Koło zatoczyło pełną pętlę i każdy przyszedł na egzamin ze swoich długów karmicznych, nadużyć, przegięć, tego nad czym kusiciel pracował z największym rozmysłem i pieczołowitością. Jeden zdawał z nieuczciwości, drugi ze zdrady, trzeci z nieustępliwości, czwarty z ja jestem mądrzejszy niż cała reszta świata, piąty z nadużyć magicznych, szósty z tyranii, siódmy z pobłażania własnemu ego, ósmy w zdradzaniu rodziny, zapominaniu o odpowiedzialności za swoje twory w życiu…. Nazwy są różne ale każdy jeden wie, co jest jego główną lub głównymi skłonnościami, słabościami. I te wszystkie drobiazgi zebrały się ostatnio w jednej wielkiej próbie, pt. „Jak daleko potrafi przegiąć i czy przekroczy nieprzekraczalne”. Gdy usprawiedliwienie za podłość w umyśle wita zamiast wyrzutów, wtedy nie widać, że się przekroczyło granicę, za którą powrotu nie ma, bo wyrzuty sumienia już nie działają, wtedy tylko warunki życiowe i sposób radzenia sobie z nimi ulega odmianie. Tzn. w codzienność i rutynę zapada to co kiedyś było tylko lekkim nadużyciem, a tzw. kombinowanie staje się kartą, za którą kupuję na kredyt to o czym marzyłem ale co jeszcze hamowałem w sobie… To wtedy pozwalamy sobie poddać się i upaść i taplamy się w swym narkotyku, czymkolwiek on dla ciebie jest- podziwem klaszczącej Sali, pięknem za cenę upodlenia innych, wybiciem się kosztem uczciwości…ceny są różne i miarka na egzaminie inna dla każdego w zależności od ilości punktów karnych już na koncie.
Przyzwyczaić się do nowej formy istnienia, pożywienia, schematu działania, nawyku. To jak z moim skrzywieniem kręgosłupa, teraz już mus nie ma wyboru, muszę chodzić wyprostowana stale sobie przypominać, inne mięśnie pracują, plecy bolą i kusi by zgarbić się i oklapnąć, wypocząć. Ale niestety tej opcji już nie ma, po dobroci nie chciało się, bo po co jak nic bolało, to teraz pewne zachowania już bezboleśnie nie przejdą, lecz odbiją się na zdrowiu, czyli jakości życia. W zasadzie pozostajemy bez wyboru, bo cóż to za wybór, żyć z bólem pogarszać stan rzeczy, albo pamiętać stale, że tym razem kręgosłup moralny musi być prosty, bo nagięty się złamie… Jak niewygodnie i ciężko jest pamiętać stale, że jestem własnym sędzią, nauczycielem, strażnikiem, kierowcą. Choć fajnie by było móc czasem rozejrzeć się wkoło i sobie wmówić czyja to wina że dziś mam garba, i nawet jak mi ulży te zrzucenie winy na innych, pleców mi to nie naprostuje i bólu nie zabierze, więc koniec końców, czas uznać, że już nie ma taryfy ulgowej.
I jak wam się dzisiaj idzie własną mapą, tym czym myśleliście, że jesteście i ścieżkami, które wydawały się oczywiste. Takie czasy. Osobiście nienawidzę egzaminów, zawsze nerwowo czekałam na dzień egzaminu, byłam kujonem, uczyłam się dużo, i zawsze chciałam zdać na najwyższe oceny, nie zadowalały mnie pośrednie wyniki. Teraz jak się przyglądam, jako że jest to czas dla każdego uzmysławiania sobie w praktyce kim jest- czyli własnych wzorców i zastępowania ich tzw. lepszymi, to widzę jakie wzorce mnie najbardziej określają. Nadal chcę zdać dobrze, lepiej, nadal się boję sprawdzianów. A teraz sprawdzian goni sprawdzian- to weryfikacja naszego Ja duchowego w pewnym sensie, bo każdy ma jakiś obraz siebie- swego tzw. właściwego kodu postępowania- według najlepszej miarki, i teraz musimy przyłożyć tę miarkę do sytuacji w życiu naszym i ludzi, z którymi się na co dzień spotykamy.
Wiedza przeszkadza nam kochać bezwarunkowo drugiego człowieka. Gdyby dało się wyłączyć myślenie, kto co i jak, i choć na chwilę zrównać ludzi w wartości i zasługiwaniu. O!, świat wówczas przeszedłby metamorfozę ze zgrzybiałego brudnego zgarbionego i poczwarnego wyrzutka w piękną księżniczkę, pełną gracji, z dobry serduszkiem- gdyby jednocześnie włączyć taki stan u wszystkich ludzi. I pod warunkiem, że umieliby go utrzymać, choć przez kilka minut – samo to już rozjaśniłoby ich dusze i umysły na tyle by pojęli prawdę o sobie nawzajem. Tylko tyle i aż tyle. Dziś przeczytałam jedno z najpiękniejszych zdań w swoim życiu – „Twoja wstydliwa tajemnica, którą ukrywasz przed światem, pełna poczucia winy, jest niczym jeżeli przyniesiesz ją do światła, ono ją rozproszy”. A któż z nas nie ma swoich dręczących wyrzutami sumienia sekretów? Myślę, że każdy z nas zbiera je już od dzieciństwa i z czasem powstaje z nich mała kopalnia tajemnic ukryta głęboko pod tabliczkami z napisem: wstyd, nigdy nie zaglądać, nie przyznawać się, kara, wina, itp. Czasem coś zabrzmi jak przypomnienie starego wstydliwego sekretu, który choć upchany głęboko nigdy tak naprawdę nie przestaje dręczyć wizją lęku. Każdy zaś lęk odcina zdradliwie i podstępnie od miłości, buduje mur tzw. niezasługiwania na miłość i jej przejawy, wmawia, że jesteśmy gorsi i musimy się ukrywać… I tak nieraz w miarę mijania czasu coraz bardziej zaczynamy wierzyć, że miłość nas już nie może pokochać, bo my po prostu jesteśmy źli, niegodni, bo jak się dowie o naszych sekretach to już na pewno nas odrzuci. I tak właśnie rodzi się na świecie dualizm zwany przeciwieństwem tego kim jesteśmy. I tak, coraz bardziej zagłębiamy się w wizji świata trudnego, okrutnego, pełnego złych ludzi- nie zasługujących na miłość, tak odgradzamy się od tego czego najbardziej potrzebujemy by się uwolnić- paradoksalnie!- od źródła miłości.
