sty 30 2017

Z deszczu pod rynnę, czyli nieprzerobione programy z poprzednich związków

 Często słyszę jak kobiety skarżą się, że mają pecha do przyciągania podobnych facetów- trudnych, kłopotliwych, nie odpowiedzialnych… albo że w ogóle nie mogą nikogo spotkać a tak bardzo chciałyby z kimś ułożyć sobie życie… Inne czekają aż pojawi się ten jeden, dobry, kochający, i wtedy będą gotowe zostawić tego, z którym ‘męczą się’ od lat, a jeszcze inne hmm nie są gotowe pozwolić komuś wkroczyć w swoje życie i chwytają się przejściowych opcji żeby tylko nie dać człowiekowi uprawnień do swojego życia, przestrzeni. Ciekawe, bo właśnie te kobiety wydają się desperacko pragnąć przyciągnąć kogoś i zatrzymać przy sobie, są gotowe na ślub od razu prawie, ale gdy realnie pojawia się ktoś, negują wszystko co narusza ich prywatną przestrzeń, lub uważają za ograniczenie ich prywatności, albo raczej wolności osobistej…Takie kobiety często podświadomie wybierają mężczyzn mniej zaradnych życiowo, zranionych po poprzednich związkach, młodszych, mniej dojrzałych, takich którymi mogą się opiekować jak matki, a jednocześnie w pewnym sensie dyktować warunki układu. Gorzej gdy pisklę dorośnie, wyleczy rany, gdy stanie na nogi i nie potrzebuje już matki, opiekunki, zwierzchniczki, lecz partnerki, gdy sam chce wykazać się tą silą, mocą i zaradnością, opiekuńczością… Wówczas karty pokazują często układ, który z opcji leczenia ran przeradza się w więzienie, a z czasem porzucenie tego swego anioła stróża- partnerki. Wtedy na tym etapie jest wielka szansa, że kobieta przerobi, przetransformuje w sobie ten żal po stracie i takim potraktowaniu przez faceta, dla którego tyle zrobiła…w coś realnego. Realnego- czyli włącza się postrzeganie relacji jako wymiany, gdzie ona nie była gotowa brać, bo nie była gotowa wpuścić kogoś na tyle, zaufać by pozwolić mu współdecydować o własnym życiu i jego zasadach… Tu można drążyć i zadać sobie pytanie dlaczego boję się wpuścić, dopuścić kogoś do decydowania o sferze finansowej, o moim czasie- wspólnym czasie, o domu, o urządzaniu mojej przestrzeni, dlaczego czuję zagrożenie? Odpowiedzi mogą zaskoczyć ale i wiele wyjaśnić i pokazać pewnego rodzaju wzór, program jaki przyciągamy stale do przerobienia.

Każda relacja ukazuje nas w pewnym schemacie programowym, każda z nas przerabia związki, układy partnerskie, lub niepartnerskie, najbardziej intymne blokady z tym kto jest najbliżej albo na tyle blisko na ile nasza bariera lęku, zaufania, miłości pozwala…

Obserwuję w swojej pracy różne schematy, programy, z którymi walczą kobiety, bariery, z którymi się zmagają, jednego nauczyłam się na pewno, im szybciej jesteśmy w stanie przeanalizować własną pozycję bezstronnie, bez żalu, poczucia krzywdy, bycia tzw. wykorzystaną, oszukaną, tym szybciej znajdziemy to czego się wypieramy podświadomie a co jest przyczyną przyciągania podobnych doświadczeń.

