wrz 09 2024

Od niższej do wyższej płaszczyzny, podróż poza siebie

Kiedy człowiek zatrzyma się i nauczy myśleć z Bogiem, oddychać z Bogiem, poruszać w Jego nieprzemijającej Obecności, wtedy zacznie chodzić we własnym Niebie- Królestwie Niebieskim na Ziemi.
Nie ma innej drogi ani powodu naszej bytności Tu. Sposobów i narzędzi Pan pozostawił na Ziemi dla swych dzieci wiele, leżą jak zabawki rozrzucone w piaskownicy na placu zabaw. Wielu myśliciel przechadzało się tędy, ślady ich myśli drgają w przestrzeni jak nić przewodnia, są jak szczeble drabiny, z której można skorzystać. Odwieczne Prawdy płyną wprost z Umysłu Boga- Ojca zlewając nieprzerwanie na nas światło, myśli pełne inspiracji-oświecenia. Lecz naszym zadaniem jest je łapać, chwytać i wciąż przyswajać- to nasza jedyna żmudna praca z niższą osobowością naszej Natury. Zanim dogrzebiemy się do świadomości Zjednoczenia, i połączymy w sobie niższe i wyższe i tym samym zaczniemy czuć się tym kim Stworzyciel nas stworzył, wtedy nastąpi owo chwalebne 'Przeniesienie’.


Wyższe Ja jak Nauczyciel stoi i nadzoruje nasze postępy i kroki, jak matka przygląda się nam pilnie na placu zabaw i więcej niż matka, nie spuszcza nas z Oka. Wzrastamy w wiecznie Miłującej wszechobecności Ojca, nie pojmując jeszcze doskonałości Jego odwiecznego Planu.
Jedyną i najprostszą metodą wzrastania bezpośrednio w Jego świetle, a zatem najszybciej wg rozumowania czysto po ludzku, jest poszukiwanie, zestrajanie się i łączenie z tym stale otaczającym nas i przenikającym wpływem-energią, substancją, źródłem, przyczyną wszystkiego. Łapanie myśli Boga, pytanie Go stale w środku gdy nie wiem, szukanie zawsze jego wzroku, gdy się zastanawiam czy dobrze robię, otwiera w duszy szczególne widzenie, gdy niejako powoli jak przez gąbkę przesiąka do naszego niższego ja, osobowości, ukazując jak Bóg działa w całym świecie i w każdej pojedynczej jednostce, w każdym bycie, jak przenika całe nasze otoczenie….i tym sposobem dochodzimy do wniosku, że nic nie jest ukryte a wszystko jest jawne, że Jego życie otacza nas w pełni we wszystkim co ukazane jest naszym oczom. Gdy ta gąbka niejako przemokła i nasączyła się naszym stałym pragnieniem i wolą poszukiwania i dostrzegania Obecności i działania Boga we wszystkim i w każdym najdrobniejszym szczególe, wówczas, nie jest już wstanie wstrzymać wody oświecających pełnych miłości myśli Boga dla nas. Wtedy niższa osobowość zaczyna jak naczynko zbierać krople Boskiego Miłosierdzia i Światła niczym mały staw w wydrążeniu skalnym……..a gdy strumień będzie płynąć nieprzerwanie (gdy nie pozwolimy sobie na odwrócenie wzorku, zamknięcie oczu na Boga), wówczas wody nabierze się tyle , że zaczniemy widzieć jak Słońce Ojca Boga i wszystko co dla nas ma, ON sam zaczyna odbijać swój doskonały wizerunek w tafli jeziora. A gdy gąbka opadnie pod naporem wody i stale przybywająca woda podejdzie tak wysoko, że połączy się ze źródłem, wówczas spostrzeżemy, że nie ma już odbicia, jest tylko Jedność Oceanu Boga- On i ja to Jedno, Ja jestem doskonałością jaką obdarzył mnie przedwieczny Ojciec. I dopiero Tu zaczyna się Prawdziwe Życie w Bogu.


