sie 17 2018
Naucz się jeszcze Ty, nie zostawiaj swoim dzieciom do przerabiania…
Niektóre programy własne, które mamy przerobić i są dla nas pilne na ten czas, ważne, istotne i potrzebne dla wzorca naszej duszy, wypływają na wierzch pomimo wielu prób zakopania ich, zapomnienia i pogrzebania. Gdy sami odmawiamy naprawiania, pojawiają się w potrzebie kogoś bliskiego naszemu sercu kogo cierpienie, ból dotyka nas bardziej niż nasza własna potrzeba. Dlatego najczęściej najbardziej zaniedbywane, niechciane przez nas lekcje odbijają się i wychodzą na widok jaskrawo poprzez sytuacje w życiu naszych dzieci- tych którzy są bezpośrednio pod naszą opieką, którym przekazujemy nasze wzorce.
Są sprawy, problemy, cechy charakteru, reakcje na pewne okoliczności powtarzające się w życiu, których myślimy że nigdy nie zmienimy, nie przeskoczymy, ponieważ są ponad nasze siły, lub opcje do zmiany na to życie. To troszkę jak z tym przykładem przemówień publicznych, gdy ktoś mówi, że nigdy nie wyjdzie i nie wystąpi przed pełną salą ludzi, bo trema go zeżre i nie wyduka sensownego słowa, że to koszmar nie do przebrnięcia… Tak, ale w sytuacji podbramkowej gdy okazuje się, że na szali jest dobro dziecka, coś cenniejszego niż mój wstyd, pieniądze, czy hańba, nawet moja krzywda….wyjdę i zrobię wszystko, bo w porównaniu z tym ten mój problem to błahostka. Właśnie w obliczu najgorszego zagrożenia najczęściej przerabiamy najtrudniejsze, najbardziej zastałe programy, gdy czegoś lub o kogoś boimy się bardziej niż o najgorszy własny wstyd czy krzywdę. To jest ten wyzerowany licznik, gdy już nie mam nic do stracenia… Szkoda że ten mechanizm nie działa w nas w pomniejszych sytuacjach kiedy wypieramy się i odmawiamy przeskoczenia tzw. siebie, własnych zahamowań, lęków żeby zawalczyć o lepszą codzienność, jakość życia dla siebie i swoich bliskich. Gdyby człowiek widział wszystkie następstwa każdej swojej decyzji wielowymiarowo i natychmiastowo i widział licznik- który raz już podchodzi do tego samego egzaminu tylko z innymi ludźmi, w innej sali, pewnie by się przeraził…że już nie wspomnę ile razy rezygnujemy stojąc już przed salą.
Niektóre programy bazowe wynikłe z zasiedziałych, zakrzepłych lęków najtrudniej ruszyć i nieraz wymaga wieloletniej pracy żeby w ogóle nadkruszyć kawałek muru. Ta baza, to nasze główne przekonania na temat istnienia, prawdy, taki dekalog życiowy. Na przykład, nie wolno mi krzywdzić innych bo to jest złe …i do każdego takiego gruntowego przykazania mamy własne rozwinięcia, które niestety, nie zawsze są prawidłowe, mają swoje jakości i odcienie, liczne interpretacje, niektórych nigdy nie weryfikujemy tak się boimy, że naruszymy cały system swojej wewnętrznej prawdy. I tak np. alarm dzwoni gdy zbliżamy się do naruszeni bazowego przekonania, i gdy ktoś ewidentnie mnie oszukuje, wykorzystuje, krzywdzi, pozwalam mu na to i wycofuję się żeby nie robić większej afery, przepraszam żeby nie urazić złodzieja :).
Albo w drugą stronę, mam bazowe prawo, że nie wolno dawać się wykorzystywać, bo to pozwalanie na czynienia zła – a ludzi trzeba edukować i przegięciem tutaj jest czynienie z ludzi niewolników dla własnych potrzeb, gdzie ja i moje potrzeby są ważniejsze niż innych, gdzie tzw. ‘płacę wymagam’ jest poniżeniem ludzkiej godności… Trzeba pamiętać też, że w każdej odgrywanej scence każda ze stron nie jest przypadkowa i tak jak my jesteśmy dla kogoś nauczycielem tak też druga strona nieświadomie jest naszym mistrzem, trzeba tylko chcieć zauważać i postawić się także w roli ucznia w obliczu najdziwniejszego, najskromniejszego, najmniejszego nauczyciela.
