mar 31 2017

Dzieci a 'spadek’ w rodzie i nasz w nim udział

I tylko dzieci żal…  Często tak kwitujemy niektóre przykre trudne, bolesne sprawy, w które ludzie są uwikłani, nieraz nasza energia angażuje się  w pomoc właśnie ze względu na tych niewinnych, na te dzieci, które chcąc nie chcąc- takie są prawidła tutaj na Ziemi- przejmują, niosą za rodziców, lub przyjmują uderzenie za rodziców. Jeśli nic innego już nie robi im różnicy, nie jest wstanie ich dotknąć, pobudzić, ruszyć do zmiany, jeśli sami utknęli lub nie powiodło im się  w dźwiganiu obciążeń rodowych, nie byli wstanie przetransformować jakiś cech, tendencji na plus, i weszli w niekorzystny schemat dokładając tylko do niego swoje 5 groszy, to kto będzie ponosił konsekwencje-komu zostanie dodany nadbagaż później?

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ludzie mają już coraz mniej otwarte, przerobione opcje dawania z serca, bezwarunkowo- z pominięciem własnego ego- nawet w kierunku własnych dzieci… Bardziej cenią własną wygodę, zachowanie własnej przestrzeni jak się to nazywa, większej wolności osobistej, wyboru czasu i tzw. realizacji własnego ja, niż bezpieczny, zdrowy rozwój własnych dzieci. I przez ten rozwój nie rozumiem bynajmniej opłacenie dobrej szkoły i zajęć dodatkowych…to jest właśnie to zapewnianie sobie wolnego czasu… Dziecko bawi się wspaniale na zorganizowanej imprezie, zajęciach, z innymi dziećmi-tak dobrze to wszystko jest potrzebne, ale dziś mamy tendencje oddawania najlepszych chwil życia ludziom obcym. Ludzie nie próbują skupić swojej energii i spróbować odnaleźć ten poszukiwany relaks w dziecku- radość, poczucie sensu bycia, wdzięczność-  i wcale to nie musi być głośna impreza, wesołe miasteczko, może być zwykły, najzwyczajniejszy, prosty spacer, 2 godz w domu na kanapie i rozmowa- nuda?, dlaczego od razu nuda? Bo nie uczymy dziś dzieci czym jest rozmowa w rodzinie, takie zwykłe bycie razem, wyrażenie prawdziwych myśli –otworzenie się na tych, z którymi w sumie powinniśmy być najbliżej-stąd się biorą wszelkie deformacje w rodzinie, zwichrowania, problemy psychiczne później dorosłych dzieci ze sobą…brak więzi- tak można wychować obcych ludzi we własnym domu… To jak współczesny często już funkcjonujący model dysfunkcyjnego związku- gdzie mąż czy żona zwierza się temu, tej trzeciej na portalach społecznościowych raczej niż osobie, z którą dzieli trudy codzienności. Nie potrafimy rozmawiać ze sobą i często nie uczymy tego dzieci, przekazujemy im model: jestem zmęczony życiem, światem, obowiązkami, wszyscy czegoś ode mnie chcą, i to mnie męczy  i to dziecko odbiera też, że jest tym jednym z ogniw meczących w łańcuchu wyciągających rękę do rodzica. Czyli czuje się jak wyzyskiwacz troszkę, bo tak go rodzic spycha w natłoku myśli i chaosie życia. Siłą rzeczy dziecko kieruje swoje problemy i frustracje, nierozwiązane emocje i problemy w stronę gdzie może dać im upust jeśli nie uzyskać jakąś odpowiedź… I pół biedy jeśli to zdrowe hobby…gorzej gdy to wyżywanie się w sporcie na konkurencji, gdy to stręczycielstwo w stosunku do słabszych, lub zapominanie, czyli uciszanie siebie poprzez używki… Czasem są energie hamujące dalszą destrukcję – uszczerbki na zdrowiu, choroby, zagrożenie w życiu dziecka, które powoduje otrząśnięcie się śpiącego rodzica z nawykowego koła systemu życia i skupienie żywotnej uwagi na tym co się dzieje pod jego nosem, a raczej na tym jak bardzo oddalił się od swego dziecka. Takie wydarzenia mają urealnić, unaocznić nieraz drastycznie przed naszymi oczami jakie dziecko powstało, jakie współtworzyliśmy, wychowaliśmy, czyli jakiego człowieka pomogłem zbudować na swoje podobieństwo lub wskutek tzw. swojej ‘dbałości’ lub zaniedbania…bo dziś dbamy w dużej mierze ale o zapychanie czasu dzieciom – o płacenie, by kto inny z nim o tym porozmawiał, by kto inny mu wytłumaczył, dla jego dobra, bo zrobi to lepiej ode mnie… Taka jest spodnia, ukryta intencja u wielu ludzi, nieświadoma w pewnym sensie, gdy organizujemy dzień za dniem w biegu…

