mar 24 2016

Związki, relacje partnerskie a miłość duchowa

2zhhy5iTen artykuł budził się we mnie wolno do życia od kilku tygodni, szukałam sposobu na wytłumaczenie wam, sobie, ludziom pogrążonym w różnych uwikłanych relacjach, dlaczego tak trudno nam pozostać w jednym związku przez całe życie. Jakiej wiedzy, postawy duchowej nam brakuje? Czego szukamy w każdej nowej relacji? Czy jest ten jeden jedyny? A co jeśli go nie rozpoznam, nie spotkam?

Takim zdaniem, które obudziło mnie z pewnego rodzaju odrętwienia, marazmu w tym temacie były słowa jednej z przyjaciółek, która podczas spaceru nad brzegiem pięknego stawu w malowniczej okolicy starała się pomóc mi nieść mój ciężar… Najlepiej regeneruję się i słyszę głos Prawdy poprzez ludzi, siebie i świat właśnie w takich miejscach – im człowiek bliżej Boga tym bardziej kocha naturę…  Słowa brzmiały mniej więcej tak: ‘…przecież pan Bóg nie mógł się tak bardzo pomylić, skoro te dwie osoby się spotkały, są ze sobą i przyszło do nich jeszcze dziecko….’, które mam przecież tego świadomość zawsze jest łaską i spoiwem. Ludziom się wydaje, że ich życie to taka loteria, w której w zależności od fartu bądź nie-fartu wygrywają lub przegrywają. Tymczasem patrząc na świat, pracując z ludźmi, przyglądając się prawom wszechświata i tego jak działa przyczyna-skutek, jak funkcjonują prawa duchowe, widać już wyraźnie, że każdy jeden partner na to życie w każdym punkcie w czasie jest tym partnerem jakiego miałeś spotkać…i mało tego, z tego jednego partnera zawsze jest możliwość  ‘osiągnięcia’ opcji optymalnej -dojścia razem do końca bez zmiany partnera na inną opcję. Dajmy na to Ania spotyka Tadka i w momencie gdy ich obie energie duchowe przyciągają się i splatają, widzą w sobie to, czego każda z nich na dany czas, przy obecnym poziome świadomości potrzebuje by uzupełnić w sobie, by zaspokoić ciekawość, by się rozwinąć, by naprawić jakiś krzywy obraz lub pojęcie, by cofnąć się wstecz i zmienić programy, by pójść do przodu i zbudować jakiś zalążek marzenia….ufff by zrealizować optymalną wersję siebie na dziś. I to wszystko pięknie wygląda, zupełnie jak w 2 kielichów, dwa łabędzie, które dobierają się w parę na całe życie… Tylko, że ludzie to nie łabędzie…i czasem myślę ze smutkiem, że czegoś nam brakuje, że coś nam umknęło w dzisiejszym świecie i jego pojmowaniu miłości… Na pewno jej duchowy wymiar jest dla wielu zagadką i nie szukają tak głęboko w sobie, a inni gdy się otrą o ten wymiar, nieraz nie potrafią sobie z tą wiedza, uczuciem wynikłym z tego widzenia poradzić, bo nie potrafią jej dopasować do realiów funkcjonowania tu na Ziemi- czyli do tzw. prozy życia, szarej codzienności. To bardzo duży rozdźwięk pomiędzy tym jak się odbiera tę duchową więź wyżej a tym jak nieraz w rzeczywistości to wypada, wygląda tutaj… Niemniej jednak każdy jeden człowiek ma swój duchowy- wyższy wymiar i on jest jakiś, w jakiejś jakości, a jeszcze wyżej i wyżej, gdy się poszuka, zawsze da się znaleźć podobieństwo między nami – bo z jednego wszyscy jesteśmy. Człowiek jest hihi lubię to porównanie z filmu Shrek: ‘ogry są jak cebula, maja warstwy’ :)…ludzie też. To co widać na pierwszy rzut oka, to co z wierzchu, ten aspekt który najbardziej się