Nieraz bywa tak, że kończymy związki gwałtownie i burzliwie, że nie dajemy sobie i komuś czasu na rehabilitację, zrozumienie po co jesteśmy razem, albo odwrotnie, zdarza się że jedna strona już coś przerobiła i idzie dalej, natomiast druga zatrzymała się w starym schemacie i potrzebuje kogoś kto niestety ukaże jej ten sam wzór tylko np. na innych przykładach…i wtedy nieraz słyszę skargę, i znów to samo, jakbym trafiła z deszczu pod rynnę! Dlatego tak często się mówi o tym, że nie warto wchodzić z marszu z jednego nieudanego związku w drugi, że warto poczekać, przetransformować w sobie ból, stratę, żal, tę trójkę mieczy wbitą w serce, by nie umocnić tylko i tak minusowych programów i nie postawić większej ściany dla ich przerobienia. Gdy pozwalamy sobie na tzw. żałobę po związku, na puszczenie, na zobaczenie siebie wolnej i poczucie siebie na nowo- zapytanie siebie czego mi tak naprawdę ‘brakuje’, czego naprawdę ‘potrzebuję’ i dlaczego tak to wyglądało- dlaczego wszystkie jego pretensje brzmiały tak a nie inaczej- wówczas uwalniamy to co nas blokuje przed rozpoczęciem nowego rozdziału w życiu. Ale musimy pamiętać to co tu najważniejsze- by patrzeć na siebie nie swoimi lecz jego oczami, lub obcymi oczami-czyli spoza poziomu osobowości… Uwierzcie mi stać nas na tę bezstronność, tylko rzadko kiedy sobie na nią pozwalamy, bo nie chcemy widzieć siebie w tzw. brzydkim świetle 🙂 jako ‘zołzy’, ‘despotycznej królowej lodu’ hihi, albo wiecznie ‘narzekającej milady’…. Ja też w swoim życiu usłyszałam  niejedno z tych określeń i co ciekawe w zasadzie uśmiecham się do nich, bo rzeczywiście widzę te momenty kiedy jestem dokładnie taka, pytanie jednak brzmi nie czy potrafię taka nie być w ogóle- bo wszystkie czasem się złościmy a czasem mamy humory babskie, tylko przez jaką część czasu jestem taka, i czy to mnie głównie określa w tym związku.

Gdy już przeżyjemy żałobę, złość, wściekłość, urazę, gdy wulkan zacznie wygasać a my zaczniemy myśleć i kochać siebie znowu-kochać SIEBIE, tak, czyli wpuszczamy znów pozytywne emocje do aury, bo kochani tam gdzie ciągła uraza i nienawiść, tam miłość jest tak zblokowana, że sami nie czujemy się kochani… Jedno nie może współistnieć z drugim jednocześnie. Na głębszym poziomie, gdy uświadomimy sobie naturę miłości, rozumiemy też naturę wybaczenia.  Zatem gdy pozwolimy sobie odczuć spokój i pozytywne uczucia, wówczas możemy sobie pozwolić na zobaczenie, że rzeczywiście np. to co on mówił miało swoją rację z jego punktu widzenia, i potem szukam w sobie dlaczego w zasadzie ja stale czułam palącą potrzebę kontrolowania go, dlaczego paraliżował mnie lęk przed zdradą, dlaczego stałą myślą towarzyszącą mi w tej relacji było to co on robi gdy nie ma go ze mną, ale w złym znaczeniu… Takich dlaczego jest dużo więcej, dlaczego uważam że miłość, to głównie udany seks, dlaczego uważam że nie zasługuję na kochanie mnie za to jaka jestem –skoro podświadomie ciągle śledzę czy on czegoś nie ukrywa przede mną, czy mu nadal zależy… I choć wiele jest kobiet, które doświadczyły bolesnych zdrad… to zobaczcie jak trudno jest żyć z programem, gdzie kobieta stale wtłacza faceta we wzór kontroli-zdrady… Czasem rzeczywiście zdarza się, że dziedziczymy jakiś program i mamy po prostu odejść od destrukcyjnego, patologicznego związku, zdobyć się na odwagę, zaufać Bogu, wykazać się siłą, dla dobra dzieci…itp. Ale ja piszę też o kobietach silnych, niezależnych, z wielką siłą i mocą duchowa, które pół życia spotykają tzw. poranione ptaki, zbierają je do kupy a potem gdy skrzydło się zrośnie wypuszczają z gniazda a raczej hmmm nie mogą ich zatrzymać na sile w złotej klatce więc cierpią…

