kwi 12 2019
Porządki w piwnicy
Nie chcę widzieć takiego świata jaki stworzyłem więc zmieniam swój osąd na jego temat. Łatwo powiedzieć…. Być może nie tak trudno zrobić jak się nam wydaje. Czasem ciężko dokopać się do tzw. własnej woli i usłyszeć swoje deklaracje, a gdy już je zobaczymy mogą się okazać wielkim zaskoczeniem dla samego producenta. Gdy rozdźwięk pomiędzy pleciuchem bezmyślnego ego -jaźni a duchową wizją siebie jest zbyt wielki, to znak że czas na porządki w piwnicy. Zbliżają się święta Zmartwychwstania, Odrodzenia, więc i czas właściwy by przejrzeć swoje zagracone mieszkanie i pozbyć się brudu, i tego co uniemożliwia nam dalszy wzrost, spełnienie marzeń, realizację siebie, radość, szczęście , miłość…
To dobry czas by stanąć twarzą w twarz z prawdą której unikaliśmy o sobie. To troszkę jak te porządki w piwnicy, uff tylko nie dziś, nie chcę tego oglądać, nie mam siły tego dziś przeglądać i rozdzielać, szkoda mi czasu na grzebanie się w tych śmieciach, milion powodów na nie. Niemniej jednak w piwnicy czasem robi się już tak ciemno i ciasno, że nie sposób kupić coś nowego, bo nie będzie gdzie to przetrzymywać. Są ludzie co z godnym podziwu zapałem i determinacją zabierają się za porządki świąteczne, większość jednak niechętnie zakasa rękawy i schodzi do zakamarków własnych cieni… To zaskakujące ile tam można znaleźć wynalazków, własnych wytworów, spychanych myśli, lęków, tego co nie chcieliśmy uznać za swoje, lub uznaliśmy za niegroźne w ogólnym rozrachunku. I tak gdy po latach jesteśmy zmuszeni otworzyć drzwi żeby zrobić miejsce na nowiutki rower, to odór potrafi powalić, a to co z przeszłości gnije zakopane jakby na amen, przypomina trupy upychane w szafie. Energetycznie dosłownie troszkę tak to się ma do naszej rzeczywistości i tego z czym trzeba się zmierzyć, żeby wpuścić świeże powietrze i energię nowego.
Święci mawiają, że wyrzuty sumienia, które spychamy, a które po latach wypływają na powierzchnię są błogosławieństwem, bo uwidaczniają rękę Boga w naszym życiu i ukazują, że duch jest nadal żywy. Jest to znak, że dusza jest w czasie łaski, prowadzona ku prawdzie o sobie.
Tak niewiele trzeba by uzyskać przebaczenie Boga, niewiele w sensie gdy widzi się wynik, za niewiele dobrej woli, tak wiele wybaczenia. Po ludzku rzecz ujmując niejeden by powiedział, że to zdzierstwo :), a to właśnie czas łaski… A skoro to taka wspaniałomyślna oferta dlaczego wszyscy masowo nie biegniemy z niej korzystać? Bo najpierw trzeba zejść na dół, do tej ciemnej piwnicy, z latarenką w ręku, i zobaczyć ogrom swego zaniedbania… I albo przy pierwszym smrodzie na pierwszych schodkach mówię ‘o nie!’, na pewno nie teraz i wracam, zatrzaskuję drzwi na kolejne parę lat, albo schodzę na dół i zmagam się z własnym przerażeniem od czego by tu zacząć….. z własnymi myślami o sobie, ze zdumieniem ile to ja nazbierałem i co to w ogóle jest?! To chyba troszeczkę jak u tych ludzi co mają tendencję do gromadzenia, zbierania rzeczy i nie wyrzucania niczego, co staje się straszną chorobą dla nich, i ich rodzin….
