lip 03 2019

Potrzeba Autentyczności

Wszyscy tęsknią w mniejszym lub większym stopniu za AUTENTYCZNOŚCIĄ, wolnością, beztroską, spokojem, oddechem pełną piersią, stanem gdzie choć na chwilę mogę sobie pozwolić na puszczenie…

Jakże człowiek sam sobie utrudnia, potykając się o swoje myśli, natrętne wspomnienia, to w co wrósł tak bardzo, że nie rozpoznaje już gdzie zaczyna się  a gdzie kończy manekin stworzony na widok publiczny. Tak bardzo zidentyfikowaliśmy się z osobowością, która odpowiada na wszelkie wymogi teatralne, że rzadko potrafimy być szczerzy w reakcjach ze sobą….w obecności innych. Warto połapać siebie i poobserwować w miejscach gdzie chcemy pobyć dla tzw. św. spokoju, jak się zachowujemy, co nas rozprasza, czy przeszkadza nam obecność przechodniów i dlaczego, jak zmienia moje zachowanie i na ile pozwalam sobie na rozbicie toku myśli przez branie pod uwagę obecności, zdania, zachowania innych. Na ile jestem wstanie słyszeć tylko siebie i jak długo? Po ilu minutach myśl nawraca do krępujących nawyków, szczegółów, zachowań, poprawienie ubrania, wygładzenie włosów, wyprostowanie się bądź skulenie, mimowolna złość, że ktoś siada obok i gada kiedy cała plaża jest pusta….Hmmmm. Ile razy przewracamy się o własne płoty wzniesione żeby odgradzać się.  Więcej energii marnujemy na przygotowanie idealnego miejsca, niż na spędzenie w nim czasu ze sobą…

Trzymamy tyle sznurków, że pośród gąszczu myśli, które trzeba kurczowo zatrzymać, agendy, dla siebie i bliskich, nie wiemy już jak funkcjonować gdy odbiera się nam ten cenny skarb- poczucie bycia zajętym przez codzienne dylematy, spotkania, duperele, zakupy. Ba czujemy się puści i bez wartości gdy zostajemy sami ze sobą, jakoś tak dziwnie, bez żadnego problemu czy chociażby czegoś w zanadrzu do czego miałbym wrócić po relaksie- bo przecież muszę mieć poczucie bycia zajętym. Gdy jestem zajęty nie czuję siebie, idę po omacku w tłumie…

Słyszeliście kiedyś swoje myśli w stanie relaksu- w miejscu gdzie nie można wejść z telefonem, nie można gadać, bo obowiązuje tam cisza- dajmy na to jakieś sanktuarium, oaza, gdzie wchodzi się szanując  ciszę i skupienie innych (i nie mówię o mszy-którą często traktuje się jak część grafiku). Siadasz tam, dłonie nie mają czego chwycić, siadasz , SZUKASZ WYGODNEJ POZYCJI, ZNALAZŁEŚ JĄ,  teraz już tylko oddychasz spokojem…. Słuchasz ciszy… Potrafisz? Czy może 5 min ciągnie się jak godzina, a ty przypominasz sobie, że masz potwierdzić wizytę u dentysty, i że musisz umówić dziecko na korepetycje, potwierdzić spotkanie, i opłacić zaległy czynsz…a woda zaraz kiedy to spisują liczniki? Nie, to jakaś bzdura co ja robię??- zaraz zaraz, przecież słucham, ale czego, czego ja chcę, na chwile odczuć ulgę, puścić, ale nie dam rady, bo kto wtedy poniesie to wszystko i mnie? Nawet gdy się nie martwię, akurat w danej chwili, szukam zmartwień w nadciągającej przyszłości, jak zabezpieczenia dla mojego braku ufności…

