaznaczamy jako priorytetu tego, że nie znosimy upałów i jak słońce wali nam w okna 24 h, to możemy znaleźć to mieszkanie z przepięknym widokiem ale jako bonus na minusie będzie to, że jest ono wystawione na prażące słońce przez cały dzień a nie chcemy rolet, bo lubimy otwarte przestrzenie i widoki- po to w końcu kupujemy mieszkanie na najwyższym piętrze drapacza chmur .
Zawsze, w każdym założeniu tego co przyciągamy, marzeniu, jednak ważne są realia, czyli skonfrontowanie tego co wydaje mi się, że chcę z tym co naprawdę chcę, bo jestem taki a taki, bo nie znoszę tego a tego, bo boję się tego a tego, bo nie widzę siebie prowadzącej rozmowy o kwiatuszkach z sąsiadami za płotem itp… Każda opcja ma swoje plusy i minusy… W zasadzie wszystko polega na zobaczeniu, wybraniu poprzez siebie i swoje filtry, które minusy są dla mnie gorsze, które nie do zniesienia, a które plusy np. tak niesamowite, wspaniale, przeważające, że wynagrodzą mi za te minusy lub osłodzą ich smak na tyle, że nie poczuję, nie odbiorę tej inwestycji jako błędnej. Dla jednego możliwość łowienia ryb we własnym stawie wynagradza za długie dojazdy do pracy i kiepską drogę oraz wymianę zawieszenia w samochodzie raz na rok :), a dla drugiego komary, wilgoć, reumatyzm i np. cytuję: cholerne kumkanie żab nie pozwala spać przy otwartym oknie…a miało być tak pięknie :). Czasem też nie jesteśmy wstanie przewiedzieć tych minusów, które objawią się w nas dopiero gdy doświadczymy ich na własnej skórze (hihi kto by pomyślał że cudne kumkanie żabek może irytować a dłuższą metę)…bo nawet nie wiemy, że nie posmakują nam lody pistacjowe, a same orzechy to są cudowne, natomiast lody o tym smaku są już niezjadliwe. Czasem tylko się nam wydaje, że coś będzie dla nas idealne, po czym, gdy już to mamy, okazuje się że w sumie chyba nie o to mi chodziło i odwrotnie ktoś może myśleć, że nie nadaje się do prowadzenia stadniny koni a tu życie udowadnia nam co innego…a dlaczego? Bo my się też zmieniamy, bo nasze wyobrażenia, marzenia, oczekiwania względem życia EWOLUUJĄ wraz z nami. I tak kupując działkę pod budowę domu w wieku 26 lat nie przewidzisz zawsze, że np. się na niej nie wybudujesz bo za 3-4 lata pojawi się w twoim życiu dziecko i będziesz chciał mieć szybki i krótki dojazd do przedszkola, na tańce czy inne zajęcia… twoje priorytety ulegną zmianie, choć teraz wydaje ci się, że to niemożliwe i że nawet dziecko tego nie zmieni. Dlatego czasem warto nie naciskać, płynąć z prądem, wyczuć Ten moment, współgrać z życiem, a nie przeforsowywać na siłę swoją opcję- bo później zazwyczaj zostajemy z tym sowim ‘prezentem’, który sobie kupiliśmy i nie zawsze potrafimy być za niego wdzięczni a nawet z nim żyć- hihi to jak kabriolet z dwoma siedzeniami dla rodziny z dziećmi…ok sam wsiądziesz, jedno dziecko od biedy się zmieści…a druga połowa? Bagaże? Hmmm …to było kiedyś marzenie mego męża…hihi dość długo się z nim żegnał po przyjściu na świat dziecka, proza życia :)…
Dlatego pytanie co będzie dla mnie lepsze, wymaga wzięcia pod uwagę bardzo wielu czynników, a głównie analizy osoby, która zadaje pytanie, jej priorytetów… Czasem to marzenie, ten ideał z głowy, tak bardzo przysłania nam realia, codzienność i tak bardzo go chcemy, że jesteśmy gotowi wskoczyć bez zastanowienia, bez patrzenie na różnorakie konsekwencje w ten nasz obraz marzeń… i czasem musimy doświadczyć tego marzenia, żeby poczuć, że to nie to lub żeby się nasycić nim, najeść do pełna, żeby nie nieść przez całe życie nieutulonego żalu w sobie i pretensji do innych.
