lut 20 2017
Co ja robię tu? Czego potrzeba aby widzieć?
Matrix, mierz siły na zamiary? A może czasem trzeba skoczyć jak główny bohater bez zastanowienia…. I przezwyciężyć matrix –własny sen o sobie…swoje ograniczenia…
Czasem lęk zwycięża nad nami…. Czego nam trzeba żeby zwyciężyć siebie –swoje lęki? Przenieść punt skupienia-to jest właśnie odrealnienie lęku…. Czy uda mi się zwyciężyć siebie ludzie pytają, czy to w końcu się skończy, kiedy przestanę się ciągle bać tego i tamtego, kiedy odważę się na skok – skok w przepaść? Skok świadomości, przeskok, skok w wierze…. A co jeśli już odważyliście się na skok –wszyscy się odważyliśmy, każdego pociągnęło co innego, jeden skoczył na spadochronie, bo nie miał wyboru, bo samolot w którym leciał się palił, drugi bo skoczył też najlepszy przyjaciel, inny bo chciał pomóc dziecku, które wypadło z samolotu i musiał je złapać w locie, a jeszcze inny z ciekawości, a kto inny bo przez przebłysk jeden –chwilę, sekundę dojrzał w dole coś co go zaabsorbowało, wciągnęło, zawołało i rozpoznało się w jego duszy… Wszyscy skoczyliśmy, ja, wy, oni, ty… Motyw był i jest ważny, choć nie zawsze musimy go pamiętać lub uświadamiać sobie, przeważnie jednak przewija się przez nasze całe życie w tej czy innej formie, głównej osobie przy nas, lub odbiciu tego za czym skoczyliśmy jak za pierwszym odruchem serca-to przyczyna – ten poziom intencji, o którym zawsze opowiada moja Mistrzyni Reiki-A. Bruzgo. Co dalej? Dalej jesteś tu z tym w czym w danej chwili skakałeś, i starasz się w ten czy inny sposób wyrazić poprzez swoje życie tą ideę główną, w numerologii można to określić liczbą, jedni nazywają to karmą a jeszcze inni realizacją duszy…ja to nazywam po prostu tym co dusza na dany czas najbardziej ukochała-na tyle że uznała to przez chwilę daną za tak warte kochania, że zapomniała o sobie jednocząc się z ta ideą…. I tak każdy miał swój piękny-wart kochania, poświecenia, czy zjednoczenia cel….
Będąc tutaj już nakłada się na nas masę innych spraw, warstw, które nie są wstanie co prawda nas oddzielić od tej iskry Bożej w nas- bo tym jest miłość- lecz przysłonić jasność widzenia tak. Już schodząc w dół gdy dominującym uczuciem –emocją, która nas dominuje jest lęk, przysłaniamy sobie widok z obawy przed…. I tutaj powracające pragnień wielu na umownym dole – Czego potrzeba aby widzieć? To wieczna pogoń ezoteryków, magów, uczniów, adeptów sztuk mantycznych, ezoterycznych. Na pewno nie mowa tu o magii ale o zupełnie innym poziomie, na którym otwiera się furtkę do porozumienia ze swoim wyższym istnieniem. Potrzeba przede wszystkim wyzbycia się egoizmu- czyli potrzeba umieć poczuć ten impuls, który sprawił że skoczyliśmy na samym początku i na nim skupić uwagę a nie na obawie o własne życie, o warunki realizacji, o okoliczności, o zagrożenia…bo to właśnie jest to czym jest matrix, który się zagęszcza gdy schodzimy, jedna myśl podczas schodzenia- która sprawia, że przeniesiemy punkt skupienia z miłości na lęk już przyciemnia jasność, klarowność tego kim jesteś i po co jesteś….już zmienia warunki bycia w tu i teraz…. Na przykład wyzbywasz się czegoś z planu pierwotnego –jakiejś pomocy, narzędzia, przejażdżki, doświadczenia, bo uznajesz je za trudne, zbyt kosztowne, lub ryzykowne- czyli znów twoje ja staje się oddzielone i ważniejsze niż to co w pierwotnej wersji ściągnęło cię tutaj. Innymi słowy widzenie to nie trenowanie widzenia, to raczej umiejętność kochania i robienia tego co słuszne kosztem własnej wygody, poczucia bezpieczeństwa…. Kto to potrafi? Niewielu i niewielu naprawdę widzi wyraźnie wielowymiarowość naszego świata i istnienia, którego nasze bycie tutaj jest tylko ułamkiem, jednym małym puzzlem w całości układanki. I tu trzeba uważać na kolejną pułapkę, a mianowicie by nie potraktować tego jednego puzzla po macoszemu- bo skoro to tylko jeden kawałek