To czas głębokiego spotkania ze sobą samym na najbardziej odkrytych polach siebie w największych głębinach siebie i odpowiedzi na pytanie kim się stałem, co z siebie uczyniłem…. A odpowiedzi nie zawsze a raczej rzadko są pochlebne, gdy prowadzi duch prawdy, światło Boże w nas. Prowadzi do uzdrowienia, a ponieważ jest potrzeba uzdrowienia to i musi być co naprawiać…. Łagodniej nie da się tego ująć. A że każda rana boli i każdy wstydzi się swoich głębokich ran, choroba to nie powód do dumy jak mawiał mój mistrz Reiki, zatem chowamy się naturalnie przed ludzkim wzrokiem i osądem gdy nadchodzi czas prawdy, spojrzenia na siebie w głębinach siebie. To trochę jak czas wspominek gdy siadamy na strychu ze starymi zdjęciami po rodzicach, dziadkach…nie wszystkie chwile są radosne, nie wszystkie takie jak na filmach, nie wszystkie nadają się do opowiedzenia i nie wszystkie nadają się do ukazania światu, ale wszystkie trzeba przejrzeć, wynieść z własnego cienia, przyznać się przed sobą że to było i że skutki są tutaj nadal. Oddać prawdę poprzez uznanie jej Bogu. To jak przejść przez własne piekło, dusząc się od wspomnień, patrzeć mimo dymu i łez… poprzez łzy docierasz do czyśćca a dopiero poprzez długą drogę czyszczenia wychodzisz na otwartą przestrzeń gdzie możesz powoli zaczynać widzieć w świetle cokolwiek. Gdy zdecydowałeś się i czyścisz bo wiesz, że musisz tę swoją piwnicę, to nie wiesz jak będzie wyglądać na końcu, co zostawisz, co okaże się już nieużyteczne, a co całkiem przeszkadza. Gdy zmyjesz duszący kurz i brud z tego co nagromadziłeś, poustawiasz wszystko na półeczkach i otworzysz okna by wpuścić światło i świeżość, to dopiero zobaczysz czego ci teraz brakuje, co być może potrzebujesz, i jakie masz możliwości…. Im więcej wymieciesz tym więcej miejsca zrobisz, warto przy tym mieć świadomość tego co zostawiam, bo to tworzy mnie. Tu zawsze pojawiają się pytania o kompromis…ale to nie targ, tu w pewnym sensie im więcej oddasz do przepierki tym więcej zyskasz. Innymi sowy im dokładniejszy przegląd twojej piwnicy tym większa szansa na to że to co zbudujesz dla siebie z siebie na przyszłość będzie bardziej spójne z obrazem twego Wyższego Ja- twojej duszy.
Co najważniejsze? Postaraj się nie kontrolować wyniku za wszelką cenę, po prostu oddaj, puść, idź za głosem duszy, intuicji, daj się poprowadzić, może nie wiesz co na dziś dzień przyda się jutro, więc pozwól sobie na lekkość w oglądaniu gdy już przejdziesz przez swoje osobiste piekło. W końcu trzeba też z niego wyjść, nie można utknąć na etapie opłakiwania siebie i swojej przeszłości, starych ran. Pokora najlepiej pomaga nauczyć się nowego, pamiętanie jest dobre, natomiast rozpamiętywanie i trzymanie siebie w energii użalania się, to już nie oczyszczenie to rozsmakowanie się w swoim bólu… Uff gdy czyściec przez nami to już lepiej i tak niż pierwszy odór zgnilizny… Teraz przynajmniej zaczynasz coś wiedzieć, robi się cokolwiek jaśniej, a ty masz czym oddychać, przypominasz sobie zapach powietrza i zaczynasz czuć swoją przestrzeń. A gdy już dotrzesz do etapu pustego pomieszczenia oraz otwartych okien i światła swobodnie wpadającego do środka i muskającego twoją o dziwo uśmiechającą się z wdzięcznością, spokojem twarz…. Wówczas pozwól sobie poczuć, że znów oddychasz, zanim ruszysz dalej. To jest twój czas, ten czas by zobaczyć możliwości, co może przyjść, czego naprawdę chcesz, czy jest to spójne z twoim prawdziwym wewnętrznym głosem? Przyjrzyj się bacznie czy nie tworzysz już w planie początkowym nowych kątów, o których lepiej nie myśleć, nie wiedzieć, nie zaglądać. Pamiętaj przy tym schemat na zasadzie którego przyciągałeś wszystkie swoje spychane sprzeczności, co powodowało to spychanie i konflikt w tobie? Dlaczego nie chciałeś zobaczyć, czego się bałeś najbardziej gdy prawda wyjdzie na światło dzienne? Strach znika jak nocne koszmary gdy się go wystawi na światło dzienne. I okazuje się, że gorsze od ukazania sobie prawdy było skrywanie jej, i lęk, którego staliśmy się zakładnikiem.