Zapewne jest wiele rodzin, które trzymają się jednak opcji, że to dziecko skoro przyszło do mnie, do mego rodu, wybrało nas na rodziców, tzn. że to my mieliśmy mu przekazać i dać z siebie coś istotnego, że to mój model życia i cechy, wartości miały być ważne później w jego życiu. Zapewne to dziecko przychodzi również z czymś swoim, by nam pokazać to lepsze i przez to nieraz wynieść bądź uratować nasz byt duchowy- ale czasem nie może tego swego daru, który niesie w rzeczywistości dla całego rodu, pokazać, wprowadzić w życie, bo niszczymy go w zarodku lub staramy się pozbawić to życie dobrego startu poprzez tłamszenie, zaniżanie, poniżanie wartości miłości, więzi rodzinnych, szacunku. Tego, co powoduje, że mamy szacunek jako dorośli do osób starszych, instynkt chronienia ich, że kochamy nawet nie swoje dzieci, bo widzimy w nich obraz swoich dzieci a nie małe wrzeszczące irytujące człowieczki…

W ogóle dziś wydaje się, że coraz mnie jest w nas świadomości w stylu: oby jemu było dobrze, a ja jakoś poradzę… Nie ważne taka praca czy inna, czy dziś będzie czas na gorącą kąpiel albo dobry film wieczorem, ważne żeby dziecko nie miało koszmarów w nocy, ważne żeby chciało wracać do domu, ważne żeby nie chorowało, ważne żeby chciało ze mną pogadać o tym co w szkole… A dziś słyszy się za często: jestem padnięty i jeszcze dzieciaki czegoś chcą stale ode mnie!

Co dalej? Dalej mamy to co widać często już dziś – zwyrodnienia w życiu, walenie się podstawowych wartości, praw, instytucji-sztandarowy przykład-małżeństwo dziś to przeżytek, a jeśli jest to w formie wypaczonej, gdzie kuleje w dziwacznych trójkątach, którym już nikt się nie dziwi, i nadaje się im rangę takich normalnych związków mniejszych przechodzących w związkach większych… Każdy przecież kogoś tam gdzieś ma, miał choć raz jakąś pokusę o imieniu X, w pracy, delegacji, szkoleniu, jakoś żyć trzeba, człowiek to nie maszyna przecież.   I tak mieli się i miesza energia różnych osób, przyciągamy do swoich rodzin różne wątki i cóż nasze dzieci się  w tym piorą… Często brakuje w tym czasu i przyzwoitej energii wsparcia, czystej energii wibracji na wspieranie rozwoju tego dziecka w pozytywnych aspektach, w najlepszym przypadku rozwija się żal, poczucie straty  i niedoskonałości rodziców w formie zamykania się na świat nieufności, w najgorszym posuwania się do agresji jawnej bądź utajonej, ukierunkowanej na siebie lub ludzi z otoczenia…