to po co przywiązywać do niego wagę, albo to nie ma sensu, bo to zbyt skomplikowane, bo to przypadek losowy. Tymczasem jest przeciwnie, to co robimy to nadal oszukiwanie siebie, i karmienie lęku, ego niestety. Nikt nie mówił, że będzie różowo i lekko i tylko przyjemnie, owszem, tak też bywa, ale czas otworzyć oczy, każdy musi coś zrozumieć, coś w sobie odnaleźć, przypomnieć, odrzucić i wybrać to co najwyższą ideę sobą reprezentuje-nawet i przeważnie za cenę własnych wygód… Łatwe? Ani trochę…Ale gdy lęk o siebie przysłania całość obrazu, wówczas stajemy się jednym z tych których schodząc widzieliśmy jako uwięzionych w matrixie, sparaliżowanych, otumanionych, po prostu spętanych tak mocno, że nawet nie wiedzieli, że powinni krzyczeć i wołać z całych sił duszy swojej o pomoc… Hmmm lęk też ma swoją dobrą stronę, nie pchamy się z motyką na słońce i nie atakujemy innych, nie drażnimy igłą niedźwiedzia itp. Ale to funkcje zachowawcze potrzebne do czasu gdy świadomość się nie przebudzi do prawdy o sobie, coraz większej prawdy, bo całkowite przebudzenie tutaj jest trudne, choć zapewne nie niemożliwe. Ale wracając do setna, gdy już tu jesteśmy, dzień po dniu w zasadzie dokonujemy na nowo tego samego wyboru w każdym jednym wydarzeniu, decyzji, w szkole, w domu, w sklepie, w pozornie nieistotnych działaniach, stale na nowo przerabiamy naszą ideę główną, to co nas woła, czy jest to uratowanie tego dziecka, czy skok za przyjacielem, czy cokolwiek innego, poprzez mnogość decyzji wybieramy pomiędzy wyższym wyborem a swoim poczuciem bezpieczeństwa lub wygody, to nasze półśrodki i kompromisy. Pewnie, że super by było zrzucić wszystko i powiedzieć żyję poza systemem, jestem wolny, ale w większości jesteśmy tu w tych warunkach żeby tymi małymi codziennymi decyzjami pokazywać że się da, że się da zwyciężać nad strachem o siebie, nad tym co się nam wmawia, nad materializmem i egoizmem, by wybrać ideę wyższą. Czym ona jest?- nadal Tobą tylko w innej jakości… I co daje ta inna jakość- pokój …to uczucie w duszy, o którym mówi się- on jest taki spokojny jakby wiedział coś czego ja nie wiem, miał to coś, zobaczył znalazł złoty środek…. To brak wewnętrznego rozdarcia, brak nieustannego krzyku duszy-sumienia duszy, które pamięta co nas tu ściągnęło, pamięta nasze pierwotne marzenie-to z czym się w miłości, trosce zjednoczyło i puściło na chwilę by tu odnaleźć, naprawić, pomóc, otrzeć łzę, powiedzieć: jestem z Tobą, potrzymać za rękę…. I wcale nie musi to być zbawianie świata, ale to co wtedy uznałeś za wyraz miłości, taki który niesie nadzieję dla danej energii na lepsze jutro…. Bo ty odnalazłeś siebie w tym kawałku wibracji-odczułeś sobą i zidentyfikowałeś siebie poprzez tą wibrację i całym sobą chciałeś pomóc, ofiarować siebie, widzenie swoje, światło swoje dla nadziei- tego tunelu który może wydostać nas z gęstych ciemności…I tak jak te mówki tworzymy łańcuch silny i mocny by uratować siebie nawzajem gdy mrowisko zalewa woda, jedne po drugich wspinanymi się do góry do światła-po ratunek, życie…
Co się dzieje gdy coraz bardziej idziemy na kompromis z celem pierwotnym naszej duszy, z tym naszym marzeniem? Stwarza się coraz większy dysonans i dusza płacze, cierpi, nieraz pojawia się to uczucie bezsensu, chęć ucieczki przed samym sobą , nienawiść do siebie, często nieuświadomiona, wszystko zależy jak trudne zadanie sobie wyznaczyliśmy, jak trudne warunki towarzyszył nam po drodze i na ile potrafiliśmy przedzierać się stale przez chmury obłudy, lęku, agresji, niemocy, przez sferę psychiczną i emocjonalną do czystej wibracji prawdy o nas-tej która nie nadaje wartości temu co nieistotne a nadaje wartość temu co wieczne, trwałe, prawdziwe…Im regularniej ćwiczyliśmy te powroty do hmmm pierwotnej intencji miłości tym mniej warstw mamy do przebicia się gdy jesteśmy dorośli… tym mniej spętana dusza.