I tak, gdy moje dziecko jest dajmy na to ofiarą wyszydzania i tzw. popychadłem dla innych dzieci a jednocześnie w moim życiu pojawiają się sytuacje sygnalizujące, że ja mam nie przerobioną asertywność i bronienie własnego poziomu godności jako człowiek, wówczas widać że sytuacje z dzieckiem są alarmującym, przynaglającym wydarzeniem by stawić czoła by negatywny wzorzec w rodzie nie przechodził dalej, na kolejne pokolenie tak jego rozmiar się spiętrzył w życiu.
Ostatnio zastanawiałam się jak uchronić dziecko przed agresywnością rówieśników, przed narzucaniem swojej woli i tłamszeniem… Wtedy pokazało mi się jasno, że ten sam wzorzec musi przerobić najpierw rodzic, który boi się konfrontacji w dorosłym życiu z ludźmi, którzy nadużywają jego nieśmiałości, dobroci, uczciwości. W kontaktach z innymi rodzic zamyka się i pozwala krzywdzić innym na poziomie zwykłych układów, gdzie ludzie wykorzystują go w umowach, zobowiązaniach, nie wywiązując się ze zleceń lub wykonując je źle a nawet ewidentnie psują coś co jest istotne doprowadzając tę osobę do ponoszenia strat. Wrodzona nieśmiałość i wzorzec nie krzywdzenia innych, nie czynienia przykrości słownej sprawia, że ta osoba zamyka się, tłamsi złość i tzw. przyjmuje to jako coś co ma się rozładować w jej przestrzeni, jednocześnie pozwala ludziom na nieuczciwe postępowanie co sprawia, że nie mogą oni z nią przepracować swoich wzorców negatywnych na plus. To jest jak patrzenie, że ktoś na twoich oczach wynosi ci z domu telewizor a ty nie powiesz słowa, bo jakoś głupio i sytuacja niezręczna i przykra. W tym modelu rodzic musiał nauczyć się asertywności, musiało dojść do podbramkowej sytuacji by popchnąć osobę dorosłą do wyrażenia swoich zastrzeżeń, uwag, pretensji w stosunku do osób nieuczciwe postępujących… Jako wzorzec naprawiła się pewna postawa główna, dziecko zobaczyło zmianę w rodzicu a rodzic oprócz nauczania, że trzeba być grzecznym i miłym dla kolegów, bo nie będzie się nikt chciał z tobą bawić, włączył nową jakość która brzmiała: nie można pozwalać innym się krzywdzić i trzeba reagować na zło, nawet jeśli sprawia się komuś przykrość zwracając mu uwagę, bo w innym razie nauczamy ludzi, że wolno kraść, bić, a nawet zabijać.
W drugim przypadku również wzorzec zahaczył się już o dziecko, które doznawało nieprzyjemności ze strony nauczycieli, których drażnił wzorzec wartości przekazywany przez rodzica, który właśnie miał rozbudowany poziom asertywności z nastawieniem walki i rozpychania się łokciami w życiu. Innymi słowy rozbudowana asertywność idąca w kierunku nadużywania tej opcji jeśli chodzi o moje interesy, gdy idzie o moje dobro wówczas nie zważam czy kogoś krzywdzę, bo świat to dżungla więc ważne czy moje dziecko widzi np. tablicę a reszta klasy mnie nie interesuje. W tym przypadku ludzie z zewnątrz przynosili informację zwrotną w traktowaniu dziecka na zasadzie wybiórczej, jako kogoś kto jest gorszy, nie pasuje lub jest traktowany gorzej, ponieważ nie pasuje do klucza grupy. Wykluczenie odrzucenie lub potraktowanie kogoś gorzej, z góry wracało tam gdzie nie można było zastosować zwyczajowej taktyki, bo np. bycie niemiłym lub despotycznym w stosunku do wychowawcy odbijało się negatywnie w podobnym wzorcu na dziecku… Dopiero ta lekcja uruchomiła w rodzicach dziecka opcje pokory, zrozumienia, że jak ja innym tak oni mojemu dziecku, zatem nie ma czegoś takiego jak ja i moja rodzina i nasza nietykalność.
