sty 27 2016
Czy nic dobrego mnie nie spotka? Dlaczego mam takie trudne życie?
Czy nic dobrego mnie już nie czeka? To pytanie, które już w pytającym często zakłada, że chce by spotkało go szczęście, ale bez pracy z jego strony. To przedziwne jak ludzie potrafią znaleźć powód zawsze poza sobą i poza sobą szukać odmiany losu. Podczas mojej pracy z kartami, z ludźmi, ich problemami, zauważyłam, że niby każdy rozumie oczywiście, że jego los jest w jego rękach i że ma wpływ na własne życie, ale przeważnie rozumieją tylko powierzchownie, bo gdy przychodzi do zastosowania tej zasady zaczynają się schody. Każdy doskonale rozumie prawa energii, karmy, przyczyny i skutku itp. I można by bez końca opowiadać jacy jesteśmy inteligentni i jak wiele już wiemy, ale znać drogę a nią podążać to dwie różne sprawy.
Gdy winy szukamy zawsze i tylko poza sobą, gdy tylko druga strona jest zła, gdy my jesteśmy oszukiwani i wyzyskiwani i zaprzysięgamy zemstę, nienawiść i że nigdy nie wybaczymy zdrady… to jak oczekiwać cudu w postaci-kiedy spotka mnie coś dobrego, kiedy jedyne co z siebie generujemy to energia złości, pretensji, ucisku, odwetu…. To młyńskie koło. Wciąż na nowo odświeżanie ran, przypominanie i wypominanie uraz… Kolekcjonowanie ran na pamiątkę nie polepszy jakości naszego życia. To jak wypominanie mężowi przez całe życie- przy każdej jednej kłótni, np. tego że nie pomógł nam gdy byłyśmy chore 20 lat temu. To podtrzymywanie impasu, nawet gorzej, nakładanie i piętrzenie energii krzywdy, pretensji. To budowanie kolumny, która prędzej czy później runie pod naporem ciężaru.
Co ciekawe gdy tak starannie budujemy naszą księgę zażaleń, pieczołowicie rozpamiętując i pielęgnując wszystkie przewinienia i zdrady, ciosy, rzadko kiedy przyglądamy się sobie obiektywnie. Zapominamy, że sami wybraliśmy tę osobę do swego życia i doświadczania, że każda nasza wymówka, pretensja, w końcu złość, złorzeczenie w myśli i sercu jest odbierana realnie przez naszego partnera, jeśli nie na poziomie świadomym to podświadomym i energii. Taka osoba czuje się atakowana i jej naturalną reakcją jest zamykanie się, obrona lub kontratak. W takiej przestrzeni energetycznej trudno czuć się dobrze, odpocząć, czy się doładować, gdy stale walczymy lub odpieramy ataki. To wszystko wydaje się oczywiste, jednak nie jest już takie gdy przychodzi do naszego osobistego życia.
Najtrudniejsze dla nas ludzi jest chyba nauczyć się wybaczać, puszczać, i budować bez żalu, bez pretensji dalej. Nie da się po prostu powiedzieć człowiekowi, posłuchaj swego głosu, zobacz ile w tobie złości, agresji, nienawiści, pretensji, jadu… Wybacz, bo to siebie dręczysz na równi z nim, z nią, a jeśli nie chcesz lub nie potrafisz to zostaw to czasowi, płaszczyźnie wyższej, Bogu… Pierwsza reakcja im bardziej jesteśmy zapętleni w urazie, w poczuciu bycia stroną pokrzywdzoną jest złość i atak na osobę, która stara się pokazać i pomóc odpuścić jemu, jej, sobie. Bo w większości tak naprawdę nie oczekujemy pokazania prawdy, nowej drogi, lecz potwierdzenia naszej wersji wydarzeń, przytaknięcia, i utwierdzenia w przekonaniu, że to on, ona jest winny a my jedynie poszkodowani. Szukamy zwolenników naszej teorii, ich poparcia, energii którą mogę zasilić swoje przekonania i ‘wzmocnić’ swoją pozycję… To troszkę jak werbowanie żołnierzy, sprzymierzeńców na wojnę domową :).
