lut 15 2018
Co blokuje kreator zdarzeń i rozbija nasze budowle-plany jak tarotową Wieżę Boga?
Najprościej chyba jest Rozwalić to co się już na kreowało wspólnie poprzez odcinanie się od drugiej osoby przez obrażenie się, kłótnię. Wszelkie naburmuszenie się, uraza, żal, skryta pretensja blokuje wspólny zamysł i kreację zdarzeń. Nasze lęki, niechęć do człowieka, z którym budujemy coś razem, strach przed wspólną przyszłością lub jej wynikiem też zatrzymuje to co uruchamiamy jako przyciąganie konkretnej realizacji. Czasem dosłownie lęk przed pożyczką blokuje wejście na wyższy poziom życia, czasem kłótnia dosłowne przecina to co wspólnie tworzyliśmy i w co zainwestowaliśmy sporo wkładu naszej energii, nieraz wielomiesięczny albo i letni wysiłek wydatek energetyczny na przejawienie się konkretnych zamysłów, planów tutaj w rzeczywistości fizycznej zostaje zaprzepaszczony przez wpuszczenie do swoich podstawowych zamiarów, marzeń energii psującej- to jest wątpliwości, negatywnych myśli o tej drugiej osobie, z którą związany jest dany projekt. Wówczas sama energia niechęci, złości na kogoś odcina na pewnym poziomie realizację zdarzeń…i wtedy widać to co nazywamy tym przesunięciem w czasie wróżby – realizacji jakiegoś projektu. W zasadzie wszystko tu bazuje na kontaktach, relacjach międzyludzkich – a one są tylko efektem, wynikiem tego jak w środku, na poziomie intencji, a później uczuć i w końcu emocji odbieramy, dostrajamy się i co wysyłamy adekwatnie w kierunku osoby, z którą wchodzimy w układ wymiany. Nawet logicznie patrząc, żadne państwo wewnętrznie skłócone nie będzie długo obrastać w dobrobyt, tak też każdy układ, w którym bazujemy na lęku, chęci odwetu, urazie, szantażu czy poczuciu krzywdy z którejkolwiek ze stron przeniesie prędzej czy później rozłam, wyładowanie energetyczne, głównie w postaci rozlania się tego co kipi pod spodem… I pół biedy jeśli rozleje się zanim inwestycja dojdzie do skutku, gorzej gdy to popsucie, wdarcie się wątpliwości, niedowierzania, podejrzliwości pojawia się już później. Gorzej gdy obraz domniemanej korzyści, na którą dajemy się złapać przysłania nam wewnętrzne odczucie, instynkt i klarowność tego co naprawdę czuję wobec danej osoby. Nie wiem czy zauważyliście ale przeważnie osoby, które świetnie radzą sobie w biznesie, lawirują dość dobrze w świece interesów, muszą mieć swego rodzaju instynkt wobec ludzi, którym się kierują. Potrafią dość szybko ocenić czy wspólna współpraca z tą osobą będzie się dobrze układać, czy ‘stroją’ na podobnych falach, czy dogadają się i potrafią łapać wspólne myśli, cele, – czy główny trzon tego celu, i sposoby dotarcia do niego- czyli jakiś również poziom ogólnie pojętej etyki zawodowej stroi w podobnych tonach, czy nie ma zbyt dużego rozdźwięku. Jeśli nie dajemy się omamić, złapać na haczyk tzw. szybkiej korzyści lub natychmiastowego sukcesu i umiemy wyciszy swoje ‘ja chce już i natychmiast’ żeby posłuchać w środku czy z tobą i na ten moment w tym układzie ma to sens, to przeważnie łatwiej i bez większych burz trafiamy, dopływamy do tego bezpiecznego lądu, o którym marzymy gdzieś za horyzontem zdarzeń. Innymi słowy po trupach do celu to najgorsza inwestycja energii, przeważnie marnotrawiona a czasem przynosząca długi do spłacania na lata. Bo gdy pominiemy ten wewnętrzny głos, odczucie, przeczucie, kompas i pójdziemy mimo to, uwikłamy się w relacje zależności budując wieżę cegła po cegle, a wówczas któregoś dnia okaże się że jedynym rozsądnym wyjściem jest ewakuacja żeby kreacja nie runęła nam na głowę albo łatanie bez końca czegoś co sensu nie ma, bo jest jak dziwoląg, w którym nie da się mieszkać ani nijak wykorzystać w tym układzie. Takie inwestycje rzadko daje się odsprzedać, puścić z zyskiem, dobrze jeśli odzyskujemy choć część swego wkładu pierwotnego.