Dziś łatwo o wyobcowanie, o pominięcie wychowania swoich dzieci, bo wszyscy robią to za nas- a treści jakimi dziecko przenika mogą być nawet poprawne, ale później dopiero widać kwiatki- np. mamo ja nie kłamię to się nazywa dyplomacja –przekazuję ci informacje tak by obie strony czuły się zadowolone… I jeden powie – a to dobre!, spryciarz z mego dzieciaka-poradzi sobie w życiu!, ale mało kto już dziś zwróci uwagę że kurczę, coś tu nie tak, dzieciak ma zachwiany pierwotny system wartości rozróżniania krzywdy jaką się wyrządza poprzez wmawianie innym, że jak się im napluje w twarz to trochę tak jakby deszcz padał, …zawoalowane oszustwo- wyższy stopień z chamskiego kłamania…być dumnym czy nie?  To jest to o czym się dziś mówi i bębni na alarm – zatracenie podstawowych pierwotnych wartości dobra i zła…. Wychowywanie dzieci tak, że nie potrafią same odróżnić tego co dobre od tego co jest po prostu ZŁE, to wszelkie tzw. pół prawdy, wygodne ‘prawdy’, jakoś to będzie, lub dziś trzeba umieć być kameleonem nawet w rodzinie…masakra.

I teraz zobaczcie jeżeli dziecko ma wprowadzić jakiś nowy wzorzec w  rodzinie, w sposobie postępowania, a zatem zapatrywania na wymianę energii w świecie, kodeks etyczny, to jeśli nie udaje się mu poprzez codzienne proste lekcje w życiu w wychowywaniu dziecka, we wspólnych sytuacjach życiowych pokazać, postawić rodzica w roli faktycznie rodzica, to robi się problem. Np. dwoje dzieci kłóci się o dostęp do jednego stanowiska zabaw, dochodzi do szarpaniny, jeden chłopiec jest z matką, drugi z ojcem, ten z ojcem pyta swego rodzica- i co mam zrobić?, a ojciec na to- jak to? Oddaj mu, walcz o swoje! I dziecko z dużym tatą za plecami tak robi…matka wystraszona nieco dziwnym zachowaniem niezbyt hmmm ujmijmy to kulturalnego rodzica wycofuje się i zabiera syna… Popatrzcie jakie skutki taka prosta scenka ma później na przyszłe życie jednego i drugiego dziecka, na ślady w psychice (ta scena to autentyk tak przy okazji) lub podświadome przekazy w wychowywaniu. Druga scenka z lekcją dla dziecka pt. ‘Kradzież to nie kradzież póki ktoś cię nie złapie na gorącym uczynku’. Wynoszenie drobnych zabawek innym dzieciom z mieszkania nie jest złe…póki nikt nie zauważy-przecież to tylko dziecko-o co robić tyle krzyku tłumaczy rodzic małego ‘przemytnika’- ten przedmiot wart jest raptem 10 zł…oddamy wam pieniądze…a jemu przecież się tak podoba… Ale nikt nie pomyślał, żeby wytłumaczyć, że nieważne ile kosztuje ta rzecz ma właściciela który może czuć ogromną krzywdę po stracie tego przedmiotu. W dorosłym życiu to dziecko może kraść innym urlop, wynagrodzenie za pracę, lub w inny sposób okradać ich z ich wielorako pojętej własności, bo jemu się bardziej należy, bo on chce i już!