Są też kobiety, które wydają się samotne przez wiele lat bo nie mogą spotkać tzw. odpowiedniego faceta, hmmm na planie Bożym nie ma braków, więc w czym rzecz? Oczywiście wiele kobiet po trudnych bardzo bolesnych przejściach, gdy odzyskują wolność, i poczucie własnej wartości, nie chce już wiązać się, bo dzieci już duże, bo chcą skupić się na innym aspekcie życia, poświęcić wnukom, pracy, hobby, realizacji artystycznej, nadgonić lata służenia komuś, poznawaniem siebie w nowych doświadczeniach- i dobrze! Ale bywa też tak, że kobieta jakby usycha w środku, samotność jej doskwiera, a w środku coś woła o miłość  a jednak …ona nie nadchodzi, tylko czy aby na pewno? Nie ma takiej siły by wielka potrzeba serca z prawej intencji wynikła nie przywołała odpowiedzi wszechświata, którego naturą jest Miłość. A zatem? Wszechświat nie zawsze przynosi na zamówieniu to co sobie życzymy, lecz daje to co jest dla nas najlepsze z duchowego punktu widzenia, rozwoju duszy. I tak pojawiają się mężczyźni i widać ich w kartach koło tej kobiety, że np.: 'jest koło pani król taki a taki i podoba mu się pani, albo pojawi się mężczyzna, który będzie chciał się z panią umówić, zbliżyć do pani’. Niestety równocześnie często widać już, że ona go na starcie odrzuci, bo jej wyobrażenie, wymagania są takie, że dyskwalifikuje mężczyzn, którzy nie wpasowują się w te konkretne bardzo ramki… Bo np. nie chce spotkać się z kimś kto jest mało pociągający i traci szanse na giermka mieczy, który przy drugim, trzecim spotkaniu odsłoniłby jej zaskakujące oblicze – zalety których nie potrafiła dostrzec od razu, ująłby ją, i pokazał coś czego się kompletnie nie spodziewa, że może poczuć w innym wymiarze- zobaczyć na plus w facecie- np. szarmancję albo dowcip tak ujmujący, albo manierę elegancji i taktu…cokolwiek czego teraz nie widzi bądź nie szuka a on ma. Ale jej przysłania wgląd coś uznaje za tak wielką wagę, że odrzuca cały jego bogaty świat wewnętrzny. To jest właśnie ocenianie ludzi po pozorach albo nie dawanie sobie szansy na przekraczanie własnych granic w kontaktach z ludźmi…i tak wszechświat podsuwa różne propozycje, ale gdy my stale kręcimy głową, bo każdy ma jakieś wady ale my nie, albo nie chce się nam popracować nad tym rozdziałem naszej personalnej książki, dostosować do kogoś w tym zakresie, żeby w zamian otrzymać coś dużo większego czego może jeszcze na horyzoncie nie widać… Czasem wszechświat mówi: uważasz, że jesteś ponad to, ponad tego człowieka,  ale tego i tego też, ok…to widać to wołanie o miłość nie wypływa do końca z czystej intencji serca, które chce kochać a nie osądzać zdatność do kochania.

Nieraz widać również, że kobieta nie chce wejść w jakiś układ, bo wie, że na początku kosztowałoby ją to ustępstwa, pracę nad sobą, i za dużo dopasowania siebie, poświęcenia własnej wygody, spokoju świętego…i jakaś jej część odpycha zdecydowanie propozycje z wymiaru duchowego swojej Istoty- i tylko wydaje się, że jest ona gotowa na związek, podczas gdy nie jest gotowa w rzeczywistości by zrobić dla kogoś miejsce w swoim życiu z całą konsekwencją tego co niesie ze sobą współistnienie razem.