Gdy dwoje ludzi jest lub wydaje im się, że są uwiązani w tym życiu, że nie mogą się rozstać, bo dzieci…bo kredyty…bo wspólna firma…bo zobowiązania rodzinne, finansowe, zawodowe… Warto by się zastanowić, co na głębszym poziomie mamy się nauczyć, zrozumieć w tej relacji, z tą osobą. Nienawiść, i wylewanie na siebie energii ciemnej, krzywdzącej w postaci myśli – niech mu się coś stanie to będę miała z głowy, albo pozbędę się jej jak tylko zachoruje… To energia przyciągająca olbrzymie wydarzenia-lekcje, które mogą wręcz zmuszać do przerobienia jakiegoś tematu w bardzo ciężkich warunkach gdy wciąż odrzucamy siebie-swój udział w obecnej sytuacji. Wielu ludzi realnie nie zdaje sobie sprawy, nie uświadamia sobie jak bardzo sygnały, myśli, emocje które wysyła w przestrzeń energetyczną mają wpływ na jakość ich życia w związku, na stosunek drugiej osoby do nich, na takie a nie inne reakcje i zachowania…
Warto pomyśleć jak, np. wielkie złorzeczenie w myślach wpływa na nas samych-to jak rzucanie klątwy na swój ród, wikłanie nieraz dzieci w karmiczne zobowiązania… Z drugiej strony jeśli nasz związek to tzw. związek karmiczny i mamy w tym życiu przerobić wspólnie to co dotąd było dla nas problemem trudnym do pokonania i wikłało mocno na poziomie duszy blokując dalszy rozwój, to tego wroga osobistego powinniśmy traktować jak najważniejsze zadanie, i największą pomoc jednocześnie udzieloną nam do zrozumienia lekcji duchowej. Być może to ta osoba ma nam pokazać, odsłonić nasze słabe strony byśmy mogli je dojrzeć w przejaskrawieniu… Czasem można wystraszyć się samych siebie, uwierzcie mi. Czasem zaś wydaje się, że jest za późno by zawrócić, by przebaczyć, by puścić, ale za późno to często ekwiwalent naszego ‘nie dam rady’, za trudno, moja duma będzie cierpieć, muszę przepraszać a ja nie popełniam błędów itp.
W ogóle nikt nie lubi słuchać o swojej roli, swojej części wkładu jaką miał w fakt, że jego życie potoczyło się w taki a nie inny sposób. Gdy jest dobrze, wszyscy chętnie przyznają się do zasług i przyjmują gratulacje, natomiast gdy jest źle mało kto umie wysłuchać i przyjąć szczerość- że do tanga zawsze trzeba dwojga…
Gdy słyszę- ale dlaczego to ja pierwszy mam wyciągnąć rękę po tym co mnie spotkało, ale to ja jestem ta pokrzywdzona i nie zamierzam być dla niego miła, lub nic już ode mnie nie dostanie po tym jak mnie traktował… To od razu zastanawiam się Boże i jak tu przebić się przez ten mur z prostym stwierdzeniem-co dajesz to dostajesz. Jak ma przyjść odmiana losu, coś dobrego, nowego lub naprawić się to co złe, jeśli my żyjemy nadal przeszłością, energią krzywdy podtrzymywanej i w tym starym obrazie odtwarzanym i powielanym wciąż na nowo budujemy kopie podobnej rzeczywistości, nie dając szansy życiu namalować nowej karty na czystej stronie. I niby każdy rozumie, że ma wpływ na swój los i że pozytywne myśli to pozytywne życie… Ale w praktyce uwierzcie mi to dużo trudniejsze od wykonania, szczególnie gdy sprawa dotyczy naszego życia, naszych ran. I uwierzcie to tylko tyle i Aż Tyle trzeba by móc wprowadzić energię zmiany, otworzyć drzwi dla kreacji nowej siatki zdarzeń, lepszej, bo wolnej od tego co na nią sami ponakładaliśmy. I łatwiej mają ci pokorniejsi, bo oni szybciej w sobie przerobią, przeproszą, jak nie osobiście to w duchu za swój udział w tym co odkształciło relacje z daną sobą, niż ci którzy z dumą i mylnie rozumiana siłą będą walczyć o swoje na wierzchu. Niestety, w świecie duchowym, przyczynowym jak to nazywam, szybciej i lepiej, łatwiej się idzie gdy potrafimy uznać swój udział (dobry lub zły) w kreowaniu zdarzeń, i wybaczać – a zatem nie podtrzymywać więzi, zobowiązań na zasadzie długów z drugą osobą. Jeśli nie potrafimy kochać, lubić, szanować, to dla własnego dobra nauczmy się choć zwracać wolność, puszczać… Bo w rzeczy samej to siebie wypuszczamy z klatki, uwalniamy z więzów, otwierając się na nowe, puszczając starą energię pretensji i żalu, to ona najbardziej trzyma i ciąży na drodze życia, to pod jej ciężarem uginamy się i idziemy przygarbieni jak starcy z twarzą w pyle Ziemi nie widząc już słońca ani kolorów piękna wokół nas…
Be Empty of Worrying
A zatem jak na początku tak na końcu: To Ty masz wpływ na swoje życie i to ty możesz je zmienić, zaczynając od siebie, to najbardziej niezawodny sposób i zarazem najtrudniejszy. Koniec końców podobno ostatni bastion, który musi runąć gdy stajemy twarzą w twarz za naszym największym wrogiem jest nasze małostkowe ja –ego.
Magdalena