wybija, rzuca w oczy, nie jest tym do czego ktoś widzący energie, lub o wyższej świadomości przywiązuje wagę jako do setna, przez który określa osobę. To tylko zmienna, zmienna na przestrzeni lat, okoliczności, wpływu zdarzeń i ludzi o których ktoś się otarł w życiu. Jeśli więc nasza Ania spotykając Tadka w wieku 23 lat była zakochana w nim po uszy i widziała w nim materiał na męża, a po 10 latach wspólnego życia stwierdza, że nie wie co w nim widziała i że to był jej największy błąd życiowy- to nie ma racji. Na tamten czas to był wybór zgodny z jej świadomością, etapem rozwoju, potrzebami zapisanymi w energii, planami duszy…i na tamten czas ona spotkała osobę, która miała w sobie wszystko to, co było jej wyższemu JA potrzebne do współpracy. I tu uwaga, akurat Tadek miał w sobie ten potencjał, pamięć duszy i bagaż, akcesoria, zaopatrzenie na to życie, w którego skład wchodzą różne wartości, prawdy, przekonania, uczucia rozwinięte, zdolności, skłonności serca itp. które dajmy na to w 98 procentach pasują do tamtej Ani. I ona odczuła to jako wspaniałe serc współgranie, nadawanie na jednej fali, jako opiekę i wsparcie, jako piękno, jakby w jego oczach sobie się przyglądała-i tak w rzeczy samej było… Z drugiej strony był też gdzieś tam, troszkę dalej, Adaś, ale on w pewien sposób, choć Anię pociągał, to jednak i raził pewnymi zachowaniami, jego brak współczucia dla ludzkich słabości, albo zbytnia rozrzutność, bądź oschłość w wyrażaniu uczuć jej nie imponowały- ich zgodność względem wzajemnych ‘planów’ też była ale np. w 70 proc… Co ciekawe, ten sam Adaś, po 15 latach może się wydać Ani idealnym partnerem i może żałować, że jego akurat nie wybrała, bo np. ma już dość wylewności Tadka, który niestety jest zbyt egzaltowany, lub za bardzo w ogóle lubi kobiety…poza tym te jego ciepło po latach przeszło w jej głowie w opcję minusową, gdzie zaksięgowała ją jako słabość i niezaradność życiową, nieumiejętność walki o swoje…. I tak można by wyliczać w nieskończoność, a prawda jest taka, że Ania po 15 latach związku z Tadkiem stała się sama inną osobą, ma inną świadomość, jej cele uległy 2 kielichów - Paganweryfikacji, część z nich osiągnęła, część jest w trakcie realizacji, a część utknęła, niektóre w ogóle uznała za dziecinne lub już ją przestały interesować i odpadły  z jej obrazu życia… Na dzień dzisiejszy gdyby Ania miała wybierać ponownie, możliwe że wybrałaby zupełnie inną osobę, dzieje się tak szczególnie wówczas gdy tzw. rozwój partnerów idzie w różnych kierunkach, bądź jedna osoba znacznie wyprzedza drugą pod względem rozwoju świadomości, i powstaje sytuacja gdy trudno nawiązać porozumienie…wówczas osoba, której udało się szybciej zrealizować siebie, przerobić pewne aspekty –plany pułapy świadomości, które  miała na starcie, musi jakoby ciągnąc troszkę w górę partnera swoją energią…i tu się zaczynają schody. Bo ten który ciągnie przeważnie z czasem, gdy druga strona jest oporna, lub nie bardzo chce zmian w sobie, ugina się pod ciężarem- ja to nazywam takim troszkę leniem w szkole życia- bo mu tak wygodnie, bo dla niego ten świat jest korzystny, choć dla ludzi wokół niego jest utrapieniem… I teraz patrząc na życie tylko z poziomu czysto fizycznego, nie zaglądając