Dlatego zanim zdecydujemy się wesprzeć energetycznie jakiś plan, czy zamiar, warto wcześniej zastanowić się czy później nie skończy się to ładowaniem w dzbanek bez dna, albo dziurawe naczynie. Przeważnie niecierpliwość, pazerność, chęć wyrwania się z monotonii, lub zastygłej sytuacji życia sprawia, że ponaglamy samych siebie i inwestujemy w coś co nie do końca czujemy…bo szybciej… Szkoda też czasu i realnych pokładów energii na coś co jest nieprzemyślane i nie jest tzw. inwestycją rozwojową. To jak z budowaniem domów w małżeństwie by potem rozwieść się po roku, dwóch od wprowadzenia się do nowego budynku, lub porzucenie rozpoczętej już inwestycji w połowie, a potem mijamy po drodze jadąc gdzieś i oglądamy pustostany niedokończone, ludzkie pomysły, plany, marzenia które stoją nieraz latami opatrzone tabliczką ‘sprzedam’. Sęk w tym, że czasem ‘mieć’ przysłania nam ‘być’, ale co z tym zrobię jak już to dostane, czy to jest to czego naprawdę potrzebuję a szczególnie w tej jakości… Także, to że coś sprawdza się u kogoś nie znaczy, że u mnie będzie działać podobnie. Mówi się, że trawa zawsze wydaje się bardziej zielona tam gdzie nas nie ma a powietrze i krajobraz piękniejsze i to chce wyrywa się z duszy tak silnie, że przysłania nam miejsce i czas, okoliczności… To jakbyśmy już czuli obietnicę lepszego życia ale nie mieli cierpliwości żeby poczekać do dzwonka na przerwę, wyrywamy się falstartem myląc przestrzeń i czas, zaledwie czując przedsmak czegoś, ale nie dopasowując do końca okoliczności i energii… Czasem przypłacamy to okrężną drogą lub naganą za wyrwanie się falstartem, rozglądamy się wkoło i odkrywamy, że wyprzedziliśmy czas, epokę, że myśl i serce już poczuło ale kreator zdarzeń nie zdążył jeszcze wytworzyć tu odpowiednich warunków i spleść naszego życia z odpowiednimi ludźmi którzy też muszą być gotowi w swoim życiu na ten krok by spotkać się z nami, by zaiskrzyło, by informacja przepłynęła i wszystko się zazębiło w pełni, by wypełnić nasz wspólny plan. I to nie tak jak mówimy, że o to było złe albo miało się nie stać, albo ktoś źle przewidział – czasem sami potrafimy zamieść energię kreacji poprzez swoja nadinterpretację, pośpiech, nadgorliwość, czy zbyt wielkie oczekiwania, które wymuszają coś co powinno się toczyć swoim torem i rytmem bez wymuszania na innych pewnych rozwiązań. Bez pasującej do siebie energii, energii współpracy uczciwej dla obopólnie przyjętej korzyści, gdzie wiadomo że jedna i druga strona musi w tym układzie, planie uzyskać coś dla swego życia, musi być czystość i świadomość intencji, że relacja polega na wymianie, a wymiana zakłada uczciwość i pilnowanie swego końca by nie przegiąć w opcji chytrości, lub próbie ugrania dla siebie czegoś kosztem satysfakcji drugiej strony… Bo tu zaczyna się śliska powierzchnia, gdzie łatwo się wyłożyć się, wykoleić i rozwalić całą misterną konstrukcję. Nieraz nieprzerobione zawczasu konflikty lub