Wiele książek napisano o tym Chwalebnym Stanie jaki jest przeznaczony dla Dzieci Bożych, które zechcą swoją wolę połączyć z Jego. Natomiast to co uwagi należnej wymaga póki nadal tkwimy świadomością w rozdzieleniu od Ojca i Jego przenikającego wszystko Ducha, to to co wymaga się z naszej strony, czego Bóg za nas zrobić nie może. Obdarzeni największym darem – wolnej woli – Jakże Ojciec miłuje swoje dzieci – prosta i jakże biedna w porównaniu z boską alegoria to miłość rodzica na Ziemi, który zezwala dziecku tworzyć własne doświadczenia, zamiast przymuszać go do służenia sobie, rodzicielska miłość nie zatrzymuje, ona pozwala i cieszy się nawet z daleka widokiem dziecka bawiącego się poza domem, nasłuchuje uważnie każdej nuty płaczu lub śmiechu i serce wyrywa sobie w zależności od zasłyszanego tonu!


Ale odbiegliśmy od tematu głównego, którym jest nasza mała ziemska wola, wola dziecka, wola oddzielonego -a raczej myślącego o sobie jako o oddzielonym niższym ja. Właśnie ta myśl o oddzieleniu jest przyczyną stanu boleśnie doświadczanej iluzji zapomnienia. Wola jest tutaj wszystkim- a mianowicie musi ona aktywnie pracować jak żandarm na rzecz połączenia, upartych rozbieganych myśli i uczuć snujących się samopas po dziwnych tworach tego oddzielnego świata. Wola ma tu pierwszy impuls, zadanie zbierania tych myśli i nawracania ich do Boga, kierowania stale uwagi najpierw na towarzystwo Boga, potem na jego nieprzerwaną Obecność w nas i stałe przenikanie wszystkiego co wokół nas. Wola w połączeniu z dobrze ukierunkowaną myślą w końcu ma szanse ujarzmić emocje, które puszczone bez celu sieją spustoszenie jak stado dzikich zwierząt wpuszczone do uporządkowanego ogrodu. Żeby wzrastać trzeba umieć ujarzmiać ten potężny napęd, który jest przyspieszeniem do Boga jak rwące konie rydwanu- pod warunkiem, że pędzą w określonym kierunku, a lejce trzyma wola i rozum nakierowany na Boga. W przeciwnym wypadku…. to prosta droga do zatracenia siebie.


Są dusze, które rad tych nie potrzebują bo ich serce brzydzi się niejako dotykać wszystkiego co jest obrazą dla umiłowanego Ojca…. Ale takich dusz jest stosunkowo niewiele, i są raczej błogosławieństwem i drogowskazem dla tych, którzy nie pojmując już siebie samych tak dalece, ugrzęźli w swoich światach-koszmarach.
Wracając jednak do tych, którzy mają w sobie przebijające już wyraźnie pragnienie- tęsknotę do Ojca i powrotu do Domu Jego. Wówczas zaczyna się tzw. żmudna praca-orka na polu własnej duszy, przestrzeni. Każdy musi obrabiać to pole, nikt tej pracy niestety nie może wykonać za nas, choć tak wielu by chciało i łudzi się że tu da się przerzucić robotę na kogoś. Na początkowy stadium, dopóki nie uczynimy niezbędnego wysiłku żeby chociaż rozpoznać z czym mamy pracować, będziemy tylko niepotrzebnie przedłużać nieuniknione. A kiedy dusza już zaakceptuje swoje powołanie- czyli wołanie duszy do Boga, wtedy zaczyna szukać, metod i sposobów, przewodników i dróg…. I tu zakreśliliśmy pełne koło do początku tego tekstu wracając, wiele jest dróg i narzędzi. Nie ważne jakie ty wybrałeś na początku do pracy, ważne żeby nie rezygnować, i wolę swoją przywiązać do tego celu jednego- zjednoczenia z Ojcem- to jest ten powrót syna marnotrawnego.