ponad zasłonę wydarzeń, nie patrząc na płaszczyznę ducha, rzeczywiście wygląda to tak jakby dwoje ludzi popełniło błąd pobierając się, albo że nie potrzebnie się spotkali, albo że zupełnie do siebie nie pasują… Jednak ponad tym pułapem jest plan wyższy, i tam widać to zupełnie inaczej. Poza tym nie jest powiedziane, że z kimś innym równie szybko doszlibyśmy do tego etapu rozwoju… Gdyby Ania zamiast Tadka wybrała np. Adasia, to dziś byłaby inną osobą to prawda, ale też nie zrealizowałaby zapewne aż tyle ze swego pierwotnego założenia duszy, bo zgodność początkowa do wypełniana planu wówczas wynosiła ok. 70 proc…a zatem dużo mniej. I też mogłaby być niezadowolona, że przez Adasia nie spełniła jakiś swoich marzeń, bo on zablokowałby ją np. na sukces w życiu (który miał ją umocnić poprzez dodanie pewności i wiary w siebie), którym dla niej był wówczas wyjazd zagranicę na co on nigdy by się nie zgodził…itp. Rozumiecie? Dlatego gdy się spojrzy z góry, z naszego duchowego kokpitu na nasze związki wszystko nabiera innego znaczenia, i nie zawsze niestety łatwo przełknąć tę pigułkę prawdy, bo ona nie daje łatwych rozwiązań na dziś i pocieszenia w stylu- a wszystko to był błąd, to jego wina, że jestem nieszczęśliwa, rzucę go i w końcu znajdę miłość swego życia… Ta prawda uświadamia, jak bardzo Ania jest już inną Anią, jak niesamowicie działa wszechświat, i także to, że wszyscy mamy wolną wolę które z naszych planów chcemy realizować, które w trakcie gry zwanej życiem zmienić, a które przełożyć na później. Jedni biegną szybko do celu, inni w trakcie zmieniają założenia, a jeszcze inni się rozleniwiają, lub zabraknie im dobrej woli i trochę pobłądzą przysłaniając plany duszy i spowalniając swój rozwój…. Różnie bywa, życie to nie bezmyślny komputer, tylko żywa energia, która zawsze zakłada wolną wolę kierującego świadomością, który ma owszem przed sobą plan jazdy jaki założył z góry, ale gdy już jedzie, w trakcie trasy, może również zmienić kierunek, chcieć z jakiś powodów pojechać drogą okrężną, pozwiedzać, zaspokoić ciekawość, dla przyjemności, dla radości, dla wiedzy, tak wiele jest dla…. A pilot, cóż podpowiada nadal trasę najlepszą, najbardziej bezpieczną, najpewniejszą z jego punktu-wyższego widzenia, jednak kierowca nie zawsze musi posłuchać…. I w ten sposób Ania może dotrzeć do swego celu i czekać na Tadka, który obecnie zatrzymał się w fajnym miejscu i nie zamierza jechać dalej :), hihi lub w ogóle myśli czy chce  dalej za nią jechać w to samo miejsce i wyznaczać dalszą wspólną trasę.. Niemniej jednak na wyższym poziomie, dusza pamięta i rozpoznaje się wzajemnie ze swoją towarzyszką, na wyższym poziomie czuć wdzięczność i ciepło serca, to jest ta przestrzeń w której się już nie warunkuje człowieka a raczej Istoty duchowej pod względem ziemskim, czysto ludzkim, bo tam zawsze widać ten potencjał duszy do zmiany na lepsze, a to co się dzieje niżej jest po prostu blokadą, wybojem na trasie, przystankiem na zmianę opony gdy złapaliśmy gumę… I dusza nieraz czeka, czeka wierząc w poprawę, tutaj na Ziemi cierpi, bo partner nie rozumie, wydaje się że już nie kocha, że nie pamięta, że się odsunął, że jest inny, że się zmienił na gorsze…. Często problemem jest też