jakieś kluczowe różnice w podejściu do ważnych spraw życiowych, widzenia jakiś kluczowych elementów dla sprawy inaczej, potrafi rozbić plan na wstępie, po to by później nie wpakować człowieka w jeszcze większe bagno. To jest jak chcieć razem założyć klinikę medyczną, ale u podstaw intencji wspólników u jednego może leżeć zarabianie na upiększaniu – liftingu bez nadmiernego informowania pacjenta o ew. negatywach zabiegów, a u drugiego poprawianie jakości życia ludzkiego poprzez operacje usprawniające funkcjonowanie w codzienności, tj. operacja ręki czy nogi by chodzić bez bólu lub móc chwytać przedmioty sprawniej. Cel niby ten sam ale gdy już przechodzimy do podstaw na jakich bazuje to marzenie warto sprawdzić czy aby na pewno da się potem podążać wspólną drogą lub pogodzić ze sobą cele, interpretacje tego co przyniesie życie już niestety na wspólnym podwórku. Bo co z tego że mamy już ten nasz wymarzony dom, kiedy nie sposób w nim wytrzymać z nim, z nią pod jednym dachem bez rzucania w siebie przedmiotami. Istnieje jeszcze inna interpretacja do przykładu z kliniką medyczną… duchowa- gdzie jeden człowiek może natchnąć drugiego swoją wizją, pięknem i otworzyć jego serce i umysł na drogi Boże… W takim wypadku instynkt będzie popychać ku takiej współpracy nawet pomimo sprzecznych ideałów i etyki, bo tu inny cel, ukryty pod spodem przyświeca wspólnej drodze…
Czasem lepiej poczekać, choć wiem, że potrafi to być bardzo trudne, nieraz wydaje się ponad siły ludzkie, a gdy słyszymy kolejny raz ‘niech pan pani uzbroi się jeszcze trochę w cierpliwość’ to mamy ochotę potrząsnąć tą osobą i wrzasnąć- czy ty wiesz ile ja już czekam, co przeszedłem, jak w środku się duszę?? Mimo wszystko, i tak czasami lepiej zostać w zbyt dusznej klatce jeszcze rok, niż wskoczyć do wielkiego pięknego pałacu po to by runął nam na głowę po roku i jeszcze bardziej utrudnił podniesienie, i przesunął to co realnie było widać na za rok, na za kolejne 5 lat, bo to co wytworzyliśmy na sile, bo już nie daliśmy rady dłużej czekać…narobiło takiego bałaganu, że posprzątanie go, spłacenie tzw. długów, lub wytworzenie energii, realnych środków wymiany, przyciągnięcie od nowa potrzebnych ludzi i zdarzeń do naszego życia zajmie więcej czasu niż uprzednio. Ponieważ by powstał większy plan potrzeba nakładu energii nieraz z większego zbiorniczka niż tylko twój jeden, wymaga to nie tylko objęcia korzyścią na wyniku tego planu ciebie ale wszystkich, którzy w jakiś sposób zaangażują się z tobą w ten projekt. Jakże często mylnie sądzimy, że gdy coś chcemy to dotyczy to tylko nas samych, a nie bierzemy pod uwagę już wkładu w daną kreację osób trzecich i tego co na tym dla siebie ma wynieść osoba pośrednio zainteresowana razem z nami.
Jeśli nie jesteś zaś pewien co jest celem, ani czy czegoś chcesz, zadbaj o to, by intencja na twojej drodze była prawdziwa szczera, a uczciwość obroniła cię sama przed błędami innych.