Są też kobiety, które hmmm mają na początku swego życia miłosnego, drogi, w związkach jakby taryfę ulgową. Spotkałam się z kobietami, które jakby za wcześnie można by rzec otrzymały wiele dobrego i nie potrafiły tego docenić, albo inaczej, nie wiedziały, że tego chcą dopóki nie zaznały czym jest gorsze traktowanie i nie doceniły gotowego rozwiązania podanego na wstępie, na talerzu. Gdy słyszę: wiem że on jest dobry, kochający, opiekuńczy, ma pieniądze i chce mnie wspierać i nasze przyszłe dzieci, ale ja go nie kocham…. To ręce opadają….. I nie da się wytłumaczyć żadnymi słowami, dopóki ta osoba nie pozna różnych odcieni miłości, i choć milion kobiet by chętnie się z nią zamieniło to ona jednak musi poczuć na własnej skórze co to jest to porwanie przez fale zachwytu, emocje zalewające rozum i pochłaniające wszystko… A gdy fale zaczną się uspokajać i przychodzi proza życia, dopiero jest wstanie zobaczyć, czym miłość jest… Bo miłość to nie emocje, które jak fale wzburzone na morzu nas zalewają, lecz potęga która utrzymuje wszechświaty… Nie potrafię tego wyjaśnić nawet-to trzeba poczuć- kobiety mają prościej, bo potrafią czuć na własnych dzieciach związek duchowy z istnieniem wszechrzeczy, ale można też przenieść tę samą istotę miłości na mężczyznę-to jest miłość duchowa…poczuć ją….

Fakt, bywa i tak, że dopóki osoba nie pozna co to jest tzw. nieszczęśliwe uczucie, zakochanie w mężczyźnie, który potraktuje ją jak przedmiot nabyty, którego potrzeby nie są istotne a na pewno nie równe jego…to nie zrozumie czym jest istota miłości, i nie rozpozna różnicy pomiędzy zakochaniem a miłością… Wiele kobiet marzy też o naprawianiu zbirów, albo niegrzecznych chłopczyków, i łapie się na to wyobrażenie siebie naprawiającej ciemną stronę, a potem hmmm zaczyna dostrzegać prawdziwy obraz a nie to co sama nakładała jak film na rzeczywistość…. Czasem są i dobre zakończenia takich historii, po długiej walce, samotnej, pełnej bólu, a czasem nie… Niektóre kobiety dopiero po wielu wielu latach wracają do tych tzw. pierwszych facetów, którzy kiedyś oferowali im cały świat ale one odrzucały go, bo jeszcze nie potrafiły ocenić wartości tego podarku, czyli nie były gotowe na związek z tym pojmowaniem miłości…

Są też kobiety, które ufff mają misję ukazania drugiej duszy, czym jest miłość, wartości prawdziwe, czym jest życie z wyjściem z poziomu serca a nie rachunku rozumu… I wcale niekoniecznie są to związki patologiczne, ale zwyczajne relacje, gdzie mówi się o matko jak ona może z nim wytrzymać z niego taki wyrachowany d…. A ona taka ciepła dobra kobietka, z kim innym byłaby dużo szczęśliwsza, albo gdyby nie ona ta rodzina rozpadałby się już dawno, albo tylko ona trzyma tez związek w kupie i jego pion duchowy, wartości moralne w ryzach…bez niej stoczyłby się już dawno itp. Uważam, że szczególnie dziś, wiele kobiet ma swego rodzaju misję ukazania w naszym świecie dla kontrastu czym jest ciepło domowego ogniska i wyższe wartości: rodzina ponad wyścig szczurów i korporacje, ponad  życie dla przedmiotów i PR…. I dziś jest nam dużo trudniej to zrobić, bo dziś trudniej wychować dzieci wpajając im w praktyce wartość rodzinnego czasu-bo jest go coraz mniej-tego wspólnego czasu w dzisiejszym świecie, nie nagiętego pod kanon reklamowy… Nie ma też już wielopokoleniowych rodzin mieszkających pod jednym dachem, które utrwalały więzi rodzinne i pozwalały podtrzymać te pierwotne wartości duchowe w człowieku na pierwszym palnie…lub nie dać się zdominować przez system.