Czasem mam wrażenie, że dziś ludzie wolą zakopać sprawę pod dywan, nie wywlekać czegoś na światło dzienne, lub tak zwanie powiedzieć – oj przestań z czego ty w ogóle robisz sprawę i robią z Ciebie wariata, panikarza, bo ty widzisz lukę w systemie i błędy, które w przyszłości doprowadzą do ruiny niejedną rodzinę, a kolejne pokolenie będzie miało już nie lada wyzwanie, by uratować wyzwolić dusze w rodzie od zatracenia… I jakie koszty będą musiały ponieść te dusze ofiarne?- jaki ciężar na siebie wziąć…jakie kalectwo nieraz….nad tym nikt się już nie zastanawia…

W ogóle wszystkie nasze hmm niespłacone długi, przechodzą na nasze dzieci…i warto o tym pamiętać, gdy zyskujemy czyimś kosztem, a potem okazuje się, że wszystko w życiu idzie super-pieniądze ekstra, awans, ludzie mi zazdroszczą ….ale dziecko jakoś mało zaradne, zdolne- dzieci w szkole nie lubią go, mam problemy z wychowawcą, wszystko pod górę, a jeszcze telefon mu niedawno z plecaka ukradli…

I tak jak napisałam na początku, i później tylko dzieci żal…. Często ciągnie się tych rodziców, pomaga im, los daje drugą, trzecią szansę człowiekowi ze względu na te dzieci właśnie, przychodzi pomoc duchowa pod postacią osób trzecich, wydarzeń, by pomóc nadrobić, zrozumieć coś, obudzić kogoś, żeby to dziecko, które ma za zadanie unieść coś dla całego rodu miało choć szansę…

 

Jak wyhamować? Jak nadrobić, jak się obudzić, jak zobaczyć co się dzieje wokół mnie? Czasem dopiero drastyczne momenty, przerywniki wybudzają nas ze snu, zapętlenia, z gonitwy w przepaść, ale przecież nie trzeba czekać aż na ostateczne środki…najtrudniejsze wydarzenia…  Cały artykuł może się wydać dość w ciężkim klimacie- ale to jest właśnie klimat w jakim pracuje wielu terapeutów, ezoteryków również– dlatego chcę się podzielić moim lekarstwem na podniesienie wibracji, uniesienie siebie odrobinę, by mieć choć szansę otworzyć szerzej oczy na to co naprawdę dzieje się wkoło mnie …  ENERGIA WDZIĘCZNOŚCI – to ona pomaga dostrzec to co mamy jako cud sam w  sobie już… To ona poprzez docenienie podnosi już twoją wibrację i wartość tego czym ty jesteś i co cię otacza i wyjaśnia ci, jak cenny jesteś przez sam fakt, że tak wiele już otrzymałeś…. To odczucie –uznanie, że jest to faktem, prawdą dla ciebie, podnosi i rozjaśnia jakby wszystko wkoło i wewnątrz Ciebie, odgania chmury i przeciera szlak dla przyjmowania cudów. Bo gdy dziękujesz, wysyłasz energię wdzięczności za to co jest…to jakbyś otwierał zardzewiałe bramy na więcej… Zresztą z tej energii otwierają się inne zamki-te prowadzące do pokory, przeprosin, uznania tego co było zakryte lub niewidoczne… Stąd można już naprawiać wzorce…. Wdzięczność to potęga niedoceniana w codzienności… tylko dlatego że zakrywamy sobie na nią oczy dobrowolnie, i wolimy chodzić po omacku…  Czy jesteśmy niewdzięczni? W dużej mierze tak, niestety na co dzień… bo gdyby pamiętać o tej energii każdego dnia, w duchu ją praktykować ze szczerością, wiele trudnych sytuacji dałoby się uniknąć w życiu i wiele jakże naprawić. Bo dziękuję w wielu przypadkach to Energia Zapłaty. Wdzięczność to uczucie, które już samo w sobie wywołuje uśmiech tzw. przeznaczenia…czyli przyciąga dobry los…

To tylko jeden ze sposobów na zapoczątkowanie zmian w sobie i życiu… Od tego jednego uczucia, ale odczutego dogłębnie, do trzewi- da się jak po nitce do kłębka znaleźć wiele odpowiedzi dla naszego życia…pod warunkiem, że umiemy dziękować i doceniać to co jest w naszym istnieniu poprzez ludzi i samych ludzi w naszym życiu… To najlepszy początek z możliwych…

Magdalena

Brak komentarzy