Ostatnio przeglądałam swoje pudełko ze starymi tzw. skarbami, zdjęciami, pamiątkami, myślami, których nie chciałam puścić by uleciały albo były tak cenne, że zamknęłam je w skrzyni i przechowywałam jak w sercu zamknięte na klucz…. Teraz chciałabym się podzielić modlitwą, którą znalazłam kiedyś, choć już niestety nie pamiętam autora…. To nie ważne jednak, ale istotne czy się z tym identyfikujemy … Skarby są w zasięgu ręki gdy tylko szczerze otworzymy własne szkatułki w swoim sercu dla Serca Boga, ofiarowując wszystko co jest w środku, nie wybiórczo, ale całkowicie do tzw. oczyszczenia i oddania… Co ma być i zostać niech będzie a co ma odejść oddaję bez żalu….
Między ustami a brzegiem pucharu wszystko się zdarzyć może. W tym jednym spojrzeniu, westchnieniu, zapłakaniu, jęknięciu duszy jest wszechświat i jego gorejące serce. Ktoś mądry przypomniał mi ostatnio, że Wszechświat nie jest niemym świadkiem naszych myśli, lecz słucha… Wypowiadaj więc ostrożnie swoje myśli i stąpaj lekko, bo zawsze stąpasz po czyiś marzeniach… I to jest prawda. Choć czasem bardzo ciężko utrzymać się w pionie gdy wiatr wieje, a deszcz oczy zalewa, a wkoło wszyscy mówią –to się nie może udać, to jednak przy samej mecie, zanim zegar wybije ostatnią sekundę- masz czas, by westchnąć sercem do Najwyższego Istnienia. A to westchnienie poniesie się echem przez cały wszechświat zmieniając ustawienia planet i graczy na szachownicy życia. Jedno szczere spojrzenie kruszy skały i przekonuje kata do zatrzymania ręki w pół drogi.
Wszyscy mamy tendencję poświęcania czasu i energii temu co zdaje się priorytetem, bo inni tak mówią, podczas gdy to co naprawdę bliskie naszemu sercu i życiu przecieka nam między palcami. To jest właśnie lokowanie energii….Nie ma ludzi ‘jak z obrazka’ tylko są żywi ludzie z problemami, emocjami buzującymi w środku, wkurzający się na korki i martwiący o wiele dupereli naraz. I w zasadzie to normalne, zewsząd mówi się nam, że ważne jak sobie z tym radzisz jakie masz podejście do życia- tak- to ważne. Nie zmienia to jednak faktu, że wielu z nas po prostu upycha te emocje, pytania, zmartwienia do szafy zwanej – wizerunek tego co wypada… i sami już nie wiemy później co mamy w środku, bo liczy się tylko to co inni widzą i jak im to pokażę.
Teraz są takie czasy, że można przymierzyć się do każdej energii, jakości w sobie. To jak mieć szansę zagrać każdą rolę w przedstawieniu w sztuce, takiej której się nie miało wcześniej, pobyć czyimś dublerem, albo tak się wymieszać z drugą osobą że tworzycie miks ….. To bardzo ciekawe, choć , zawsze warto zadać sobie pytanie do czego to ma prowadzić, po co, i jakie wyciągam wnioski dla siebie z tego pobytu w innym ciele. Bo wszystko ma głębszy sens- cel, inaczej nie dano by nam tylu ubrań do przymierzania teraz, to jak szukanie w czym mi najwygodniej, ale trzeba bardzo uważać żeby nie zagonić się w odgrywaniu dziwnej roli na tyle, żeby w niej nie utknąć, rozpoznać co już było, czy nasiąkłem za bardzo, nie identyfikować się z niczym do końca, umieć stanąć pośrodku, po to by zobaczy sens i rozpoznać co mnie dziś uszczęśliwia, sprawia że mam poczucie sensu życia, pełni. Nie lubię tu słowa uszczęśliwia, bo to może być opatrznie pojęte, tu ważniejszy ma sens, głębszy, poczucie że jest się we właściwym miejscu, czasie i skórze :).
Wszyscy tęsknią w mniejszym lub większym stopniu za AUTENTYCZNOŚCIĄ, wolnością, beztroską, spokojem, oddechem pełną piersią, stanem gdzie choć na chwilę mogę sobie pozwolić na puszczenie…
Ten rok to wciąż potykanie się o własne powtarzające się błędy. W tym roku możemy poczuć się jak złapani w pułapkę, jakbyśmy ugrzęźli w pętli czasu bez wyjścia, wciąż wracając w ten sam punkt…lub znacznie gorzej, cofając się do tyłu, po to by dogłębnie odczuć własną ‘porażkę’ w jakimś temacie. Po co to wszystko? Po to, że nie da się pójść nigdzie dalej, jeżeli na tym etapie nie zauważymy tego co nas zatrzymuje, hamuje, przyczyny kręcenia się wokół własnego ogona.