Dawać świadectwo projekcjom – znaczy urzeczywistniać to co najbardziej nas zajmuje, wypełnia, czemu dajemy pierwszeństwo, nadajemy rangę ważności z jakiegoś sobie znanego powodu. Dajemy świadectwo, przywołujemy do życia, materializujemy rzeczywistość, tego na czy skupimy uwagę. Faktem jest, że wybieramy by poświęcić swoje zaangażowanie jakiejś wizji, projektowi, wersji siebie. Co obecnie chcę wspierać, w co angażuję energię, jaki projekt jest na moim stole? Rzecz w tym, że często nie wiemy, realizujemy cząstkowe punkty, nie widząc całościowo na jaki obraz, mapę życia się składają. To jak biegnięcie w  tłumie, nie widząc dokąd ale skoro wszyscy mówią, że tędy trzeba, a wszyscy przecież nie mogą się mylić…. Albo to jak przeskakiwanie z jednego liścia na drugi na stawie w kierunku brzegu nie widząc tego brzegu, zastanawiając się czy teraz jest bliżej czy dalej i czy ten brzeg w ogóle istnieje… Tak ludzie nieraz widzą Niebo 🙂 albo swój stan mistrzostwa, duchowości….

Myślę, że czasem można by zaoszczędzić tylu własnych wkoło zataczanych ścieżek gdyby tylko umieć szczerze ze sobą porozmawiać, tzw. obedrzeć się  z tego co uważam, że powinienem chcieć, bo wiem, że wtedy świat by mnie lubił, chwalił, akceptował, może byłbym szczęśliwszy… I tak kolejne kółko nakreślone, do biegu gotowi start…i za parę lat lub szybciej znów siadam i zastanawiam się dlaczego wraca do mnie to samo pytanie, odczucie, poczucie zagubienia, niepełności, lub bycia nie na miejscu, nie w domu, jakby w obcym świecie….Samotnym, pustym, nie rozumianym? I znów przeglądam mapę i szukam gdzie poszedłem źle….ale to wciąż patrzenie z pominięciem najważniejszego zapytania, siebie prawdziwego, tego pod warstwami jakie nałożyłem przez lata nauki, widzenia mnie oczami kolegów, szefów, dziewczyn, chłopaków, stawania się dla kogoś takim jakim chciałbym by mnie widziano…zabezpieczania się przed samotnością, opuszczeniem, biedą. Gdy to wszystko na chwilę odłożymy, to przez kurz i warstwy ubrań zaczyna prześwitywać ktoś kogo mgliście sobie przypominam a czyj widok sprawia mi ogromną radość, ktoś bardzo zepchnięty, głęboko chowany…. Czy łatwo tam dotrzeć, zerknąć, zobaczyć? Pytanie chyba jednak powinno brzmieć czy chcę tak naprawdę odkryć prawdę o sobie, zobaczyć czego się boje, co skrywam, czego się wstydzę przed sobą, kogo ukrywam, być może te poglądy są zupełnie nieakceptowalne w dzisiejszym świecie, być może nie wierzę, że mogę ją jego wypuścić na zewnątrz, bo tak się boję co inni powiedzą i że życie byłoby koszmarem, że upycham gdzieś głęboko prawdę, z lęku przed ludźmi.

Człowiek zawsze najbardziej bał się osądu, odrzucenia, potępienia…. Wszyscy uczyliśmy się przez lata jak ukrywać swoje reakcje i co najbardziej złudne wydaje nam się, że rzeczywiście jesteśmy oddzieleni…. Ta wiara buduje świat- że ważniejsze jest to co nie ma znaczenia od tego co jest prawdziwe. Dlatego dziś tak ważne jest odzyskiwanie autentyczności własnych reakcji, i widzenie ich jakby na zwolnionym filmie, gdzie postrzegasz siebie, swoje reakcje i oceniasz na ile jesteś w nich autentyczny a na ile zakłamujesz siebie dla złudnej ochrony, bądź ataku.

Dziwny jest ten świat, gdzie nikt nie chce poznać siebie i swoich prawdziwych motywów, poszukać przyczyn, bo lęk jest silniejszy niż prawda- ale to kolejne kłamstwo, gdyby to była prawda nie mielibyśmy szans na Niebo, na rozwój. I dlatego zabrnąć się nie da, bo zawsze coś będzie przypominać, że to nie jesteś Ty, i zawsze będziesz zawracać dopóki nie ustalisz, gdzie zaczynasz się ty, ty odkłamany, ten bez ‘na pokaz’ i ‘dla akceptacji czy poklasku’, ten z którym czujesz się wolny- sobą, nieoceniany, ten któremu wybaczono, ten który zasługuje na miłość.