to, że człowiek nie tyle się zmienił na gorsze co to, że utknął z jakimś wzorcem, którego przez lata właśnie w sobie nie chciał zmienić, i pozwolił mu się rozrosnąć do rangi problemu, który spowodował złapanie przysłowiowej gumy na drodze życia. A gdy nie będzie robił nic by te koło naprawić, wówczas nieraz z płaszczyzny wyższej schodzi pomoc w postaci środków przymusowych zaradczych… Jak to już kiedyś pisałam nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, i tzw. zło też ma swoje zadanie w planie Bożym, w którym nie ma braków… Jak na tej oazie spokoju gdzie Tadek złapał gumę, po pewnym czasie zacznie dostrzegać zmianę klimatu, pojawiające się skorpiony, węże i inne zagrożenia dla swego życia czy zdrowia, nie daj Boże coś go paskudnie ukąsi i zrobi się rana, wówczas wszystko co miało znaczenie traci je nagle i dokonuje się szybciej przewartościowania….  Ale ja i każdy jak sądzę, liczy że jednak ten scenariusz jest ostatni na liście, i że uda się człowieka nakłonić do spojrzenia szerzej wokół siebie, inaczej niż poprzez lęk, zagrożenie, czy ból… Dlatego wiele kobiet trwa przy tych swoich mężach, synach, czy ojcach jak tzw. aniołowie stróżowie, duchowi przewodnicy na to życie, lub kurator duchowy :), by nie stracili z oczu trasy głównej i nie zboczyli za mocno z kursu duszy… Wiele takich kobiet dziś ma ta wyższą świadomość, i są wielkim błogosławieństwem dla swoich rodzin, partnerów- nieraz bardzo trudnych, będących u nich jakby na resocjalizacji duchowej… Bywa oczywiście też odwrotnie- jest wielu mężczyzn z piękną duchową energią- ale ja głównie pracuję z kobietami, 🙂 dlatego to o nich częściej piszę, choć w swoim życiu spotkałam cudownych mężczyzn o pięknej duchowej energii, ciepłych, serdecznych, nie pięknych zewnętrznie, ale wewnętrznie- i zawsze przeważnie mieli duże powodzenie wśród kobiet, które instynktownie lgnęły do ich energii opiekuńczej, rozświetlającej, dającej poczucie bezpieczeństwa i spokoju…

Jak to więc jest z tą drugą połową? Z tą miłością duchową? Czy zawsze i wszędzie cię rozpoznam już nie istnieje? Czy nie ma wielkiej miłości prawdziwej, która przetrwa próbę czasu? Jest, jest ale trzeba umieć na nią spojrzeć inaczej, dojrzalej jakby, z mądrością duchową w sercu, ponad tym wymiarem, czysto fizycznym. Trzeba umieć pojąc, że ta twoja idealna połowa może tu być w jakimś człowieku w jego zespole cech w 60, 80 proc lub tylko 40….że każdy z nas jest na dziś na innym poziomie rozwoju, że nie każdy musi realizować swoje 100 proc poprzez miłość tylko partnerską, a co z miłością wnuków, dzieci, rodziców, hmmm krewnych, guru, Boga, brata, a nawet zwierząt. Duża część z nas uzupełnia te braki w procentach innymi miłościami- i wszystkie są prawdziwe i piękne.  Warto tu jednak rozgraniczyć kiedy te bardzo umowne podkreślam procenty-to tylko symbol do pokazania zjawiska, którymi się zasilamy są nieuczciwe i na ile przyczyniają się do krzywdzenia męża, żony, poprzez wprowadzanie do naszych realizacji kochanków, osób trzecich. Dziś to tzw. norma w wielu związkach, nie oceniam czy to dobre czy złe, nie potępiam, bo w życiu różnie bywa i wierzę, że może być bardzo trudno czasem, po latach odnaleźć wspólne cele z naszym stałym partnerem… Ale jeśli