Ty bohatera też w sobie masz, marzenia miej, wartość swą znaj….. Wszystko mamy w sobie. Wszystko. Popatrzcie każdy z nas jest tym bohaterem w matrixie, który musi w końcu zdać sobie sprawę, że sam stwarza, kreuje. Umownie wyżej lub głębiej mamy tę świadomość, każdy z nas ją ma, bo każdy z nas ma dostęp do informacji w oceanie- kropla jest częścią oceanu. Jam jest na obraz i podobieństwo…Boga, Zasady Najwyższej, Absolutu rzeczywistości, więc każda niezbędna informacja i stan świadomości jest już dla mnie gotowe do wydobycia, do zrealizowania, to co poprzez siebie chcę wyrazić, najbardziej zaakcentować… Stąd taka różnorodność w nas ludziach, to część piękna istnienia, doskonałości kreacji, stwarzania siebie na nowo i rzeczywistości…
Co wzbudza w nas ten motyw? Co sprawia, że zaczynamy przekraczać własne progi świadomości, te tzw. ograniczenia, choć w rzeczy samej nie ma ich… Nie da się nauczyć –zmusić niejako do mocniejszego kochania, owszem miłość leży w naszej naturze- jak mówiłam-kropla ocean, ale co sprawia, że się identyfikujemy z tym lub tamtym, że kochamy jego, ją jak siebie samego, powiedziałabym, że jednak bardziej niż siebie samego, bo zapominamy o sobie, a wybieramy jego, bo na dziś to on bardziej potrzebuje wsparcia niż ja. Zawsze pomaga się tam, gdzie są najbardziej potrzebujący, najpierw tamujemy krwawienie a potem dopiero leczymy siniaki… A zatem to co obudzi w nas pierwotną wibrację-ideę jedności- to przejrzenie się w drugim człowieku jak w lustrze, zidentyfikowanie go jako części siebie, czyli jedności…To sprawia, że raz rozpoznawszy, tęsknimy za tą częścią siebie, wracamy i stale ją odczuwamy, to jak z amputowaną kończyną, jak z bliźniakami, jak z czuciem kogoś na drugim końcu świata…. Jesteśmy jak naczynia połączone. Nie ma moje twoje dobro a moje – jest nasze. I te skale mikro da się przenieść na makro, na życie w innym wymiarze, na połączenia między wymiarami, planetami, istotami…
Pytanie na ile wsiąkliśmy w matrix, w system i na ile jesteśmy świadomi, że jesteśmy zdecydowanie czymś więcej niż człowiekiem, który ma za zadanie przeżyć jakoś kolejny dzień w pracy i utrzymać się na powierzchni systemowej machiny… Na ile widzimy siebie jakby w rozdwojeniu i na ile dopuszczamy tego drugiego siebie by hmmm miał prawo głosu w naszym życiu. Komu powierzamy ster, kto widzi lepiej, jaśniej? Jak sadzisz? Gdyby na chwile założyć, że to wszystko co piszę o tobie i sobie, o nas jest prawdą, to ta zdrowa doza wątpliwości podważyłaby zasadność bardzo wielu twoich działań, ba mogłaby doprowadzić do załamania całej konstrukcji życia w matrixie lub zwrotu o 180 stopni. I o ile zmiana jest dużo łatwiejsza w przypadku gdy jak to się mówi nie masz nic do stracenia po ziemsku, o tyle trudno gdy tkwisz po uszy w szablonach