Czasem trzeba doświadczyć bycia dyrektorem na wysokim stanowisku, poczuć że się robi karierę, że się jest kimś w oczach świata, że ma się te zarobki z górnej półki… Miałam znajomą, która zaczynała od przeciętnej pracy jako szeregowy pracownik w niedużej firmie-plusy to kończenie pracy ok 15, wolne święta, weekendy na luzie z rodziną… Natomiast niezaspokojona ambicja i niższe zarobki to minusy. Po paru latach zaczęła robić karierę, spełniać tzw. marzenia, żeby po kolejnych 5 latach stwierdzić, że jednak najlepiej jej było na początku, kiedy stres jej nie zżerał, miała czas dla siebie i rodziny i życie biegło jakoś spokojniej i czuła, że jest jej a nie narzucone przez idee i schematy uważane za istotne. I wróciła do tego trybu sprzed paru lat, puszczając to co uważała, że jest jej marzeniem, a było pewnego rodzaju naciskiem społecznym, ideą z puli społecznej, w którą w gruncie rzeczy – w środku nie chciała się wpasować. Choć nie przeczę, że jest gro ludzi, którzy realizują się poprzez pracę, jej intensywność, poświęcenie celowi, idei- to wszystko kwestia priorytetów i tego jak się rzeczywiście z nimi czujemy w doświadczaniu a nie w wyobrażeniu o nich.
Podobnie, ludzie budują się nieraz choć ich małżeństwa są na krawędzi i liczą, że jakoś to będzie…że może się naprawi, a potem budzą się w podwójnym koszmarze, bo okazuje się że to co próbowali razem wznieść raczej ich przygniotło niż podbudowało… Dajmy na to chcesz mieć przepiękny dom na skraju lasu, wielka działka, masa pracy, olbrzymi potencjał….i wszystko w zasięgu ręki, umowa podpisana, ale…nie masz pojęcia o pracy w ogrodzie, nie przepadasz za owadami a twój partner to typowy mieszczuch, kosiarki się nie dotyka, a młotek to ogląda ale z dystansu w rękach fachowca… A dom to naprawy, koszenie, przycinanie, sadzenie, pielenie, sprzątanie….natura-czyli także komary, pająki, osy i szerszenie…. Pytanie brzmi- czy dam radę sama, wiedząc że on, ona nie ma do tego głowy ani chęci, czy to ma sens, czy będzie więcej plusów czy minusów, więcej kłótni o to kto dziś skosi trawę czy więcej siedzenia razem na tarasie i patrzenia na cudowny zachód słońca i zabawę dzieci we własnym jednak ogrodzie. Rozumiecie? Wszystko też jest kwestią siły woli, wytrwałości i gotowości zapłacenia wewnętrznej ceny za to marzenie- bo cena jest różna w zależności od okoliczności i diametralności zmiany w nas i wokół nas. Czasem jesteśmy gotowi na wszystko, bo wychodzimy z takiego szamba w życiu, że to czy pobrudzimy się bardziej nie robi już nam różnicy, jesteśmy gotowi do ciężkiej pracy, a czasem mamy dość zmagań z życiem i chcemy powoli iść do celu w swoim rytmie, na własnych warunkach-bez gwałtownych burz, proces może trwać długo ale przynajmniej wiem że doniosę do końca ten mój bagaż. Może trzeba będzie wracać z 10 razy po kuferek, przybory, walizkę, ale powoli doniosę wszystko, tymczasem naraz nie ma szans bo ugnę się pod ciężarem po dwóch, trzech krokach i zrezygnowana 2/3 zostawię za sobą-na zmarnowanie…. Plany na przyszłość to nasza już zainwestowana energia, potencjał, w zmiany życiowe, gdy inwestujemy niezbyt