nie ma patologii i jawnego krzywdzenia szczególnie dzieci, to warto popatrzeć, zweryfikować te nasze układy, związki pod względem duchowym- ot tak dla siebie samego, by mieć rzut planu z lotu ptaka, z kokpitu duszy. Hihi czasem warto też popatrzeć na tę nową miłość z perspektywy doświadczenia osoby, która jednak już jakiś czas w trwałym układzie była, żyła. Jak za 10-15 lat oceniłabym tego Franka, który teraz wydaje mi się tą cudowną alternatywą-odskocznią? Ciekawie jest czasem popatrzeć na co ten Franek narzeka u swojej żony, lub byłej, jakie jego nieprzerobione aspekty-plany to ujawnia i czy my będziemy wstanie mu pomóc ten aspekt naprawić w sobie. Nie miejmy złudzeń, nie spotykamy się tylko dla zabawy-zasada jest ta sama co na wstępie, zawsze coś nas do siebie przyciąga, i czy zakładamy tylko flirt, krótki romans, dla zabawy, nie chcemy wielkich planów lub chcemy…zawsze po jakimś czasie zaczynają się schody i przychodzi proza życia… Warto więc rzucić okiem na wspólne programy i zastanowić się, czy mam siłę, ochotę, świadomość że w zasadzie zaczynam drugą albo równorzędną wycieczkę, albo kolejny etap z nową osobą, po zakończeniu poprzedniego związku, bo przecież to żywa osoba z żywą księgą duszy, własną historia i uczuciami jak my a nie przerywnik w CV.

Ale wracając do długoletnich małżeństw, związków partnerskich, które po latach jakby utknęły, albo czują, że się wypaliły, lub że nie dają rady już iść dalej….że nie byliby razem gdyby nie kredyty, dzieci, majątek wspólny, rodzice, dzieci…itp. Gdy dusza w środku krzyczy kiedy on się obudzi? Czy zobaczy gdzie ja teraz jestem, czy w ogóle mnie dogoni, czy to jeszcze ma sens? Czy w końcu ty mnie widzisz, ale tak naprawdę mnie, czy twoja dusza jeszcze mnie poznaje? I czasem wydaje się naprawdę, że dusza jest tak zamroczona, że nie widzi, że człowiek jakby tak się zafascynował okolicznościami, błyskotkami na jakimś etapie wędrówki, że stracił z oczu to co ważne, nadrzędne sprawy, wiedzę duchową, że już nie słucha głosu serca, prawdy…ale głosów świata obiecujących łatwą lecz pustą przyjemność… I oddala się od nas i nie słyszy… I wiele osób wówczas traci nadzieję, albo poddaje się, daje się pociągnąć w dół (co też jest krzywdą wyrządzoną sobie samemu i swojej własnej duszy-długiem duchowym wobec siebie)….  Bo według mnie, wielkiego heroizmu, nieugiętej siły woli, wiary i wzorku duchowego otwartego, czyli wyższej świadomości wymaga wytrwanie w takiej sytuacji przy partnerze, mężu, żonie i swoją energią wydźwignięcie z rowu życiowego, w który wpadł na jakimś zakręcie życia i zwolnienie siebie, zatrzymanie się, dostosowanie swego tempa do jego, ale jednak nadal nie zaniżanie swoich prawd, wartości, wibracji duchowej. Rozumiecie? Na wyższym poziomie tak to mniej więcej wygląda, nie ma znaczenia czy Ania wybrała Tadka, czy Adasia, czy Franka, ważne na ile jej dusza z miłości była wstanie iść wspólnie, razem niosąc ten obraz duchowy przed sobą, widząc tę wyższą płaszczyznę- wymiar duchowy człowieka. Bardzo wiele związków zawieranych kiedyś funkcjonowało właśnie na tych zasadach, mieli wyższą świadomość niejako świętości i ważkości tej więzi duchowej,  która w rezultacie przekłada się na małżeństwo, dom i dzieci….