Jeżeli uważam, że coś jest obrzydliwe, choć wiem że powinnam powiedzieć, że jednak jest urocze bo tak należy uważać to trzeba umieć to przed sobą przyznać…. 🙂 . Czytałam ostatnio pamiętniki jednej z katolickich świętych gdzie pisała, że gdy brała na ręce brudne zaślinione niemowlę to czuła odrazę ale całowała je i zmuszała się bo wiedziała, że to jej obrzydzenie nie jest dobre 🙂 i nie miała problemu z przyznaniem się przed sobą. I to oczywiste, że kochamy dzieci, i wszystkie dzieci nasze są, ale nie każdy umie przewinąć tę pieluszkę bez odruchu wymiotnego- i to nie czyni mnie potworem, dobrze że umiem to przyznać :). Tu kłania się temat na nowy artykuł- o wyrzutach sumienia które stają się pułapką i murem dla wzrastania w miłości…

Inny przykład, rozumiem, że powinnam kochać wszystkie zwierzątka, ale nie cierpię pająków i miłosiernie nie wyniosę go za drzwi ale z obrzydzeniem rozdepcze żeby nie wlazł mi do łóżka. Cóż doskonała nie jestem, ale to jest patrzenie na siebie uczciwie. To pierwszy krok, drugi to zobaczyć użyteczność, celowość istnienia tych żyjątek, bardzo tu pomagają filmy przyrodnicze :). Chcę powiedzieć, że nie musisz kochać każdego robaka, ale gdy zobaczysz współzależność życia łatwiej ci będzie go wyrzucić na gazecie niż rozdeptać….

Łatwiej polubić siebie gdy się nie obwiniam, że powinnam coś lubić lub jakoś postępować. Czasem wystarczy, że chcę zrozumieć dlaczego się tego boję, unikam, zamykam przed tym, brzydzę tego. Każde odgrodzenie się jest niechęcią przed wpuszczeniem czegoś co uważam, że mi jakoś zagraża, czyni podatnym na atak, szyderstwo, bądź bezbronnym…. Oj a dziś nikt nie chce być bezbronnym w świecie gdzie nikt nikomu nie ufa.

Gdzie zatem można się bezpiecznie otworzyć i poprzez co zaufać? Ano właśnie tam gdzie potrafimy puścić wszystko i stanąć bez żadnej osłony i tam bezpiecznie możesz spotkać się  z każdym… To miejsce w Tobie , we mnie,  w którym jesteśmy jednym.  

Problem w tym, że dziś coraz trudniej siebie tam odnaleźć, nie dlatego, że wołanie osłabło ale dlatego, że usilnie staramy się je zagłuszyć. Na szczęście im bardziej my się staramy nie słyszeć tym więcej drogowskazów na drodze i okoliczności, które zawracają nas do punktu skąd nie ruszysz się dopóki nie przemyślisz dokąd zmierzasz  naprawdę i po co, do czego to prowadzi. Czasem samych nas wrzuca na siłę na właściwą drogę, szczególnie gdy się opieramy. Często zdarzało mi się obserwować jak coś co pozornie wydaje się przeszkodą, odmienia los, to tzw. ‘gorsze’ w oczach innych może być najlepszym punktem zwrotnym dla Ciebie. Dlatego trzeba umieć z odwagą prosić by umieć przyjąć to co lepsze na siatce zdarzeń choć trudniejsze. Ile historii słyszy się o ludziach, którzy całe życie bali się odpowiedzialności za coś, kogoś a potem ten krok odmienia ich życie na zawsze, nadaje sens istnieniu…to te zwroty akcji, których jest dość wiele. Jeżeli sam nie dajesz rady podjąć tę decyzję, to cię popycha wymiar ducha, byś zobaczył, że jak nie wskoczysz do wody to się nie nauczysz pływać, na piasku to jednak nie to samo i nie odczujesz jak by to było, jakie to uczucie  :). Okazuje się, że zupełnie inne niż sobie wyobrażałem, zaskakujące i niepowtarzalne, nie da się porównać do czegoś innego, bo jest jedyne w swoim rodzaju. I każdy z nas zbiera takie perły doświadczeń do swego worka i niesie by z nimi utworzyć nowy wzór doświadczeń dla swego Ja. Sęk w tym, że nie da się opowiedzieć czym jest miłość lub nienawiść, przykrość, żal….a nawet jeśli da, to zawsze potrzebujemy punktu odniesienia do czegoś choć odrobinę podobnego czego doświadczyłem sam… Stąd jednak najlepiej rozumiani czujemy się przez tych, którzy z niejednego pieca chleb jedli i nie stracili przy tym wrażliwości serca.