Z drugiej strony wielu ludzi blokuje się, a raczej opóźnia realizację pewnych celów poprzez nadmierne zamartwianie się, lęk i obawę jak to będzie w trakcie, czy dam radę skoczyć, czy pogoda będzie ładna, i czy butów nie pomoczę po drodze… Z jednej strony chce a z drugiej roztrząsa tysiące wersji, i przegląda miliony planów realizacji starając się przewidzieć każdy możliwy szczegół dyskomfortu, niezadowolenia, dyssatysfakcji. Tymczasem nie wszystko musi być idealnie ale jeśli czujesz na jakimś poziomie, że to dobra droga, to nawet jeśli ubłocisz buty, i pofatygujesz się, nagimnastykujesz trochę pod górę, bo inaczej się nie da wejść na szczyt góry, to i tak warto dla tego widoku, dla świeżego powietrza wyżej, dla radości duszy i poczucia, że w końcu to jest to o czym marzyłem za czym tęskniłem… I dzięki Bogu, że nie zrezygnowałem ze strachu, z obawy przed niepowodzeniem, odsetkami, czy tym co inni mówili o tych okolicach i sąsiadach, którzy de facto okazali się całkiem przyzwoitymi, normalnymi ludźmi do współżycia…
Większość planów gubi się poprzez zniecierpliwienie, ‘chlaśnięcie’ kreacji z obawy, lęku, czy poprzez błędne założenie, u podstaw którego leży gryząca się energia intencji dwojga ludzi, przyciągająca w wyniku nieporozumienia i konflikty…
Dlatego gdy nieraz prosimy kogoś o wsparcie naszej kreacji warto się najpierw upewnić, że to jest to czego naprawdę chcę i że później tego kogo błogosławiłem za pomoc i wsparcie, nie oskarżę o działanie na moją zgubę lub wpędzanie mnie na drogę bez wyjścia lub w objęcia wroga. Wielu ludzi tak postrzega po czasie pewne zdarzenia w swoim życiu zupełnie nie biorąc pod uwagę, że sami byli, są współuczestnikami zdarzeń i to co najpierw wychwalali pod niebiosa teraz nazywają złym omenem. Tak właśnie w świecie energii w oczach ludzi często anioły zamieniają się w jednej chwili w diabły i odwrotnie. Zależy, z której strony wiatr powieje, ważne aby ominął moje podwórko… Hmmm dlatego też czasem czujemy, że ludzie nam bliscy w różnych sytuacjach w naszym życiu stają z boku, i czasem złości to nas a czasem wprawia w zdumienie, że ktoś kogo znamy od lat, kochamy, i darzymy bezgranicznym zaufaniem nagle jakby się odsuwa. My to odczuwamy jako odsunięcie się, nieraz bolesny coś, gdy ktoś wycofuje swoją energię zwykle nas wspierającą. Tymczasem osoba ta staje z boku jakby neutralnie, nie interweniuje, bo np. nie czuje sobą w swoim sercu intencji zgodności, prawości lub dobra do popchnięcia czegoś, jakiś drzwi w naszym życiu. Wiąże się to zazwyczaj z dużą świadomością własnych możliwości, działań, i świadomością tego, że myśl dosłownie tworzy światy. To jak wyważenie z kimś drzwi do czyjegoś domu bo ja tak chcę, pomożesz mi? I ktoś powie tak bo dom się pali, bo ktoś został uwięziony w środku, ale gdy mamy wywarzać po to by zabrać dług, którego ktoś mi nie spłacił…już nie jest tak oczywiste czy jest to dobra metoda… I tak czasem nie wspieramy wszystkich kreacji naszych przyjaciół czy rodziny dlatego że czujemy że są one w jakiś sposób niezgodne z naszą duchową interpretacją, z poziomem serca, tego co my uważamy za uczciwe w naszym rozumieniu. Już nieraz pisałam jak bardzo to jest ważne – nie solidaryzowanie się tutaj z kimś, bo to przyjaciel, ale przede wszystkim zapytanie siebie czy ja przypadkiem nie idę kraść bo on mnie o to prosił? Granica jest czasem cienka a prawda jest taka, dla towarzystwa nawet najlepszego nie warto zatracać w sobie poczucia dobra wyższego i dać się powiesić lub kogoś zamordować.
Koniec końców każdy powinien w sobie sam przewartościować czy to czego chce teraz jest na pewno tym św. Graalem, o którym myślę… To że przeprowadzę się na Hawaje nie znaczy, że będę mieć życie usłane różami a raczej girlandami… Pokocham go na siłę, bo może nikt już mnie nie pokocha drugi raz…to jedyna taka szansa w życiu? Lepszy wróble w garści… – tak zagłusza się wewnętrzny kompas a wybiera po ziemskiemu bez baczenia na mapę życia z lotu ptaka, stąd później opóźnienia i komplikacje, tak czy siak jednak zawsze można zmienić kurs lub płynąć dalej, aż na kolejnym morzu znajdzie się właściwą przystań. Bo na planie Bożym nie ma braków… I to jest najpiękniejsze w Istnieniu.
Magdalena Janczewska