Dziś mieszamy często, łączymy różne energie i ich kompetencje, zadania, plany i dziwimy się później gdy sami łapiemy gumę na jakimś zakręcie… Dziś bardzo często karty pokazują małżeństwa nie w 2 lecz w 3 kielichów, gdzie facet ma dwie partnerki a kobieta dwóch partnerów. Jedno i drugie jest w związkach małżeńskich i są swoimi kochankami a ich małżonkowie czasem mają jeszcze swoje miłostki…to tworzy w zasadzie nie trójkąt już tylko czworokąt energetyczny …. I nawet szczerze nie zaglądam co z tego na płaszczyźnie fizycznej się magluje i jak bo to bez sensu.  To co dla mnie jest ważne to intencja człowieka… Zresztą pomijając już temat mieszania się energii partnerów-bo to nie o tym chciałam tu pisać, lecz o tym dlaczego do tego w ogóle dochodzi, dlaczego szukamy tych innych partnerów w ogóle. Główny problem tkwi w tym, że nie widzimy, że na początku nie było i nie ma dziś żadnego błędu w tym, że się spotkaliśmy. Wszystko sprowadza się do jednego zdania: …Pan Bóg- jakkolwiek Go nazywasz- nie mógł się pomylić, i wtedy to czuliśmy całym sobą, a nawet jeśli nie, to świadomie podjęliśmy tę decyzję by z tych  czy innych względów właśnie z tą osobą budować razem. I nawet z 20 procent zgodności da się wyprowadzić piękne plany i piękną wspólną drogę życiową cudownych doświadczeń, przy dobrej woli obojga, a przy słabej woli i ze stu procent można zrobić bagno i zajechać tylko kilka kilometrów do przodu…

Fakt, że miłość tzw. spowszedniała, zmieniła swoją jakość przez zwyczajne życiowe doświadczenia jest normalny, i czasem nawet zabawne jest gdy tego sobie nie uświadamiamy a czasem po prostu śmieszne. Bo te motylki w brzuszku pewnie że są fajne, ale warto pamiętać, że później odczuwa się je już inaczej i tylko od nas zależy czy docenimy smak starego wina, czy będziemy szukać coraz to nowych bodźców-smaków… Wielu ludzi też nie potrafi dostrzec miłości w cierpieniu, poprzez łzy, albo w sytuacjach trudnych życiowo, innymi słowy kojarzy miłość tylko z ekscytacją, uniesieniem, beztroską, tym pierwszym kopem energetycznym jaki daje fascynacja kimś nowym. Nie widzą też, że często w  życiu zatrzymują się na pewnym etapie, na szklanej ścianie, do której dochodzą w każdym związku, do wzorca na którym np. zawsze łapią gumą w partnerstwie…i nie ma gwarancji, że tym razem nie porzucą i tego Jasia przy tym samym wzorcu-problemie, który uznałam nie do przeskoczenia w poprzednich relacjach. Na szczęście ludzie przeważnie boją się przy trzeciej czy czwartej próbie, że już nie ułożą sobie życia, albo że zostaną sami na starość i często starają się podwójnie bo czują, że czas im się tutaj kończy a dusza ponagla do poświęceń.  Czasem też łatwej jest zmusić siebie do poświęcenia, do kompromisu w tej pierwszej fazie i pokonać faktycznie jakiś trudny odcinek z nową osobą, która wniesie akurat na ten czas ten aspekt, który nijak już nie potrafiliśmy sami dojrzeć, przewartościować… Niemniej jednak zawsze zakłada to na wyższym poziomie jakieś rozstanie-księgowanie tego czasu wymiany z duszą, z którą byliśmy dotąd….i warto starać się przynajmniej by te księgowanie wypadło dla nas z jak najmniejszym ciężarem winy, czyli poczuciem krzywdy drugiej strony.