matrixa. Ważne jest też by przyznać przed sobą, że nikt nie żąda zrzucenia naraz wszystkich zabezpieczeń matrixa, wystarczy jedno spojrzenie, jeden głos wiarygodności dla siebie samego- ważne aby był to twój głos :). Uznanie, że to co czujesz, widzisz mgliście poprzez swoją intuicję, niejasne nawet mgliste odczucie jest najwyższą prawdą, bo twoją, i bardziej wartą uwagi niż reklama bo to jest twoje wewnętrzne, niezafałszowane. To już skok, duży, to przywracanie sobie wiarygodności, godności, wartości- Tobie prawdziwemu…
To zadziwiające jak wielką wagę przywiązujemy do tego co nie ma żadnej wartości, a jest pustym tworem postawionym by nas łapać w klatki, lub jak szczury laboratoryjne umieszczać w kole karmy… I kręcimy się na tym kółku nie widząc, że biegniemy bez celu i sensu za marchewką, jak osiołek, który nie wie, że marchewka wiecznie wisi na końcu jakiegoś kija…
Ostatnio natknęłam się na ciekawe zdanie w książce – w odpowiedzi na pytanie jak zmienić to co nas przeraża, co powoduje dyskomfort i oddalenie od poczucia harmonii, sensu? – Po prostu nie zwracaj na to uwagi- nie udzielaj temu swojej energii, nie karm tego, nie wspieraj, puść, nie myśl jakie będą konsekwencje, bo to nadal woda na młyn koła błędnego… Po prostu odejdź i nie oglądaj się wstecz bo to jak z ostatnim spojrzeniem na Sodomę i Gomorę. Zmień swoją rzeczywistość zmieniając punkt skupienia, zaangażowania.
Rozmawiam ostatnio z osobą, która mówiła, że straciła całą radość pracy, życia, dlatego że wykonując swój zawód z zamiłowania mimo wszystko, zamiast myśleć o wykonywaniu tego co lubi, skupia całą uwagę na oczekiwaniach innych i na lęku o finanse. Tym sposobem nie dość, że nie poprawia swojej sytuacji finansowej ale jeszcze pogrążyła się głębiej w depresji, paraliżując się na poziomie kreatywnym…. Wszyscy w tym czy innym wymiarze przerabiamy to samo, nasze lęki, poczucie bezpieczeństwa, wyimaginowane przeszkody (lub realne zależnie od etapu), które piętrzą się jak góry nie do przeskoczenia, gdy udzielamy im takiej mocy…. Koniec końców brak zaufania, wiary w swój wyższy wymiar bytowania, zapominanie o tym kim jestem i po co tu jestem sprawia, że czujemy się jak tonący, który brzytwy się schwytał i ledwo łapie oddech na zakrętach życia.
A jeśli stoisz na rozdrożu pomiędzy dwoma ważnymi ideami, pomiędzy młotem a kowadłem, to wybierz zawsze nie to co wdaje się bardziej wykonalne ani nie to co spowoduje uniknięcie spiętrzenia się trudności, ale to co jest wyższą ideą ciebie samego, co spowoduje, że nie będziesz poniewczasie płakał ze smutku i żalu, że nie miałeś odwagi, by wykonać ten skok, bo tu choć inni tego nie widzą, ale często łamiąc zasady świata ratujesz coś więcej niż tylko swoje stanowisko, pozycję, ratujesz swoją duszę i światło czyjegoś istnienia.