To są w zasadzie najważniejsze pytania, bo jeśli teraz znajdziemy w sobie odwagę by na nie odpowiedzieć, nie komuś ale samym sobie, to już poczyniliśmy milowy krok w sprzątaniu naszej piwnicy, w drodze ku bardziej radosnemu życiu, pełnemu, spełnionemu. I nie chodzi tu o to żeby się tłumaczyć przed kimś ze swoich wyborów, ale żeby sobie odpowiedzieć, Bogu, Matce czy najbardziej zaufanemu aspektowi świętości w jaki wierzysz, po co, dlaczego i jak tu dotarłem, jakim kosztem, jak wyglądam a jak miałem wyglądać w najwyższym jednak obrazie siebie. Gdzie odbiegłem od tego co widzi dla mnie dusza jako najlepsze, gdzie widzi mnie czystość, jasność, i prawda. Pewnie, że nie jesteśmy ideałami, że każdy popełnia błędy i ma coś swojego 🙂 ….ale gdy widzisz, że twoja konstrukcja znacznie odbiega od planu początkowego, od twego marzenia o sobie, można by to ująć od ideału jakiego dusza pragnie i jest wstanie osiągnąć na dziś dzień…. To znaczy, że nadszedł czas korekty, wewnętrznego pokajania, przeglądu. Czas oddać auto na przegląd. To mini sąd indywidualny, jak przy tworzeniu nowego wcielenia, gdy karma jedna dobiega końca a masz szanse na wybranie nowych warunków wcielenia ale po uprzednim przejrzeniu i niejakim osądzeniu własnych czynów i zobaczeniu wyniku, czyli uff zabrudzenia własnej duszy, jej gorliwości ku naprawie i gotowości by iść dalej, z kim, gdzie jak i po co….
Zatem stoimy na horyzoncie zdarzeń po porządkach w piwnicy i przeglądamy możliwości jakie daje nam nasza przeszłość, pokajanie, nasze starania, nasza gorliwość naprawy, i to co jest zmienną X – nieznaną, niepewną i dziękować za to Bogu trzeba z całych sił i serca całego, bo właśnie ta zmienna przechyla cała szalę na naszą-duszy ‘korzyść’. Gdy twoja wiara w Cud i Miłość (czytaj zmienna X) położą na jednej szali twoje tzw. długi o wadze słonia a na drugiej piórko anielskie, które dostajesz by z drżącym sercem położyć na drugiej szali a Bóg pyta wierzysz mi ? Ty musisz położyć to piórko i w ten gest włożyć całą wiarę swego serca na jaką cię stać a ujrzysz Cud….. Słoń znika, a czysta karta się otwiera z cudownymi możliwościami…To serce Chrystusa…. Miłość Boża, lub najbardziej bezpłciowe określenie dla tych co nie lubią aspektu religii- to Twoje prawdziwe Źródło uczyniło Cud miłości dla Ciebie.
Czasem za bardzo skupiamy się na drodze zapominając o celu, po co w ogóle i dokąd idziemy. Wtedy gubi się w nas idea początkowa, główna, która czyniła marsz lżejszym, sensownym, radosnym… Gdy zauważysz, że za ciężko już stąpasz, zatrzymaj się na chwilę i przejrzyj siebie, swój plecak, nie ma innej metody niż spojrzeć prawdzie w oczy. Strach ma wielkie oczy i zrobi wszystko by cię przekonać, że to zbyt straszne ale to tylko kolejna zasłona przed widzeniem. Tak naprawdę chcesz zobaczyć, bo gdy ujrzysz to co ukrywałeś przed sobą o sobie samym, wówczas uznasz, że samo ukrywanie było tak męczące, że zżerało cię od środka. Twój własny sąd nad sobą będzie najtrudniejszy, to jest to spojrzenie na prawdę, potem zobaczenie jak bardzo odbiegłeś od niej, a na koniec łagodne spojrzenie miłości które oczyszcza we łzach, które trzeba wylać…. To nie Boży sąd jest najgorszy ale piekło, które wytwarzamy przez swój sąd nad innymi. Ale to już temat na odrębny artykuł…. Pamiętajcie tylko, że energia Matki Boskiej prowadzi przez każde piekło do światła w nas, to ona pociesza i podtrzymuje w najtrudniejszych chwilach… Schowajcie się w niej, nie walczcie, bo tam nie ma siły by walczyć z cały piekłem, jest energia poddania się opiece Matce Bożej, by przeprowadziła pod swoim płaszczem bezpiecznie do światła….
Magdalena