W ostatnim kawałku tego artykułu, który nie pokryje wyrzyskich aspektów, bo w miarę jak piszę, w każdym prawie akapicie otwierają mi się nowe zakładki wiedzy, której nie mogę tu przelać, bo tekst byłyby tak nieznośnie długi i miałby tyle dygresji, że nikt by do końca nie dobrnął. A zatem w ostatniej części chciałabym złożyć swoisty hołd parom, które wytrwały ze sobą długie lata, potrafiąc docenić i rozkoszować się tym starym winem w swoich kielichach nawzajem. Nie muszą to być zaraz pierwsze małżeństwa, mogą być drugie, czasem trzecie związki….ale jeśli wytrwaliście z kimś wiele długich lat, bez tzw. zdrady, lub z jedną wybaczoną całym sercem przez partnera to kłaniam się z wielkim szacunkiem, bo te lata wspólne razem gdzie miłość duchowa jest i z wysiłkiem nieraz była niesiona przez różne etapy, to taki bonus dla duszy…. Ona świeci wówczas wyjątkową jakością, która dziś jest rzadką perłą, to wiara w drugiego człowieka, to poświęcenie dla wyższej idei niż ja sam, to miłość ozdobiona wstęgą cierpienia, obmyta łzami, umocniona testami wiary…. W zasadzie to także test wiary wyższej…choć to już pewnie mało kto zrozumie, ale dla tych co wiedzą co mam na myśli zostawiam jednak to zdanie. Każdy człowiek to ukryta pod wieloma warstwami duchowa miłość, która w miarę schodzenia w nasz wymiar okrywa się szczelnie różnymi programami, warstwami… To od nas zależy na ile potrafimy dostrzec w kimś ten jego wymiar, na ile zaufać wyższej przestrzeni, powierzyć się prowadzeniu….a na ile wybieramy inne rozwiązania kierując się jednak oglądem stąd…to też jest wybór, po prostu.

         Koniec końców i tak wszystkie drogi prowadzą do ostatecznego pojednania, wyzwolenia, wyrównania wszelkiego księgowania…. A miłość tam wyżej, jest czysta i wolna od naszych kalkulacji. W każdym jednym człowieku da się jeśli się chce, przy odrobinie dobrej woli dostrzec dobro i ten jego wyższy wymiar, jeśli jeszcze nie zaprzedał swojej duszy…. A wówczas to tylko kwestia naszego wyboru na ile chcemy w tym życiu pomóc tej osobie ciągnąć jego wózek a na ile bardziej popchnąć własny…. Te pchanie wózków i tzw. rozwój własny to też troszkę pułapka myślowa, ślepy zaułek, bo jeśli wierzymy, że ktoś blokuje nasz rozwój poprzez swoje braki albo nas hamuje i dlatego go porzucamy jak zużyty przedmiot, to jaki rozwój duchowy w tym widać? Im wyżej widzisz, im z bardziej wysoka potrafisz popatrzeć na wszystkie warstwy tym jaśniej widzisz, że nie ważne kto szybciej pcha wózek i dobiegnie do celu, ważne komu po drodze podałeś rękę, kogo opuściłeś w potrzebie, a komu podstawiłeś nogę żeby dostać to czego chciałeś…. Intencja to jest rozwój a nie odhaczanie kolejnych stacji na mapie życia. Czasem może się wydawać, że w życiu i miłości stoisz w miejscu i że nic już nie osiągniesz, podczas gdy ty stojąc w tzw. miejscu już szybujesz wysoko i jesteś siłaczem, bohaterem w świecie ducha a ten z kim się porównywałeś w myślach, i uznawałeś jego sukces jest tylko magikiem, który przesłania wzrok ducha iluzją prawdziwych wartości….

Magdalena

Brak komentarzy