Najgorsze co można zrobić to chyba zacząć myśleć, jak to zrobić, co inni pomyślą, bo myśl o ośmieszeniu się już nas zatrzyma w miejscu i pozwoli wątpliwościom powoli opaść jak zasłona na duchowy wzrok duszy. Nieważne co pomyślą, że nie pasujesz do ich rzeczywistości, że brak ci piątej klepki, że się stoczyłeś, bo straciłeś rozeznanie, i co z tego? Nieważne czy cię będą szanować, ważne że ty wiesz co jest prawdą dla ciebie… Bardzo trudno wytrwać przy tym własnym poziomie prawdy wewnętrznej-tej najwyższej idei, gdy wszystko wkoło temu zdaje się zaprzeczać, a ludzie podkopują naszą wiarę w nasze widzenie… Ale tym właśnie jest matrix, to w zasadzie wybranie swojej prawdy ponad głosy tego świata, trzymanie się swojej wewnętrznej busoli, bo czasem tylko to mamy gdy tu jesteśmy, tylko to nam zostało jako mgliste wspomnienie tej wyprawy. Dzięki Bogu zawsze mamy dostęp do swoich wyższych przestrzeni, do Boga- kropla-ocean, a motywem przewodnim jest miłość, więc chciejmy z niej korzystać, z tego połączenia uniwersalnego, z tej wibracji która informacje niesie niezafałszowaną… i jeszcze jedno, lepiej nie wymagać od siebie za dużo niż popaść w rozpacz lub złudną misję ratowania świata w pojedynkę… hihi. Zamiast patrzeć na tzw. moce i siłę innych, i karmić się kolejną ułudą – czynienia cudów za poklask tłumów, warto spojrzeć jaka postawa sprawia, że zobaczę jaśniej, że zrozumiem głębiej złożoność wszechświata, wielowymiarowość życia. I tu zaczął się mój artykuł, moce-szmoce magiczne- to ta marchewka dla osiołka….a prawdziwe widzenie to zapomnienie o tym, że ma się coś zobaczyć, tylko patrzenie z miłością na świat jak na najświętszy wyraz istnienia, który woła do Ciebie o pomoc- bo jednym jesteście…
A jeśli dusza dalej płacze, poszukaj w sobie uczciwie czego bronisz jej powiedzieć, czego bronisz szukać, gdzie być, dlatego, że ułuda matrixa uczy cię inaczej… Co zaspokoi głód twojej duszy- kolejne zadanie z półki szerokiego wachlarza rzeczy do zdobycia w matrixie- kursy, edukacja, ćwiczenia na siłowni, dieta, nowy samochód, nowa sukienka, czy buty, wycieczka do tropików…. Hmmm wszystko to praktycznie lubię, może poza dietą :), ale nic to nie zmienia z punktu widzenia duszy… Czego ty potrzebujesz dla swojej duszy pragnienia zaspokojenia? Im więcej potrafisz dać tej prawdziwej części siebie tym bardziej spełniony jesteś, tym jaśniej widzisz, tym pełniej żyjesz, tym wolniejszy stajesz się, i możesz stawać się tym światłem przewodnim dla życia innych, ale tylko żyjąc w prawdzie z sobą… Jak ją rozpoznać? To głębokie poczucie satysfakcji płynące z dobrego zmęczenia….z dobrego wyboru-siebie, choć może się wydawać odwrotne według systemowej teorii istnienia. A najlepsza jest ulga i poczucie lekkości, gdy zdajesz sobie sprawę, że tak naprawdę wcale ‘tego’- akwizycji systemowej nie potrzebujesz do swego bycia, istnienia, że twój lęk nadał temu wartość, której to nie miało, a obciążało cię jedynie dźwiganie tego na plechach z wszystkimi emocjami i myślami pełnymi obaw… Na przykład – ‘Nie oddałam sprawozdania na czas…cały lęk ze mnie spłynął gdy zdałam sobie sprawę jak bardzo ta sprawa mnie obciążała….i teraz gdy jestem wolna, widzę ile kosztowało to moje dzieci, mnie, ile straciliśmy…. Czy warto było raz sprzeciwić się samej sobie w systemie ? Więcej niż warto, teraz dopiero wiem, że wolność to coś o czym nie miałam pojęcia, a już na pewno nie była moim udziałem-taki świat swoim dzieciom pokazałam- i tego chyba najbardziej żałuję-ale teraz zrobię wszystko by to naprawić…’. Takich przykładów jest pełno w naszym życiu, wokół nas. Nasze lęki to więzienia, które odbierają nam moc, a zasilają …. Na to pytanie każdy niech sam sobie odpowie, dziś już nie można powiedzieć, że brakuje informacji dla świadomości poszukującej prawdy. Pytanie raczej powinno brzmieć, gdzie ty teraz jesteś w tym planie i na ile dopuszczasz siebie prawdziwego do głosu…Swoją prawdę.
Magdalena