Jaki z tego morał? Zawsze warto zatrzymać się po każdym rozejściu, rozstaniu w sobie w środku, skonsolidować wszystkie części, zrobić dogłębną analizę bez emocji, na poziomie spokoju, spoza pretensji osobowości, ego… Zawsze warto zobaczyć czy coś nowego wypłynęło na powierzchnie we mnie, i czy mogę już coś odhaczyć, przetransformować, uznać, że już nie potrzebuję tego czy tamtego doświadczać bo już zrozumiałam, bo teraz inaczej postrzegam tę rzeczywistość. To ciekawe jak potrafi się zmienić wizja związku, co potrafimy odpuścić w sobie i na co się zdobyć przy kolejnym kroku, gdy już oswobodzimy się z poprzednich obrazów. Gorzej gdy wpadamy od razu z jednego związku w drugi- po to by poleczyć rany, ale nie przetransformowaliśmy wzorca i szukamy podobnego wzorca co ten pierwotny, czyli wskakujemy znów w to samo z inną osobą, gdzie po jakimś czasie okazuje się że ta osoba ma ten aspekt tylko w innym polu życia i tak samo albo zdecydowanie mocniej nam przeszkadza, bo za pierwszym razem za mało widać był problem zintensyfikowany żeby wywołać zmianę, uzdrowienie, pożądaną reakcję- dotarcie do przyczyny, setna… Uff ‘ciekawie’ jest gdy przerabiamy ten sam wzorzec np. na dwóch partnerach naraz- oj tak, nie oszukujmy się wiele kobiet dziś dorównuje facetom jeśli chodzi o przygodne romanse…Albo facet przerabia coś z byłą żoną i kochanką jednocześnie i często okazuje się że np. pierwsza partnerka była mniej trudna… Oj widać po panach też gdy są w opcji, lepsza stara żona niż obecna kochanka, z której nie wiadomo jak się wyplatać bo już weszła w opcję jakby drugiej żony i przerabiania na dwa fronty podobnych programów… U pań jednak częściej widać realizacje w opcji zrywania z mężami, separacji, rozwodu i szukania od razu na siłę jakby kogoś kto podniesie nasze poczucie wartości własnej lub jako udowodnieni drugiej stronie że ciągle ma się powodzenie, wzięcie ….

Tak czy siak osobiście uważam, że warto być otwartym na nowe, ale warto też poświecić trochę czasu na to przerobienie w sobie poprzedniego związku, puszczenie szczere w środku, wybaczenie, i wyswobodzenie siebie- ze starego wzorca, programu, by rzeczywiście następnym razem przyciągnąć już kogoś, kto nie będzie miał tego zaczynu w sobie, który wdroży nas w stare tory…. I nie ma lepszej drogi na poznanie tego, niż poznanie siebie- popatrzenie na siebie inaczej niż w pozycji obronnej, obawy przed zobaczeniem czegoś niepochlebnego, zranieniem siebie- ty nie masz potępiać czy oceniać siebie-tylko zobaczyć osobowość, którą trzeba udoskonalić- przecież to jest esencja naszego życia-nie ma się czego wstydzić, ani przed kim chować, jeśli nie wyjmiesz przed własne oczy tego, co tak chowasz w obawie przed ośmieszeniem lub potępieniem siebie –nigdy nie zobaczysz dziury, którą trzeba załatać. Zrób to z miłością jakbyś oglądała życie swojej córki, lub ukochanej siostry pod lupą a nie swoje- krytyk znika gdy miłość nadchodzi :).

Magdalena

Brak komentarzy