Warto popatrzeć którędy idziemy i do jakiego celu, co wydaje się sukcesem a jest tylko dodatkowym okrążeniem na mapie życia. Jak rozpoznać co nim jest a co nie i czego chcę? Sposób jest tylko jeden, zapytać siebie, nie kolegę, koleżankę, nie program komputerowy, który wylicza statystki, nie trendy marketingowe, nie ja chcę bo muszę, bo inni mają już dawno :), ale siebie, tego który dawno temu wie, ale nikt go o zdanie nie pyta… On wie, to znaczy  że i ty wiesz, pytanie tylko czy spodoba ci się odpowiedź i czy tak bardzo się boisz tego co może nieść ze sobą, że zrobisz wszystko by sobie wmówić, że nie wiesz :)?

Pamiętaj jedno, wszystkie odpowiedzi są tu, w Tobie , tylko nie zawsze mamy odwagę je obejrzeć…z różnych przyczyn…ale zawsze warto choć sobie powiedzieć, że wiem, że mam i że się boję rozpakować ten prezent niż zaprzeczać jego istnieniu. To czasy rozpaczliwej walki o autentyczność serca, to chyba najgorsza zaraza. PR-owy świat, gdzie wszyscy są uprzejmi, modni, ale nikt nie czuje autentyczności i nie łączy się w rozmowie z drugą osobą na poziomie serca- bo kto dziś odważy się otworzyć w grupie ludzi i pokazać siebie….

Taki świat budujemy, coraz mniej prawdziwy, stąd powrót do niektórych sytuacji w życiu, dziwne koleje losu, to wszystko wywołuje  w nas stan autentyczności, przywraca do pytania podstawowego, pierwotnego- kim jestem, jakim siebie stwarzam wciąż na nowo i jakie wizerunki karmię, zasilam energią.  Wszystko to jest w nas. Gdy wyłączę własny osąd, poczucie winy i lęk i spojrzę na siebie z miłością łatwiej będzie dostrzec prawdę,  zobaczyć prawdziwą drogę, taką która przynosi i wzbudza autentyczne poczucie szczęścia i radości w sercu. I nie są to przeważnie drogi światowe, pośród poklasku i blichtru, ale te najprostsze pozbawione do cna fleszy i PR-owych okładek. Szybko, z sukcesem, błyskotliwie, za każdym obrazem łatwości kryje się człowiek, który ma swoją historię i nigdy nie jest ona aż tak olśniewająca żeby nie było w niej znamion trudu, żmudności, łez, niepewności, wystarczy chcieć spojrzeć głębiej, poza iluzje…. Tylko poprzez uznanie własnej małości, człowiek jest wstanie dostrzec swoją Wielkość.

Rozpisałam się, część osób już zapewne odpadła na tym etapie..

Tym natomiast, którzy wytrwali i wszystkim pozostałym życzę owocnych przemyśleń w głębi siebie, odwagi w poszukiwaniu i dochodzeniu do prawdy, w odkłamywaniu własnych przekonań i postaw życiowych. Za kurtyną jest ulga, bo prawda zawsze przynosi ulgę i uczucie autentycznego pokoju…

Pozdrawiam,

Magdalena

Brak komentarzy