rozsądnie to jest ryzyko dużej straty….choć czasem ryzyko przynosi niespodziewany zysk :). W większości jednak to nie ślepy traf lecz nasze zamówienia decydują o wyniku końcowym. I nie zawsze jest tak, że to co zamawiamy jest tym najlepszym. Jak już pisałam nieraz, najlepsze może być to o czym nie wiemy, że można marzyć, gdy się wystarczająco mocno ufa Bogu, wyższej przestrzeni, prowadzeniu światła, głosu duszy… Wtedy przychodzą do nas te bonusowe tzw. rozwiązania, zaskakujące odpowiedzi, okazje jak z Nieba…tylko trzeba zaufać na tyle by umieć je przyjąć i mieć odwagę je chwycić…bo one zawsze jeśli są z góry są lepsze od tego co sami tu jesteśmy wstanie wymyślić dla siebie, wyobrazić, wydumać, niosą bonus dalekosiężny i nieprzewidywalny, tylko dla duszy widoczny… Może to być tzw. bonus wielopokoleniowy w czasie, może mieć zbawienny wpływ na nasze losy, na życie rodowe, na rozwój duszy i jej plany…
A gdy nie ufamy i podejmujemy decyzje z innego poziomu, wówczas działamy bardziej na zasadzie karmy, czyli przyciągamy to co mamy tzw. przerobić i mozolnie nosimy po jednym kuferku, przeprowadzamy się kilka razy zanim trafimy tam gdzie da się żyć. Ale każda droga jest dobra, bo każda prowadzi do celu i na każdej można znaleźć szczęście, bo zawsze jest czas żeby odnaleźć siebie w swoim świecie i czuć się ze sobą dobrze.
Każda droga jest też dobrowolnym wyborem, konsekwencją wyborów z przeszłości…i tak mając do wyboru np. wymarzony dom kontra mąż mieszczuch-wybieram męża…a dom, może kiedyś, kto wie, uczę się nie zamykać drzwi na zawsze i na głucho z obawy przed bólem że się nie spełni… Może tam na górze już opracowują dla mnie nową strategię jak cieszyć się zielenią wsi i małżeństwem w mieście… Póki co mam weekendy u szwagierki w ogrodzie, u znajomych na wsi i to też jest dobre- i nie wymaga pracy w ogrodzie :). Wybory, wybory, plusy i minusy. I…to najważniejsze- zaufanie, że ja mogę jeszcze nie widzieć rozwiązania, bo na dziś nie ma dla niego warunków w rzeczywistości, albo go nie ogarniam świadomością, bo ja, moje otoczenie, bliscy zmienią się na tyle i coś tak zawiruje w życiu, że konsekwencje będą nie do wyrachowania stąd… Tak wiele zależy od naszej świadomości, od przemian wewnątrz i tego na co sobie pozwalamy, od granic które w środku dla innych przesuwamy…. Czasem jedna decyzja w środku, jedna modlitwa, jedno bezinteresowne westchnienie serca odmienia całą drogę duszy i wynosi ją z czyśćca na drogi Nieba…
Badajmy siebie, swoje dążenia, wybory i własne intencje, bo to one są układanką, z której składamy obraz siebie, poznajemy siebie… To one nam pokazują kim jesteśmy na dziś, gdzie jesteśmy teraz, a gdzie chcemy być i do czego jeszcze możemy dążyć… Składajmy takie obrazy, które będą miały głębie i prawdziwe znaczenie dla nas samych a nie ładny wygląd dla każdego oka. Bo twoje oko i moje, jego, jej zobaczy zupełnie co innego, i nie ważne co to będzie dla kogoś, ważne jest znaczenie jakie niesie dla ciebie. Uważajmy, by pustka za ładną makietką dla każdego oka nie przeraziła nas pod koniec drogi budowania ‘wymarzonego’ domu…
Magdalena