Kolejny wzorzec, który miałam okazję obserwować a który miał silne reperkusje na dziecku, miał już dużo poważniejsze konsekwencje, gdzie długoletnie zaślepienie i niechęć do zbadania własnych błędów odbiła się na chorobie dziecka mentalnej… Ale to już sprawa pokoleniowa, nawet ciągnących się długów karmicznych i krzywd, nieprawidłowości funkcjonowania i intencji, poziomu etyki, która skarlała we wzorcu rodowym… To w takich sytuacjach mówi się, że sama bioterapia nie da efektu gdy człowiek sam nie zechce zmienić czegoś w swoim wzorcu życia, zabiegi mogą pomóc, wytworzyć sytuacje, wykreować siatkę zdarzeń, okoliczności, otworzyć kogoś na proces, ale sam człowiek musi chcieć zmiany i pracować nad sobą…
W zasadzie najważniejszą konkluzją tutaj jest to, że nie ważne jak bardzo chcemy się schować lub uciec przed przerabianiem własnych zahamowań, przegięć, negatywnych interpretacji prawa bazowego, jak bardzo chcemy to odłożyć i nie wiedzieć, nie mierzyć się z tym teraz, i tak ucieczki nie ma. Im bardziej zamykamy oczy, tym bardziej pracujemy na wypłynięcie problemu w olbrzymiej wersji i to takiej, której nie da się już naraz zamknąć, przemilczeć, łatwo naprawić. Dlatego tak ważne jest by przełamywać własne słabości, narazić się nawet na pośmiewisko, ponieść koszt własnej głupoty czy wypić piwo, które się nawarzyło, po to by odmienić los swojej rodziny, dzieci, póki można to jeszcze zrobić w miarę małym kosztem.
Tak naprawdę życie jest doskonałym abecadłem, pokaże nam każdy problem samo, złoży jak z literek zdanie, trzeba chcieć tylko je przeczytać i wziąć do siebie i coś z tym zrobić. Ważne jest też by zrozumieć, że nic nie znika samo, ale wymaga naszej pracy na poziomie świadomym, z własnymi myślami, emocjami, trudnymi i bolesnymi wspomnieniami, urazami, lękami. Ludzie nie chcą nieraz nic zrobić dla siebie lub godzą się na bylejakość życia żeby tylko nie spojrzeć własnym demonom w oczy, ale gdy ten sam demon atakuje dziecko wtedy walczymy zaciekle, po to by zaraza nie rozprzestrzeniła się dalej.
Wszystko w zasadzie czego potrzeba to zrozumienie na głębszym poziomie, że stopień przepracowanych przeze mnie uraz, emocji, odwagi, miłości do drugiego człowieka, asertywności jest moim spadkiem dla dzieci i wnuków, dla mnie za ileś lat, w tym lub innym wymiarze bytowania. Warto też zwrócić uwagę co znaczy dla mnie moja baza programowa, mój tzw. dekalog – jakie interpretacje sobie dopisałem, nadpisałem, które mogą być krzywdzące dla mnie i moich bliskich, tworzyć enklawy lub zagrożenia. Żadne wewnętrzne prawo, które bazuje na krzywdzeniu innych czy to poprzez zaniechanie wypowiedzenia prawdy, zatrzymania złodzieja, czy to poprzez wyrzucenie kogoś ze schronu bo dla moich może zabraknąć powietrza jest przegięciem i tzw. zwyrodnieniem do naprostowania dla duszy. Na pewno warto w każdym wieku zwrócić uwagę na swoje naleciałości, utarte programy- ich plusowy i minusowy wymiar, bo są sytuacje, w których nasz program będzie działał na korzyść ale np. długoterminowo będzie wykazywać swoje nieprawidłowości. W tendencji do samoobrony zawsze trzeba uważać na pokusę nadużycia siły, natomiast w tendencji chowania się, na uciekanie zbyt długo, gdzie nie ma już gdzie znaleźć schronienia, bo wszędzie będzie się zaszczutym przez zbirów…
Warto zobaczyć w jakich sytuacjach czujemy się najgorzej lub które sprawiają nam zbyt wielką satysfakcją podbijając negatywnie nasz samo zachwyt w postaci pęczniejącego balona ego. Warto popatrzeć z jakiego powodu cierpią ci, którzy od nas zależą, ci których życie jest splecione z naszym jak ying i yang… Rodzina, i rodzina dusz, przyjaciele, znajomi wszyscy są drogowskazem, ale gdy problem pojawia się na progu naszego domu i dotyczy najczulszej struny to warto jednak zatrzymać się i zastanowić co pominąłem, czego nie widzę, co muszę zmienić natychmiast, JUŻ w sobie by moje dziecko miało lepszy start w życiu i mniej bagażu na plecach. Rozgracenie swojego bałaganu nie zawsze bywa miłe, jak badanie kompleksów, czy wybujałej wyobraźni, ale albo chcemy coś naprawdę zmienić ..albo dajemy się w końcu zasypać lawinie, która spada gdy się na szczycie przepełni …
Magdalena