Każde małostkowe przywiązanie lub nadanie zbytniej wagi samemu narzędziu jako środkowi a nie celowi samemu w sobie jest tu pomyleniem jawnym środków z celami. Musi w końcu przyjść moment, w którym dusza gdy za pomocą młotka i dłuta zrobiła otwór w skale, porzuca to co już nie służy i wzbija się na skrzydłach wolności ku Niebu. Wielu jednak więcej uwagi poświęca skrzynce z narzędziami niż samemu celowi, w ten sposób utykają w swojej pracy wikłając się w zawiłe rozprawki umysłu nad subtelnościami metod przebicia dziury, spędzając nieraz całe życie nad dyskusją jak coś zrobić miast utkwić wzrok w celu i zdać się na Boga. O wiele bardziej duszy przydałaby się tu praktyka pokładania całkowitego zaufania w Bogu i pozostawienie wybrania odpowiednich środków Bogu, niż odwracanie się w stronę niższego rozumu by nauczał jak pojąć Ojca. Zupełnie jakby mrówka chciała mówić człowiekowi czy i gdzie postawić stopę. Niedorzeczne i pozbawione sensu, ale nie dla mrówki, człowiek zawsze będzie nie więcej niż mrówką gdy będzie pokładać swoje zaufanie we własnym ograniczonym sposobie pojmowania. Święta pokora to wielka przyjaciółka na drodze do Nieba, ale okrutnie niedoceniania i wzgardzana. Stąd jesteśmy skazani na pychę umysłu niższego i błądzenie w ciemności, dopóki nie zaczniemy uczyć się powoli zdobywać na odwagę powierzania swojego zaufania, każdej najmniejszej decyzji Wyżej, tam gdzie króluje Bóg w nas i jego Jaźń, to jest Chrystusowej Jaźni naszej. Ten okres nauki jest już rozpoczęciem właściwej pracy i chyba jest najdłuższym, gdyż to na tej drodze stawiamy czoła największym wrogom na drodze do Domu do Ojca: własnym lękom, oporowi ze strony tego co ludzie nazywają złym duchem, zwątpieniem, poczuciem bezsilności i brakiem sił, wszelkie te objawy jakby je nie nazwać są różnymi stadiami braku zaufania do wszechmiłującej wszechobecności Boga -Ojca mającego nas zawsze w swojej Opiece, noszącego czule w kochającym sercu- kolebce naszych Narodzin przed zaraniem istnienia formy jaką jest forma fizyczna zwana ciałem ludzkim.


Żmudna i trudna praca staje się lżejsza, a lęk zaczyna ustępować pewności, w miarę zdobywania naszego zaufania przez Ojca. Gdy pozwalamy Mu, czyli zdajemy się całkowicie na Niego a nie na lęk i obawy i wyliczanie zagrożeń, przeszkód na drodze, gdy przestajemy skupiać się na środkach zapobiegawczych i gromadzić je w razie gdyby….Gdy porzucamy co jeśli i ale dla Ufam Tobie i się nie boję, wówczas zaczynamy wykształcać więź z Bogiem opartą na zaufaniu potwierdzonym w praktyce. Ta więź jest niejako potwierdzeniem dla naszego niższego ja, że Ojciec naprawdę czule nas kocha i chroni w drodze i wówczas zaczynamy otwierać serce na Boga, tę niezawodną bezpośrednią Łącznię z Domem- to jest Miłość. To ona, to właśnie Miłość poparta dowodami, które zaczynamy postrzegać, umacnia nas i karmi, sprawiając, że ze strudzonych robotników pracujących na orce w pocie czoła stajemy się tym Kim byliśmy zanim uciekliśmy przed kochającym wzrokiem Ojca, starając się ukryć swoje myśli i kroki przed Nim.
Teraz wracamy…. Pewni, że nadal nas Kocha, chcący żyć w Jedności zamysłu serca i ducha….. Nie ma innej Prawdy do zdobycia, nie ma innego Celu. Każdy w końcu musi to odkrycie poczynić sam dla siebie. I na tym polega nasza jedyna rola tu na Ziemi. Odzyskać godność i tożsamość Dziecka Bożego a w konsekwencji stanąć w Królestwie Niebieskim własnej duszy ze świadomością swego chwalebnego Pochodzenia.
A wszystko sprowadza się do szlachetnego postępowania i godnego życia wg prostych zasad miłości na Ziemi.
Magdalena

Brak komentarzy